Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata
Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bezsilni tego swiata
- Автор:
- Издательство:Amber
- Жанр:
- Год:2004
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Bogdan (rycerz dobra) dołączył do nich w samym środku wyborczo-etymologicznej dyskusji na temat: „Czy wybory w społeczeństwie karaluchów są możliwe, a jeśli tak, to jak powinny wyglądać?”
Skinął Belzbulowi, przywarł wargami do ciepłej dłoni Mariszki, pachnącej słodyczami i przytulnością jak domowa pianka owocowa, i przerywając strumień wypowiedzi Kostii, na wszelki wypadek przedstawił swojego towarzysza: „Wowa. Podopieczny”, ponieważ absolutnie nie pamiętał, komu z nich już swojego podopiecznego przedstawiał, a komu nie.
Jak należało się spodziewać (Bogdan zdążył się już do tego przyzwyczaić), podopieczny Wowa wywarł na obecnych wrażenie takie jak zawsze. Doszło do sceny. Podopieczny Wowa skłonił się niezgrabnie, aż ogromna czapa z szarobiałego futra zjechała mu na oczy. Wowa poprawia czapkę gwałtownym ruchem grubej jak polano ręki, oczywiście tej samej, w której trzyma reklamówkę z butelkami. Butelki brzęczą w torbie tak niebezpiecznie, że Kostia, sypiąc
iskrami z papierosa, rzuca się na ratunek, ale na szczęście wszystko dobrze się kończy. Wszyscy uśmiechają się z wysiłkiem, Mariszka mówi swoim najczulszym głosem: „Przecież my się znamy… Wowoczka, chce pan gumę do żucia?”, zaś Kostia Belzebul (dla niego to wszystko jest nowe) milczy, ale widać wyraźnie, że wygląd zewnętrzny, podobnie jak zachowanie podopiecznego Wowy rozjątrzyły go do żywego.
…Down. Absolutny i doskonały down. Gigantyczne, niezgrabne nożyska, obwisły tyłek, jak u starego hipopotama, smętne, zawsze opuszczone ramiona, ogromne łapska… i tłusta, biała twarz z lekko skośnymi oczami. Wiecznie rozchylone usta i stearynowe policzki, nalane młodym tłuszczem. I ciężki odór, prawie jak zapach konia. I babski głosik. I męcząca nieumiejętność łączenia słów… kompletna niezborność ruchów… Wzorcowo — podręcznikowa ofiara okrutnie obojętnego, dodatkowego dwudziestego pierwszego chromosomu. A na dodatek mroczny, bezcenny, okrutny dar — ukryty głęboko pod ohydną powłoką, na samym dnie tej dziwnej duszy.
— Możesz się spokojnie wyluzować — powiedział Bogdan, patrząc na Belzebula z uśmieszkiem. — Wowa jest absolutnie niegroźny. Czasem nawet bywa pożyteczny. Wowa, jak tam zdrowie wujka Kostii?
— Kamienie — odezwał się od razu wujek Kostia. Nie lubił tracić inicjatywy i nigdy jej nie tracił. — Kamienie, a pod kamieniami rak.
Ponieważ Wowa w żaden sposób na to nie zareagował i nadal wyglądał jak człowiek, który ma tylko niejasne wrażenie, o czym właściwie jest mowa i jaki mamy dzisiaj dzień, Kostia zaczął relacjonować swoją rozmowę z ostatnią dziewczyną. (Dialog w stylu: „Kim jest Bradbury?” — „Psychiatrą”. — „???!!!” — „No dobrze, przecież wiem, że to pisarz…” — „A co on napisał?” — „Zapiski wariata”…)
— Nie — powiedział Wowa nieoczekiwanie. Jak się okazuje, wcale nie słuchał opowieści o Bradburym i patrzył wyłącznie na Bogdana. — Nic takiego nie ma. Ale będzie grypa. Jutro.
Kostia zamilkł w pół słowa.
— A widzisz — powiedział Bogdan, z przyjemnością obserwując szybko zmieniające się spektrum mimiki Belzebuba. — A ty się bałeś.
— Kostia — zareagowała szybko Mariszka, już zaniepokojona. To znaczy, że jesteś nosicielem wirusów? Koszmar! — Zaczęła grzebać w swojej dużej torbie i jak sztukmistrz wyciąga królika z cylindra, wyjęła maseczkę z gazy. — Załóż.
— Jeszcze czego! — oburzył się Kostia.
— Zakładaj natychmiast!
Wtedy szczęknęły drzwi windy i wreszcie pojawił się gospodarz: w czarnej kurtce, posępny jak chmura gradowa i niesympatyczny jak inspektor celny. Obrzucił zebrane towarzystwo ciężkim spojrzeniem spod przymkniętych powiek, popatrzył na zegarek i wymamrotał niewyraźnie:
— Dobra, dobra. Chodźcie do mieszkania… — Wszyscy posłusznie poszli za nim.
W małym przedpokoju zaczęła się normalna przepychanka i krzątanina, mężczyźni zaczęli z galanterią odbierać od Mariszki kożuszek, a Wowa, podopieczny, zdjął tytaniczną czapkę i stał teraz pośrodku tego zamieszania, wszystkim przeszkadzając i nie umiejąc przedsięwziąć nic pożytecznego. Nie zdążyli się do końca rozebrać, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi i wszedł kolejny spóźniony gość.
Andriej Nieustraszony pojawił się nienaganny na duszy i ciele i generalnie nieskazitelny, niczym człowiek o komunistycznej przyszłości (albo arystokratycznej, jak kto woli), pocałował Mariszkę, reszcie pomachał ręką i od razu opowiedział najświeższą anegdotę o hakerze i jego DNA. Tengiz z trudem doczekał się zakończenia dowcipu i burknął: „Widziałeś się?” Strachowojownik, patrząc na niego nieruchomymi, jasnymi oczami, powiedział „A jakże!”. Oni jak zwykle mieli swoje prywatne sprawy, chociaż akurat dzisiaj nietrudno było się domyślić jakie.
Wówczas przybyła najważniejsza postać dzisiejszego wieczoru: nieszczęśliwy, trzęsący się jak w gorączce, uśmiechający się bez przerwy jak raz na zawsze nakręcona zabawka Wadim Christoforow Kaukaski, czyli Resulting Force, męczennik swojego talentu, a za nim jego tymczasowy towarzysz Matwiej, zatroskany, niespokojny, tragicznie źle ogolony i chyba nawet zgarbiony bardziej niż zwykle. Na widok tej pary Bogdan spiął się wewnętrznie, ale chyba tylko on. Pozostali zaczęli się jeszcze bardziej krzątać, rozmawiać jeszcze głośniej i z jeszcze większym ożywieniem. To również była reakcja na tę parę, tylko inna, bardziej histeryczna.
W pokoju gościnnym, gdzie cały środek zajmował staroświecki stół, jak zawsze nakryty ciężką serwetą, było jak zwykle ciemno (świeciła jedynie uliczna pomarańczowa latarnia za do połowy opuszczonymi roletami) i gdy ktoś włączył żyrandol przypominający stację kosmiczną dalekiej przyszłości, na ścianach pojawiły się, zatliły, zapłonęły obrazy: czarno-czerwony książę Alba Szemiakina patrzył na gości z lodowatą wrogością, powiało smętną nudą z żółto-niebieskiej ulicy Przechadzki dwudziestego pierwszego wieku Igora Tiulpanowa, mały Judasz garbił się przed obliczem gigantycznego Chrystusa na wielkim płótnie, a jedenastu apostołów, niebiesko-zielonych niczym ciała kur, które właśnie zaczynają sinieć, wyglądało na odprężonych i spokojnych… Czy Tengiz znał się na malarstwie, to była odrębna kwestia, natomiast dobór obrazów w jego mieszkaniu był niewątpliwie specyficzny i na nieprzygotowanego człowieka ta niewielka galeria działała ogłuszająco. Ten, kto zdążył już do niej przywyknąć, obrzucał obrazy roztargnionym spojrzeniem i już wiedział, że poprzednim razem znowu coś przeoczył i coś nie do końca zrozumiał…
Do Belzebula, który w swojej maseczce z gazy przypominał chirurga szykującego się do operacji, cała ta refleksja nie miała najmniejszego zastosowania: od razu poszedł z Mariszką do kuchni, za to podopieczny Wowa rzeczywiście osłupiał. Młodzieniec najwyraźniej nie był oswojony z taką sztuką. Należało zresztą wątpić, czy był oswojony z jakąkolwiek sztuką. Jego ojciec był alkoholikiem od pokoleń, matka zaś — właścicielką trzech warzywniaków, twardą babą z rodzaju nieugiętych rosyjskich kariatyd, czyli atlantów płci żeńskiej…
Panujący w mieszkaniu rejwach jeszcze się nasilił: przybył Jurka Wariograf, rosły, rumiany, z pulchnymi policzkami i wesołą szczoteczką wąsików. „Uwaga! — witano go. — Achtung, Achtung , as Kostomarow w powietrzu! Dajcie mu natychmiast wódki! Błagam, nalejcie mu wódki, póki nie jest za późno…” I już niesiono z kuchni szklankę wódki i już nieszczęsny Kostomarow posłusznie ją przyjmował i pokornie pochłaniał, wylewając diamentowy płyn na szalik i wyłogi zsuniętego z ramion palta.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.