Tim Powers - Ostatnia Odzywka

Здесь есть возможность читать онлайн «Tim Powers - Ostatnia Odzywka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ostatnia Odzywka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatnia Odzywka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dawno, dawno temu czarna magia zniszczyła Fisher Kinga Bugsy Siegela. Jałową ziemią Las Vegas zaczął władać nowy król. Przed dwudziestoma laty Scott Crane, jednooki hazardzista, przegrał ciało i duszę podczas dziwacznej gry w karty, która toczyła się na środku jeziora Mead. Zwycięzca przychodzi teraz, by odebrać wygraną.

Ostatnia Odzywka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatnia Odzywka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Balboa było ciche w ten wiosenny poranek. Po mokrej nawierzchni Balboa Boulevard przemykały z sykiem samochody, ale przy krawężniku były wolne miejscapostojowe, a przechodnie na trotuarach wyglądali na miejscowych, którzy, zwabieni przez zapach gorącej kawy i chłodnej bryzy, zmierzali do pobliskiej piekarni.

– Dokąd chodziliście na te… te pączki? – spytał Mawanos, trzymając ręce w kieszeniach wystrzępionej kurtki khaki.

– Bączki – poprawił go Crane. – Tak nazwała je moja młodsza siostra. Nie tutaj. Tam dalej, na wyspie.

Tam na wyspie. To zdanie zaniepokoiło go nieco, gdyż nie podobała mu się myśl, że nawet teraz w pobliżu jest dużo wody – przed nimi kanał, a dalej ocean.

– „Zagraża tobie śmierć w wodzie” – powiedział Mavranos.

Crane spojrzał na niego ostro.

– Co?

– To z Jałowej ziemi wiesz, T.S. Eliota. Początek wiersza, gdy Madame Sosostris wróży z kart tarota. „A tutaj jednooki handlarz, a ta karta, / która jest pusta, oznacza coś, co niesie na plecach, / Czego mi widzieć nie wolno. Nie znajduję / Wisielca. Zagraża tobie śmierć w wodzie”.

Crane przystanął ponownie i zagapił się na Mavranosa. Na chodniku podskakiwała mewa, a inna krzyczała przenikliwie gdzieś nad ich głowami.

– Łazisz wokoło, czytając T.S. Eliota – powiedział Crane.

Mavranos spojrzał na niego wojowniczo.

– Uczę się. Może nie czytałem tego twojego Hemingwaya i H. Salt Fitzgeralda, ale z wielu książek dowiedziałem się mnóstwa rzeczy, które muszą mi pomóc znaleźć lekarstwo. A jeśli nie dostrzegasz, że ma to także coś wspólnego z twoimi kłopotami, to…

– Nie, nie, naprawdę to widzę. Musisz powiedzieć mi coś więcej o Jałowej ziemi i o Eliocie. Chodzi o to, że… to raczej rzadkość, by wpaść na kogoś, kto wyskoczy nagle, ot tak sobie, z cytatem z Eliota.

– Ty najwyraźniej nie zauważyłeś, że jestem nietuzinkowym człowiekiem, Pogo.

Kulejąc niezgrabnie i szurając nogą, Crane prowadził teraz Mavranosa wzdłuż Main, obok serwujących owoce morza eleganckich restauracji, w stronę odległego deptaku, poza barierą którego na szarozielonych falach kołysały się jachty na cumach. Przystań promu znajdowała się po ich lewej stronie, za Parkiem Rozrywki, z gnieżdżącymi się w jego arkadach chiromantami i stoiskami z mrożonymi bananami na patyku, ale od czasów, gdy przychodził tutaj z Ozziem i Dianą, nawet ten wąski obszar nabrał cech wyrafinowania.

Kiedyś znajdowały się tutaj krzykliwie pomalowane budy ze sklejki, a na zaśmieconym nabrzeżu wałkonili się hipisi i pijacy; teraz schody z balustradami z brązu wiodły do restauracji z parasolami na tarasach, w arkadach błyskały automaty gier wideo, a od lśniącej karuzeli płynęła dziwacznie swingowa wersja Ain’t WeGotFun.

Crane czuł się tutaj bardziej nie na miejscu niż wcześniej na drodze szybkiego ruchu.

Jeden prom stał w basenie portowym; jego żelazne wrota były podniesione, by wypuścić trzy samochody, które zjeżdżały na nabrzeże po dudniącej i trzeszczącej drewnianej rampie; inny prom oddalał się od lądu, znajdując się teraz w połowie szerokiego na milę kanału. Promy, pokryte zniszczoną czerwoną i białą farbą i z wyżartymi przez warunki atmosferyczne pokładami, zdawały się jedynymi elementami lokalnej scenerii, które mogły pochodzić z czasów zapamiętanych przez Scotta.

Crane wszedł na pokład, czując niechęć z powodu kołysania się. Zagraża tobie śmierć w wodzie, pomyślał.

Na szerokich siedzeniach drewnianych ławek stały kałuże deszczówki, pozostałe po porannym deszczu, więc Scott i Mavranos, dawszy po ćwiartce dolara dziewczynie w żółtym sztormiaku i z pojemnikiem na drobne na parcianym pasie, stali, zapierając się, na pokładzie pokrytym pomalow aną na szaro papą. Maszyny poszły w ruch i statek wypłynął łagodnie na otwarte wody, podczas gdy oni obserwowali, jak przybliżają się palmy, maszty jachtów i niskie budynki Balboa Island.

Mavranos odsunął z czoła potargane czarne włosy i wyjrzał ponad relingiem.

– Jezu, popatrz na te ryby-okonie i makrele, cholera, a tam jest rekin piaskowy. Gdyby wypalić w wodę ze strzelby, to można by ubić z tuzin za jednym zamachem.

Crane spojrzał na mrowie rozmazanych kształtów, widocznych pod powierzchnią wody.

– Założę się, że Saturn będzie bardzo jasny tej nocy – powiedział cicho. – A jego księżyce będą znikać za nim.

Na przystani wyspy zeszli z promu i ruszyli na wschód – wzdłuż szerokiego nadmorskiego bulwaru, leżącego pomiędzy drogimi, pozbawionymi ogródków domami po lewej, a wąską, pokrytą kałużami i podzieloną prywatnymi przystaniami plażą po prawej stronie. Crane kuśtykał równomiernie, chociaż twarz miał spoconą i bladą.

Z północy i z zachodu napływały ponownie ciemne chmury, tworząc żywy kontrast z łatami czystego nieba. Crane spojrzał w górę i ujrzał krążące wysoko mewy, oświetlone jasno przez promienie słońca, które padały ukośnie spoza kurtyny czarnych cumulusów.

Z piaszczystej skarpy na południowym krańcu Marinę Street wystawała gruba rura, która wnikała na kilka jardów w wodę. „Niebezpieczeństwo”, głosił napis na wznoszącej się nad nią tablicy, „Koniec kanału burzowego”.

Więcej wody, pomyślał Crane, i niebezpieczeństwa.

– Teraz w lewo – odezwał się nerwowo. – Tam dalej jest rynek. Warzywa, chleb. To tam chodziliśmy na pączki. Stare kąty. Ostatni raz byłem tutaj, gdy byłem po dwudziestce. Zaczekaj tu.

– Może będę mógł pomóc.

– Wyglądasz jak Dżyngis-chan. Zaufaj mi, zaczekaj.

– Dobra, Pogo, ale jeśli ten stary przyjdzie, zapamiętaj wszystko, co powie.

– Słuchaj, jestem dzisiaj trzeźwy, pamiętasz?

Crane pokuśtykał dalej ulicą, nadal w słońcu, ale w kierunku ciemności, która gęstniała pod ciągnącymi z północy chmurami. Wąskie domy tłoczyły się przy chodniku, a jedynymi ludźmi, jakich widział w to sobotnie przedpołudnie, były klęczące w maciupeńkich ogródkach kobiety oraz mężczyźni, wykonujący w otwartych garażach niemożliwe do zrozumienia czynności przy użyciu przenikliwie piszczących ręcznych urządzeń elektrycznych.

Rynek nazywał się teraz Hershey’ s Market, a nie Arden’ s Milk Market Spot, jak zapamiętał, drogeria zaś po drugiej stronie ulicy była obecnie agencją pośrednictwa nieruchomości; jednak kształty otaczających go budynków były takie same i Scott zaczął iść szybciej.

– Stój, Scott.

Znajomy głos brzmiał, jak niegdyś, rozkazująco i Crane usłuchał go odruchowo. Z wahaniem spojrzał w bok i dwadzieścia stóp dalej wzdłuż pokrytej kałużami ulicy, w cieniu markizy starej restauracji Village Inn, ujrzał wysoką, szczupłą postać.

– Oz?

– Mam broń, odbezpieczoną i z pociskami o ściętych czubkach, wycelowaną prosto w swoje serce – powiedział stary z napięciem. – Kto to jest ten twój kumpel, tam, nad wodą?

– Mój sąsiad, tkwi w podobnych kłopotach, co ja. Ja…

– Co to, do diabła, za terenówka?

– Terenówka…? Ta, którą przyjechałem? To jego auto, suburban. Kupuje samochody z parkingu zarekwirowanych pojazdów…

– Nieważne. Jaką książkę czytałeś, kiedy pojechaliśmy po Dianę?

– Niech cię szlag, Oz, nie masz prawa oczekiwać ode mnie, żebym to pamiętał, ale to była The MonsterMen Edgara Rice’a…

– Dobra, nie rozegrał jeszcze kolejnej gry. Prawdopodobnie odbędzie się to jednak podczas tej Wielkanocy.

Z cienia wyszedł stary człowiek, opierający się na aluminiowej laseczce o czworokątnej podstawie. Dookoła różowej łysiny miał rzadkie, białe jak bawełna włosy, a na sobie workowaty, ciemnoszary garnitur, białą koszulę i niebieski krawat. Kiedy szedł powoli przez mokry trotuar w kierunku Scotta, wolną rękę trzymał w prawej bocznej kieszeni płaszcza.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ostatnia Odzywka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatnia Odzywka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ostatnia Odzywka»

Обсуждение, отзывы о книге «Ostatnia Odzywka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x