Tim Powers - Ostatnia Odzywka

Здесь есть возможность читать онлайн «Tim Powers - Ostatnia Odzywka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ostatnia Odzywka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatnia Odzywka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dawno, dawno temu czarna magia zniszczyła Fisher Kinga Bugsy Siegela. Jałową ziemią Las Vegas zaczął władać nowy król. Przed dwudziestoma laty Scott Crane, jednooki hazardzista, przegrał ciało i duszę podczas dziwacznej gry w karty, która toczyła się na środku jeziora Mead. Zwycięzca przychodzi teraz, by odebrać wygraną.

Ostatnia Odzywka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatnia Odzywka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ty naprawdę chcesz ją ocalić – powiedział.

– To jest właściwie wszystko, co mi pozostało do zrobienia – odparł Crane.

– Musimy zatem wrócić do twojego telefonu, a ty będziesz musiał dźgnąć się znowu nożem lub wsadzić rękę do niszczarki dokumentów, jeśli to jest to, co ją sprowadza; a kiedy Diana zadzwoni, powiem jej, żeby wyjechała stamtąd, gdzie jest obecnie. Jeśli zostanie, spotkają to – umrze albo jeszcze gorzej – właśnie dlatego, że jest tak naiwna co do wszytkich tych rzeczy, kart, i w ogóle. Sądziłem, że dzięki temu będzie bezpieczniejsza, ale popatrz tylko, do czego doprowadził ten mały idiota. Powiem jej, żeby wyjechała. I powiem jej, jak ma to zrobić. Posłuchamnie. Dobra?

– Wsadź moją rękę do niszczarki.

– Nie dosłownie, ale coś, co zadziała. Dobrze?

– …jasne, Oz – Crane starał się wlać w te słowa nieco ironii, ale sam słyszał, że jego głos brzmi jak głos kogoś chorego, przerażonego i chcącego się przypodobać.

Mavranos wyszczerzył się.

– Zanim zaczniesz przerabiać się na kiełbasę, Pogo, zanim jeszcze wrócimy do domu – zadzwońmy pod twój numer. Nie ma sensu jechać tam, a tym bardziej rąbać cię na kawałki, jeżeli tamci przecięli przewody albo zostawili kogoś na miejscu.

– Dobra myśl – przyznał Crane, marząc o drinku.

Na tej samej ulicy, w holu wejściowym do Village Inn, był automat telefoniczny. Ozzie wrzucił ćwiartkę do jego szczeliny na monety, a potem, kiedy wystukiwał doskonale znany sobie numer, odchylił w bok słuchawkę.

Po dwóch sygnałach nastąpiła odpowiedź.

– Tak? – zabrzmiał młody, męski głos. – Dom Scotta Crane’a, on jest… słuchaj, mógłbyś chwilę zaczekać?

– Jasne – rzekł Ozzie, kiwając ponuro w kierunku Mavranosa.

Usłyszeli stłumiony odległością stukot, z jakim została odłożona słuchawka; gdzieś w przekazywanym z daleka tle zawarczał pies i zawył alarm samochodowy. Po chwili głos rozmówcy odezwał się ponownie:

– Tak, halo?

– Mógłbym rozmawiać ze Scottem Crane’em?

– Jezu, Scott miał wypadek – powiedział głos. – On, czekaj, widzę podjeżdżający samochód Jima, który był odwiedzić Scotta w szpitalu. Jim jest jego przyjacielem, zaczekasz, aż Jim tutaj przyjdzie? Będzie mógł ci powiedzieć, jak się rzeczy mają.

– Dzwonię z „Orange County Register” – rzekł Ozzie – żeby zapytać, czy chce zaprenumerować pismo. Przepraszam, że przeszkodziłem w takiej chwili.

I przerwał połączenie.

– Rany – powiedział Crane. – Zainstalowali kogoś u mnie w domu.

– Nie mów nic przez chwilę – rzekł Ozzie.

Odszedł od telefonu i wyjrzał przez okno na oświetloną żółtym światłem ulicę, wijącą się pod czarnym niebem.

– Mógłbym dać ogłoszenie do działu anonsów osobistych – powiedział cicho – ale nie miałbym cienia nadziei, że je ujrzy i przeczyta, jeślibym nie podał jej nazwiska; a tego nie ośmieliłbym się zrobić… nie wiem także, jak się teraz nazywa… – potrząsnął głową, zatroskany i niezadowolony. – Wyjdźmy na zewnątrz.

Crane i Mavranos wyszli za starym na trotuar Marinę Avenue, i idąc na południe, z powrotem nad wodę, dostosowali się do jego wolnego kroku. Pokryte gontami dachy stojących wzdłuż ulicy domów parowały już w słońcu, chociaż deszcz jeszcze opadał delikatną mgiełką na ulicę.

– SK-

– Nie trzymałem kart w dłoni od czasu tej gry w Horseshoe w 1969 roku – odezwał się Ozzie. – Nie mogłem ryzykować tego, że zostanę rozpoznany, i że wiadomość o tym dotrze do ciebie. Miałem sześćdziesiąt jeden lat, samochód, dwadzieścia cztery tysiące dolarów, przybraną dziewięcioletnią córkę i żadnych umiejętności, żadnego fachu.

Crane chciał coś powiedzieć, ale Ozzie nakazał mu gestem

milczenie.

– Ty już wypowiedziałeś swoje przeprosiny – ciągnął stary. – Poza tym, to było dawno temu. W każdym razie, ona i ja pojechaliśmy tam, gdzie człowiek może żyć tanio, i po jakimś czasie dostałem robotę-pierwszy raz w życiu – a Diana poszła do szkoły. Dokonałem pewnych dobrych inwestycji i przez ostatnich… powiedzmy dziesięć lat… żyłem wygodnie. Wiem, co trzeba zrobić, żeby otrzymać pomoc, tak jak miało to miejsce dziś rano; a jeśli dzieje się to raz na jakiś czas, to nawet mogę sobie na to pozwolić.

Ozzie roześmiał się.

– Wiesz, jak teraz zarabiam na życie? Wyrabiam popielniczki, kubki do kawy i dzbanki – wszystko z gliny. W ogródku mam piec do wypalania. Sprzedaję je do butików, takich nastawionych głównie na turystów. Zawsze sygnuję je fałszywym nazwiskiem. Za każdym razem, kiedy popyt na nie staje się poważny, przestaję na jakiś rok wyrabiać swoją ceramikę, aż ludzie zapomną o niej. Kiedyś lokalna gazeta chciała napisać o mnie artykuł; po tym fakcie przerwałem produkowanie tych cholernych garnczków na sześć lat. Nie chcę rozgłosu.

Deszcz padał teraz mocniej i światło dzienne gasło.

– Siedzieliście kiedyś w więzieniu? – spytał Ozzie.

Obaj mężczyźni skinęli głowami.

– Powiem wam, czego nienawidzę najbardziej – tego małego sracza bez muszli i sześciu facetów, którzy z niego korzystają. I nienawidzę myśli, że pewnego dnia zamieszkam może za śmietnikiem, mając na sobie jednocześnie cztery brudne koszule i trzy pary zadziwiająco starych spodni… i myśli o tym, że jestem poważnie pobity. Wiecie, aż tak, kiedy czuje się w sobie, że w człowieku latają połamane kości, a ci faceci nie przestają cię kopać. I nienawidzę myśli, że mógłbym wylądować w szpitalu, mając powtykane w siebie na wszelkie możliwe sposoby cewniki i respiratory. Szpitalnych kaczek. Odleżyn. Westchnął.

– Tym, co lubię, jest mój mały dom w hiszpańskim stylu, w którym mieszkam, całkowicie spłacony; i moje koty, i książki Louisa L’ Amoura, i whisky Ballantine, i stara fajka Kaywoodie, nabita prasowaną czerwoną Amphorą. I mam na kasetach wszystkie nagraniaBenny’ego Goodmana, GlennaMillerai Binga Crosby’ego.

– To jest to, co lubisz – powiedział cicho Mavranos.

– Zgadza się – przyznał Ozzie, patrząc przed siebie na wodę. – Kocham Dianę.

Jego pomarszczona stara twarz była mokra od deszczu.

– Ale zastanawiam się… czy mogę w ogóle cokolwiek zrobić. Oczywiście, to moje koty, książki L’Amoura i kasety są tym, co mi mówi: Nie ma nic takiego, co mógłby zrobić w tej sprawie osiemdziesięciodwuletni mężczyzna, więc – choć to takie smutne – zostań z nami w domu.

– Co oznacza „latanie w trawie”? – spytał Crane niespokojnie.

Ozzie mrugnął i spojrzał na niego.

– Hmm? Och, to stare określenie pilotów na latanie na bardzo niskiej wysokości, szorując brzuchem po ziemi, by uniknąć wykrycia przez radary. Pędzisz nad wzgórzami, niemal muskając linie energetyczne, i jesteś po prostu jeszcze jednym elementem szumu tła, który opisuje teren. Możesz być tuż przed nosem wroga, ale trzymasz się tak niskiego pułapu, że nawet cię nie zobaczą.

Wrócili do tablicy ostrzegającej przed obecnością kanału burzowego i Ozzie powiódł ich w prawo, wzdłuż chodnika nad wodą, prowadzącego w stronę promu. Mavranos, wyraźnie zniecierpliwiony wolnym krokiem swoich towarzyszy, chodził zygzakami daleko przed nimi.

– Czym dysponujecie na potrzeby podróży? – spytał stary. – Nie sądzę, żeby rozsądnie było wracać w pobliże twojego domu.

– Mam przy sobie – odparł Crane, dotykając kieszeni – jakieś dwa patyki.

– Ja także mam trochę forsy – powiedział Mavranos. – Scott ma w samochodzie gnata, kaliber.357, a ja.38 Special w schowku na rękawiczki i kapuję, że ty też masz broń. Strzelbę i amunicję możemy kupić po drodze – i zamykaną skrzynkę, żebyśmy legalnie przekroczyli granicę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ostatnia Odzywka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatnia Odzywka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ostatnia Odzywka»

Обсуждение, отзывы о книге «Ostatnia Odzywka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x