Tim Powers - Ostatnia Odzywka
Здесь есть возможность читать онлайн «Tim Powers - Ostatnia Odzywka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatnia Odzywka
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatnia Odzywka: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatnia Odzywka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatnia Odzywka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatnia Odzywka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Teraz w domu były zasłony, dywany, gładkie ściany oraz odnowione półki na książki, które nie wyglądały tak, jakby zostały kupione na wyprzedaży – chociaż w istocie większość z nich pochodziła stamtąd.
Wciągnął nosem ciepłe kuchenne powietrze, które nadal zdawało się nieść zapach kawy.
– Susan? – szepnął.
Przez korytarz, prawdopodobnie z sypialni, dobiegł go słaby szelest.
Podskoczył, nogi ugięły się pod nim i usiadł ciężko na podłodze, a zimne piwo chlusnęło na płytki.
– Nic to – powiedział cicho, nie przejmując się tym, że nie przemawia do nikogo innego, poza sobą samym. – Posprzątam.
Pochylił się i wytarł pieniące się krople flanelowym rękawem koszuli.
Wiedział, że duchy nie istnieją – ale zdawało się, że ostatnio przydarza mu się wiele niemożliwych rzeczy.
O deszczowej północy siedział w fotelu w rogu salonu – nie potrafił spać w słotne noce – i patrzył nieobecnym wzrokiem na stojący po drugiej stronie pokoju uschnięty filodendron, zwieszający bezsilnie liście ponad krawędzią doniczki. Nagle stracił całkowicie poczucie głębokości i skali – lub, bardziej precyzyjnie – zrozumiał, że odległość i wielkość to iluzje. Poza odcinającymi się rozmaitościami, które odróżniały wici rośliny od takich rzeczy, jak delty rzek, żyłki i elektryczne łuki, były tam niewyraźnie widoczne we mgle prawdziwej przypadkowości kształty, które pozostawały trwałe; kształty, które tworzyły niewidzialny i niewyczuwalny szkielet wszechświata.
Trzymał szklaneczkę szkockiej i teraz pociągnął z niej spory łyk – whisky zdawała przemieniać się w nim w wodny wir, wciągający go w dół do studni, która nie była bardziej fizyczna od abstrakcyjnego kształtu filodendrona; a potem pole widzenia rozszerzyło się i jego indywidualność przepadła; i wiedział, ponieważ świadomość tego faktu stanowiła część przebywania w tym miejscu, że jest to ten poziom, który wszyscy dzielą ze sobą, ten najgłębszy i najszerszy basen – wspólny wodny stół – który rozpościera się pod indywidualnymi studniami, jakimi są ludzkie umysły.
Tam, na dole, daleko, w najgłębszych ostępach znajdowały się także uniwersalne, ożywione kształty – ogromne postaci, tak wieczne-ale-żywe jak Szatan pogrzebany w lodzie dantejskiego Inferno – zmieniające rytualnie swoje związki z innymi niczym planety, krążące dookoła słońca w tańcu, który trwał na długo przed tym, gdy pierwsze hominidy odkryły w gwiazdach i księżycu nocnego nieba wzory, po czym zaczęły się ich bać.
A potem Crane nie był już niczym więcej jak falą przerażenia, gnającą przed siebie w kierunku dających otuchę bliskich granic, w stronę jaskrawego, ożywionego jarzenia, które było świadomością.
W jakiś sposób, gdy wydostał się na powierzchnię, znalazł się w oświetlonej na niebiesko restauracji, z widelcem fettuccine Alfredo zawieszonym w połowie drogi do ust. W chłodnym powiewie z klimatyzacji płynęły zapachy czosnku i wina, a na fortepianie ktoś grał ospale The Way We Werę. Coś było nie tak z jego ciałem – spojrzał w dół i spostrzegł, że ma kobiece piersi.
Opadła mu szczęka i odezwał się głosem starej kobiety:
– Jejku, jeden z nich jest gotowy – otrzymuję od niego naprawdę wyraźny sygnał.
Wydostałem się przez niewłaściwą studnię, pomyślał, i zmusił się do powrotu, znowu w czerń – a kiedy ponownie stał się świadomy swojego otoczenia, siedział w swoim salonie, o ciemne okno bębnił deszcz, a po koszuli spływała mu szkocka whisky.
Zaledwie kilka dni temu siedział na frontowym ganku z Mavranosem, który machał swoją puszką piwa w kierunku każdej przejeżdżającej pośpiesznie po Main Street hondy i toyoty.
– Garnitury – mówił Arky – jadą do biur. Nie cieszysz się, że nie musimy wstawać na dźwięk budzika i gnać po to, żeby cały dzień przerzucać papiery?
Crane pokiwał pijacko głową.
– Dei bene fecerunt inopis me pusilli – powiedział – quodque fecerunt animi.
Mavranos zagapił się na niego.
– Co wygląda na problem?
– Hmm?
– Co mówiłeś przed chwilą?
– Och… Powiedziałem: „Bogowie czynią dobrze, kiedy pozbawiają mnie idei i ducha”.
– Nie wiedziałem, że znasz łacinę. To było po łacinie, prawda?
Crane pociągnął spory łyk piwa, by stłumić chwilową panikę.
– Och, jasne. Trochę znam. Wiesz, katolickie szkoły, i w ogóle.
W rzeczywistości nie był katolikiem i nie znał łaciny, poza terminami prawniczymi, zapamiętanymi z tajemniczych powieści. A to, co powiedział, nie brzmiało w najmniejszym nawet stopniu jak fragment katolickiej mszy.
Teraz, siedząc na kuchennej podłodze, odstawił piwo i zastanowił się, czy po prostu nie wariuje – i czy ma to jakiekolwiek znaczenie.
Pomyślał, by pójść do sypialni.
A co, jeśli jest tam jakaś jej forma, leżąca w łóżku?
Ta myśl jednocześnie przeraziła go i podnieciła. Jeszcze nie, uznał – to mogłoby być niczym otwarcie drzwiczek kuchenki, zanim suflet będzie gotowy. Skamieliny wymagają czasu, żeby się uformować.
Dźwignął się z trudem do pozycji stojącej i odsunął z czoła siwe włosy. A jeśli to nie jest całkiem ona, pomyślał, to nie szkodzi. Jest wystarczająco podobne, żeby oszukać pijanego.
Betsy Reculver zatrzymała się na gorącym jak piec Las Vegas Boulevard, po drugiej stronie autostrady, dokładnie naprzeciwko fontann i szerokiej kolumnady Caesars Pałace, i wciągnęła do płuc pustynne powietrze. Kiedy zmrużyła oczy, zmarszczki na jej policzkach i skroniach pogłębiły się.
Idący obok niej bardzo stary mężczyzna kuśtykał dalej, więc wyciągnęła dłoń i złapała go za rękaw.
– Zatrzymaj na chwilę dupsko, doktorku – powiedziała głośno Betsy.
Kilka jaskrawo ubranych turystek popatrzyło na nią. mijając ją pośpiesznie.
Starzec, który był znany jako doktor Leaky, najwyraźniej nie usłyszał. Przez kilka sekund usiłował iść dalej, a potem wyglądało na to, że załapał, iż coś mu w tym przeszkadza. Jego łysa, naznaczona ciemnymi plamkami głowa odwróciła się wolno na węźlastej szyi, a potem, kiedy zobaczył, że Betsy trzyma go za rękaw, otworzył szeroko oczy, jakby powodowało nim ogromne zdumienie.
– Ha? – wychrypiał. – Ha?
Miał na sobie drogi, szary garnitur, ale zawsze podciągał za wysoko spodnie. W tej chwili srebrna sprzączka ich paska znajdowała się powyżej splotu słonecznego. I, oczywiście, nigdy nie był w stanie podnieść opadającej szczęki i zamknąć ust.
– Nie możesz wąchać, ty bezwartościowy stary pijaczyno? Oddychaj.
Sama wciągnęła głęboko powietrze.
– To oni! – wykrzyknął doktor Leaky swoim piskliwym, ptasim głosem.
Spojrzała na niego pełna nadziei, ale stary wskazywał na kilka naturalnej wielkości malowanych posągów mężczyzn w togach, stojących pod szyldem Caesars Pałace po drugiej stronie ulicy. Jakiś turysta wetknął do wyciągniętej ręki jednej z postaci zapalniczkę Bic i pozował do zdjęcia, pochylając się nisko z papierosem w ustach.
– Nie, to nie oni. – Betsy potrząsnęła głową. – Chodź.
Kilka kroków dalej chodnikiem, gdy przechodzili przed zwróconą ku zachodowi fasadą Holiday Casino, przedstawiającą teatralny parowiec z Missisipi, doktor Leaky podniecił się ponownie:
– To oni! – skrzeknął, pokazując palcem.
Na pokładzie przypominającej statek konstrukcji stały figury w dziewiętnastowiecznych strojach, a w odgrodzonej lagunie pomiędzy chodnikiem i budynkiem unosiła się na wodzie przycumowana tratwa z dwoma postaciami podobnymi do Hucka Finna. Czerwony napis na zwieńczeniu muru głosił: „Niebezpieczne chemikalia – Nie zbliżać się do wody”.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatnia Odzywka»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatnia Odzywka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatnia Odzywka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.