Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zbliżają się wybory gubernatora Petersburga. Spiskowcy, stosując przemoc i tortury, chcą zapewnić wygraną swojemu kandydatowi. Na nic się to jednak nie zdaje, bo zwycięzca zostaje zabity strumieniem…

Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— No, jak to: strzeliłeś, chybiłeś, to kłujesz bisurmana bagnetem…

— Rozumiem. Tak, to chyba to samo. Chce pan mu je sprzedać?

— Może.

— Hm.

— No, powiedzmy, nie całkiem sprzedać — powiedział Andriej lekko. — Powiedzmy… podarować.

— Ciekawy pomysł — zauważył Esauł, zapalając nowego papierosa.

— Proszę ze mnie nie drwić. Pan sobie nie wiadomo co o mnie pomyślał, a przecież ja chciałbym się jedynie z nim spotkać, porozmawiać, zaprzyjaźnić się, poprosić o pewną rzecz…

— To akurat nie będzie trudne — rzekł Esauł. — Ulica Donduriejewa sześć. Tam mieści się jego biuro. Bywa tam każdego dnia, włączając soboty i niedziele, od dziesiątej do szóstej. Proszę umówić się na spotkanie i przyjść.

— Tak po prostu?

— Bardzo po prostu.

— Dowolnego dnia?

— Dowolnego dnia. Jeśli tylko jest w mieście.

— To wspaniale — powiedział Andriej. — A gdzie mieszka?

— W domu nie przyjmuje. Nigdy i nikogo.

— Ach, tak… A mimo to?

— Proszę się zwrócić do biura adresowego — odparł chłodno Esauł.

Przez jakiś czas panowała cisza. Esauł palił, od czasu do czasu popatrując na Andrieja ze spokojnym oczekiwaniem. Miał minę człowieka, który długo się wahał, aż wreszcie podjął jakąś konkretną decyzję i teraz gotów jest siedzieć tu i czekać choćby do północy. Zresztą to pewnie znowu wizje pobudzonej wyobraźni. Andriej wyciągnął z kieszeni na piersi długą, wąską kopertę i z lekkim ukłonem podał ją Esaułowi. I w tym momencie nastąpiło wahanie. Przez jedną długą sekundę, a może nawet dwie sekundy Esauł patrzył na kopertę nieruchomym wzrokiem i Andriej od razu przypomniał sobie, co mówiono mu na ten temat: „…ale jeśli nie weźmie, wtedy możesz się już tylko modlić. Albo lepiej od razu wyjedź i to jak najdalej, za góry, do Tasmanii…” Esauł w końcu wyciągnął rękę, wziął kopertę i nie zaglądając do środka, wsunął ją do kieszeni płaszcza, jak drobniaki. Andriej tymczasem przypomniał sobie również początek zdania: „Jeśli weźmie honorarium, to jeszcze nic nie znaczy, ale jeśli nie weźmie…”

— Dziękuję panu — powiedział Esauł uprzejmie. — Mam nadzieję, że jest pan usatysfakcjonowany?

— Całkowicie.

— Ma pan jeszcze jakieś pytania?

— Raczej nie.

— W takim razie proszę wysłuchać bezpłatnej rady: niech pan porzuci ten pomysł.

— Jaki pomysł?

— Nie mam pojęcia. Pan wie lepiej. W każdym razie proszę porzucić. Nic z tego nie wyjdzie, nie pan pierwszy i nie pan ostatni.

— A dlaczego pan sądzi, że nic z tego nie wyjdzie?

— Na przykład dlatego że osobiście powiadomię go o naszej rozmowie.

— Ha! — zawołał Andriej rozbawiony. — Sprytnie! A co z poufnością? Przecież obiecał pan absolutną poufność.

— Uprzedzałem pana, że zadaje pan niebezpieczne pytania.

— Nie ma niebezpiecznych pytań, są tylko niebezpieczne odpowiedzi.

— Słusznie. Ale w tym konkretnym przypadku to jedno i to samo.

— Na szczęście, nic pan o mnie nie wie — rzekł Andriej. — Jest pan niebezpiecznym człowiekiem, Kornieju Awerianowiczu. Bardziej niebezpiecznym od moich pytań i daleko bardziej niebezpiecznym od swoich odpowiedzi.

— Skąd przypuszczenie, że nic o panu nie wiem? Wiem o panu wszystko, co jest niezbędne i na dodatek jeszcze kilka rzeczy całkiem niepotrzebnych.

— Tak? Na przykład?

— Wiem, ile tak naprawdę ma pan lat. Ile razy był pan żonaty, ile ma pan dzieci, ilu wnuków. Wiem, jak szukaliście Shambali. Góra Kajlas. Dolina Śmierci… Wszystko wiem. Jak rozkopywaliście Kala-i-mug i czym się to wszystko skończyło. Jak nurkował pan po „Czarnego

księcia”… Długo by wyliczać. Jest pan człowiekiem nieustraszonym, a przy tym bardzo wyrachowanym, brak strachu łączy się u pana ze zwierzęcą, proszę o wybaczenie, precyzją czynów: instynktownie wybiera pan najlepszą trasę, najzręczniejszy manewr, pozwalający ominąć zagrożenie. Јadnie pan śpiewa i całkiem nieźle brzdąka na gitarze… i jeszcze parę rzeczy. Kontynuować?

Andriej słuchał, zachowując absolutnie serdeczny i jednocześnie ironiczny wyraz twarzy. Zamiast odpowiedzi zacytował:

— „Ożenił się Iwan Głuptas z Wasylisą Piękną i ona została Wasylisą Głuptas…”

— Tak, o tym też słyszałem: jest pan wielkim miłośnikiem dowcipów.

Oh, yes ! To mój konik.

Esauł wzruszył ramionami.

— W takim razie niech pan opowie ostatni — zaproponował.

— Ostatni? — zapytał Andriej z uśmiechem.

Esauł nie odpowiedział. W milczeniu patrzył przezroczystymi oczami, które nagle znieruchomiały, jak na fotografii.

— Proszę bardzo — rzekł Andriej. — Lenin i Dzierżyński zbierają grzyby. Nagle zza drzew wyłania się jeszcze jeden grzybiarz. Lenin chwyta Dzierżyńskiego za płaszcz i woła: „Feliksie Edmundowiczu! Czemu pan tak patrzy, niechże pan strzela, prędzej!” Dzierżyński strzela, Lenin podbiega do trupa, przekręca go nogą i mówi usatysfakcjonowany: „Najprawdopodobniej mienszewik”.

Esauł uśmiechnął się — wyłącznie z grzeczności.

— I to ma być ostatni? Temu dowcipowi rosła siwa broda, gdy ja wchodziłem pod stół.

— Bardzo możliwe. Opowiedziałem go na zasadzie skojarzenia.

— To znaczy?

— Pańskie słowo „ostatni” tak mi to jakoś nasunęło.

Esauł uśmiechnął się jeszcze raz i znowu jakby niechętnie.

— Tak. Nie należy pan do ludzi lękliwych, Andrieju Juriewiczu.

— Dokładnie tak, Kornieju Awerianowiczu: absolutnie nie należę. To też proszę przekazać.

I tym optymistycznym akcentem spotkanie pomyślnie się zakończyło. Bez ofiar i zniszczeń. Teraz można było ze spokojnym sumieniem pojechać do Tengiza. Już był spóźniony, ale przecież wszyscy się spóźniają. Tylko ten się nigdy nie spóźnia, co nic nie robi…

Rozdział 8

Grudzień

Nadal piątek

Wszyscy w komplecie

Oczywiście nikt nie przyszedł o wyznaczonej porze, wszyscy się spóźnili. Jako pierwsza, spóźniona dziesięć minut, zjawiła się Mariszka, obładowana koszykami z jedzeniem, i Kostia Belzebul z dwoma butelkami wódki Kristall. Ponieważ jednak w mieszkaniu nikogo nie było, goście pocałowali klamkę i, jak zwykle, usadowili się na klatce schodowej przy zsypie, gdzie wypalili po papierosie. Rozmawiali przede wszystkim o skandalach przedwyborczych oraz o dziwnym zachowaniu dolara. Mieli różne sympatie polityczne. Mariszka planowała głosować na Inteligenta, którego Kostia uważał za nudziarza, gadułę i ciepłe kluchy. Sam miał zamiar oddać głos na Generała.

— Aha, zatęskniliście za Skałozubem — gorączkowała się Mariszka. — Już on was ustawi w szeregu, już was uspokoi, spróbujcie tylko pisnąć…

— Najwyższa pora — rzekł niezrażony Kostia. — Najwyższa pora ustawić nas w szeregu, nie zaszkodziłoby też uspokoić. Rozszczekały się kundle… — Wysoki, chudy Kostia, składający się wyłącznie z kantów, łokci, ścięgien i przegubów, w swoim nieśmiertelnym zielonym palcie do pięt, przypominał nie tyle Belzebula, ile Duremara. Zresztą, w pewnym sensie był Duremarem. Tylko że Duremar lubił pijawki, a Kostia wszystkie małe stworzonka bez wyjątku. Pijawki też lubił. A one lubiły jego. Ale najbardziej lubił (uwielbiał, szanował, cenił, wychwalał, omal że nie całował) stawonogi. Na przykład karaluchy. Często i chętnie powtarzał: „To prawda, że dowolny człowiek jest mądrzejszy od karalucha, ale z drugiej strony, dowolny tłum ludzi jest niepomiernie głupszy od stada karaluchów”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadije Strugacki
Arkadije Strugacki - Tesko je biti Bog
Arkadije Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkady Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij a Boris Strugačtí
Отзывы о книге «Bezsilni tego swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x