Tim Powers - Ostatnia Odzywka
Здесь есть возможность читать онлайн «Tim Powers - Ostatnia Odzywka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatnia Odzywka
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatnia Odzywka: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatnia Odzywka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatnia Odzywka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatnia Odzywka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Noce w marcu były nadal chłodne i chociaż słońce stało już wysoko na niebie – musiała być co najmniej dziewiąta lub dziesiąta – puszka budweisera przy jego łóżku była w dalszym ciągu zimna. Crane otworzył ją i wypił duszkiem połowę, a potem, z roztargnieniem, starł krople piwa z szarej szczeciny na brodzie.
Puszka pozostawiła na drewnianej podłodze blady pierścień. Susan nie krytykowała nigdy tego, że pije, ale nie podobało się jej, że robi to w sypialni. Podnosiła puszkę tak obojętnie, jakby to było czasopismo lub popielniczka, i wynosiła ją do salonu. Po tym, gdy zauważył ten zwyczaj, zostawił celowo kilka razy budweisera na nocnym stoliku, ale jej cicha wytrwałość spowodowała, że poczuł się nikczemny i teraz postępował tak już tylko wyjątkowo.
Przy drzwiach odezwał się gong i Crane uznał, że musiał też zabrzmieć kilka sekund wcześniej. Dźwignął się po swojej stronie królewskiej wielkości łoża, wciągnął dżinsy i włożył flanelową koszulę, a potem ruszył ciężkim krokiem do salonu. Nadal zapinając guziki, otworzył drzwi; nie kłopotał się nigdy tym, by wyjrzeć przez judasz.
Na ganku stał jego najbliższy sąsiad, Arky Mavranos.
– Ahoj, Pogo! – powitał go Arky, machając dwoma puszkami ulubionego piwa, coorsa. – W czym problem?
Wszystko to stanowiło standardowe powitanie Mavranosa, więc Crane nie odpowiedział, tylko zrobił krok na zewnątrz, usiadł w jednym z foteli na ganku i przyjął od przybyłego piwo.
– Ach – wyrecytował sumiennie Crane, otworzywszy puszkę i przystawiwszy do ucha pieniące się naczynie. – Oto odgłos przygotowywanego śniadania.
– Śniadania? – spytał Mavranos, szczerząc się spoza swoich nieporządnie utrzymanych brązowych wąsów. – Minęło południe. To jest lunch.
Crane zerknął ponad balustradą ganku na wieżę budynku Fidelity Federal Savings, rysującego się na szarym niebie w odległości pół mili na północ przy Main Street, ale nie mógł zogniskować wzroku na świecących cyfrach i literach tablicy, która znajdowała się na jego dachu. Parking Norm’s zajęła już znaczna liczba samochodów, sugerując południową porę, a dzikie papugi poranka zastąpiły na drutach telefonicznych wrony. Prawdopodobnie Mavranos miał rację.
– Przyniosłem twoją pocztę – dodał Arky. Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni parę kopert i upuścił je na zniszczony blat stołu.
Crane spojrzał na nie. Jedną z nich była długa, szara koperta Bank of America z pergaminowym okienkiem na adres – prawdopodobnie wyciąg z jego konta. Taki raport nie był nigdy aktualny – jeśli chciał się dowiedzieć, ile miał oszczędności, mógł po prostu spojrzeć na świstek wypluwany przez bankomat Versatel, kiedy urządzenie odda mu następnym razem kartę. Wrzucił nie otwarty list do plastikowego kosza na odpadki.
Druga koperta była zaadresowana pismem matki Susan.
Tę wyrzucił jeszcze szybciej.
– Zwykłe śmieci! – powiedział z szerokim uśmiechem. Pociągnął łyk piwa i wstał.
Otworzył drzwi i wszedł do domu, a za moment był z powrotem na fotelu z wypełnioną do połowy puszką budweisera, którą, wbrew sobie, znowu zostawił na podłodze w sypialni.
– Żona na zakupach? – spytał Arky.
Na zakupach, pomyślał Crane.
Susan uwielbiała te sprzedające po niższych cenach sklepy, które były wielkie jak hangary lotnicze. Wracała z nich zawsze obładowana torbami pełnymi plastikowych klipsów w kształcie rekina, które służyły do przytrzymywania na ziemi plażowego ręcznika, komicznych ceramicznych psów i działających na sprężynę urządzeń, które nakręca się na słoik z kawą rozpuszczalną, a które, gdy naciśniesz dźwignię, wydzielają ciemny proszek w precyzyjnie odmierzonej ilości, równej pojemności łyżeczki do herbaty. Jej nabytki obrosły wśród sąsiadów prześmiewczą legendą.
Crane wziął głęboki oddech, a potem osuszył puszkę budweisera. Zapowiadał się kolejny dzień ostrego picia.
– Tak… – odparł, odetchnąwszy. – Ziemia doniczkowa, sadzonki pomidorów… Wiosna za pasem, trzeba to wszystko wsadzić do ziemi.
– Wcześnie wstała.
Crane opuścił brodę i z nieruchomą twarzą zagapił się na swego sąsiada. Po chwili powiedział:
– Tak?
– Jasne. Widziałem ją, jak podlewała rośliny przed domem, zanim jeszcze wstało słońce.
Czując zawrót głowy, Crane podniósł się na nogi i spojrzał na ziemię w najbliższej doniczce na kwiaty. Wyglądała na wilgotną; sam podlewał rośliny wczoraj czy przedwczoraj? Nie mógł sobie przypomnieć.
– Wracam za moment – powiedział spokojnie.
Ponownie wszedł do domu i ruszył szybko korytarzem do kuchni, w której od trzynastu tygodni było nieprzyjemnie gorąco, ale nie spojrzał na kuchenkę, tylko otworzył lodówkę i wyjął zimną puszkę budweisera.
Znowu załomotało mu serce. Kogo Archimedes widział na ganku? Susan – na ile Crane gotów był to uznać, jeśli miał nowe piwo w ręku, a alkohol zaczynał przytępiać mu myśli – nie żyła. Trzynaście tygodni temu zmarła na nagły atak serca – migotanie komór.
Była martwa jeszcze przed tym, gdy pośpiesznie zawezwany ambulans – wyjąc syreną i błyskając światłami – zahamował z piskiem opon przy krawężniku od frontu domu. Sanitariusze weszli do wnętrza, stąpając ciężko ze swoimi metalowymi walizeczkami, i wnieśli ze sobą zapach gumy, środków dezynfekcyjnych, płynu po goleniu oraz spalin samochodowych. Używając czegoś w rodzaju elektrycznych łopat, usiłowali wprawić w ruch jej serce za pomocą wstrząsu elektrycznego, ale było już za późno.
Po tym, gdy zabrali ciało, Scott zauważył na stoliku przed kanapą, na której umarła Susan, jej kubek kawy, nadal gorącej – i zrozumiał w odrętwieniu, że nie byłby w stanie znieść tego, żeby kawa całkowicie wystygła, żeby została tak pozostawiona sama sobie, jak zapomniana przez jakiegoś roztargnionego gościa wypita do połowy puszka gazowanego napoju.
Poniósł ostrożnie kubek korytarzem do kuchni, wstawił go do kuchenki i włączył piekarnik, ustawiając niską temperaturę. Zaniepokojonym sąsiadom powiedział, że Susan zasłabła, a później, w ciągu dnia, wytłumaczył im, że wróciła do domu, ale odpoczywa.
Dawniej Susan kryła go wystarczająco często, telefonując do jego szefa i mówiąc, że Scott ma grypę – kiedy w istocie cierpiał na „chorobę popromienną”, jak nazywała kaca.
W ciągu dziewięćdziesięciu jeden dni, które upłynęły od jej śmierci, wynajdywał rozmaite wymówki – „odwiedza matkę”, „jest w wannie”, „zasnęła”, „szef wezwał ją dzisiaj wcześniej do pracy” – by wyjaśnić każdy moment jej nieobecności. Pił zamiast chodzić do roboty, więc mniej więcej w połowie popołudnia często sam na wpół wierzył w te wykręty, a wychodząc z domu, łapał się na tym, że przed zamknięciem drzwi zatrzymuje się w nich bezwiednie na chwilę, czekając, by go dogoniła, gdyż wyobrażał sobie, że Susan zmaga się z torebką lub dokonuje ostatnich pociągnięć szczotką do włosów.
Nie zaglądał do kuchenki, ponieważ wiedział, że nie zniósłby widoku kubka, z którego kawa wygotowała się do sucha.
Pił dopiero trzecie piwo tego dnia, a było już po południu, więc pociągnął głęboki łyk.
Kogo widział Archimedes? „Zanim jeszcze wstało słońce” – Crane spał wtedy, śniąc o tej grze na jeziorze, która miała miejsce dawno temu. Czy sen wywołał jakiegoś kruchego ducha Susan?
Albo czy sam dom wygenerował jej replikę?
Teraz, gdy kołysząc się, stał pośrodku kuchni, nie uznał tego za rzecz całkowicie niemożliwą – lub choćby nieprawdopodobną. Z całą pewnością każde z pomieszczeń nosiło ślady jej bytności i osobowości. Przybrany ojciec Scotta zrzekł się domu na jego rzecz w 1969 roku, dziesięć lat przed tym, gdy wprowadziła się do niego Susan, ale przedtem ani młody Crane, ani jego przybrany ojciec nie widzieli w stole nic więcej ponad przedmiot, który służy do kładzenia na nim różnych rzeczy, ani też nie uważali, że jedno mocne krzesło jest lepsze od innego; obrazki na ścianach były po prostu wyciętymi z albumów malarstwa zdjęciami, przyczepionymi pinezkami do ściany z gipsu modelarskiego.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatnia Odzywka»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatnia Odzywka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatnia Odzywka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.