Wladimir Sawczenko - Retronauci

Здесь есть возможность читать онлайн « Wladimir Sawczenko - Retronauci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Kraków, Год выпуска: 1989, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Retronauci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Retronauci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zebrane opowiadania prezentują rozmaite odmiany literatury sf od „powieści kryminalnej w czterech trupach” do interesującej parafrazy motywu wehikulu czasu. Pisarz rezygnuje niekiedy z zasady prawdopodobieństwa naukowego na rzecz fantazji paradoksalnych hipotez i eksperymentów intelektualnych. Jego utwory dobrze osądzone są w codzienności radzieckiej, wiele tu trafnych obserwacji obyczajowych i humoru.

Retronauci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Retronauci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Ach, ty… — z nasz chłopak zaklął cienkim głosem, niepewnie i starannie wymawiając brzydkie słowa. Wokół rozległy się chichoty.

Chłopak czekał, aż Boria wstanie (nie bije się leżącego), i zobaczył jego oczy. Była w nich i zaciętość, i osamotnienie, i bolesna prośba: nie trzeba! Widać było, że nie ma ochoty wstawać ze śniegu i dalej walczyć. Chłopiec na mgnienie zawahał się: on też nie chciał się bić, czuł się samotnie i podle wśród oczekujących okrutnego widowiska rówieśników, lecz nie pozwolił sobie na sentymenty: mogli powiedzieć, że się boi, a oprócz tego rozumiał, że jest silniejszy i zwycięży. Bijatyka trwała, chłopak rozbił nos Borii, ten rozpłakał się. Chłopcu długo jeszcze było żal Borii, było mu wstyd, chciał spełnić dobry uczynek. Ale nic dobrego nie zrobił dla niego, na odwrót, traktował go, jak przystoi zwycięzcy, surowo i pogardliwie. A Boria patrzył na chłopca z wyrzutem, dlatego że wszystko zrozumiał, tylko nie potrafił tego powiedzieć, jak nie potrafiłby wyrazić słowami swych przeżyć również chłopiec.

Wydaje się, że był to pierwszy przypadek, kiedy chłopiec stanął przed wyborem: postąpić zgodnie z sumieniem, ze swymi odczuciami — albo tak samo jak inni…

II

Piotr Iwanowicz czytał książkę przez całą sobotę, niespokojnie przespał noc, potem czytał przez pół niedzieli. Zmizerniał przez ten czas, niemal bez przerwy palił, nawet zapomniał się ogolić. Żona wypytywała, co się z nim dzieje i czy aby nie zachorował; Piotr Iwanowicz zbywał ją niczym.

I im bardziej zbliżał się do końca książki, tym częściej w jego myślach pojawiało się pytanie: jak żyć dalej?

Nie, książka nie ukazywała jakichś szczególnie ciemnych stron jego życia, nie naruszała proporcji między jego dodatnimi a ujemnymi cechami, nie demaskowała jego poważnych przewinień (przecież nic nie było do demaskowania). Wszystko w niej po prostu zostało przedstawione tak, jak było. Ciekawe (Piotr Iwanowicz dopiero potem, retrospektywnie, zwrócił uwagę na tę osobliwość), że książka opowiadała o nim prawie bez uogólnień i bez jakichkolwiek uściślających szczegółów — mówiła tylko o tym, co i tak sam pamiętał. Na przykład nie pamiętał imienia tej dawno zmarłej siostry Liny Moisiejewny — chociaż na pewno miała jakieś imię — i w książce też jej imienia nie było. Jednocześnie książka nie stanowiła drobiazgowego protokołu poczynań, ale mówiła o rzeczach ważnych, przeprowadzała porównania, wyciągała wnioski, lecz znowu na podstawie tego, co i tak wiedział i pamiętał.

W księdze było wszystko. I jak tam, za Bajkałem, razem z przyjacielem Walerym uciekł z obozu pionierskiego, jak szli ponad trzydzieści kilometrów leśnymi ścieżkami do stanicy — po prostu dla romantyki, lecz i trochę z wyrachowania: uciekli ostatniego dnia, dlatego że romantyka romantyką, a obozowego wiktu lekceważyć nie należało. Jak wrócił z matką i siostrami do swojego zniszczonego miasta, głodował, a czasem nawet kradł na targu: tu ściągnął nieco makuchów, tam kartofle, gdzie indziej kawałek chleba ze straganu, jak chodził na trzecią zmianę do na wpół zrujnowanej szkoły i jak cała klasa podnosiła wrzask, kiedy w czasie lekcji gasło światło…

Piotr Iwanowicz kartkował książkę. Wszystko tam zostało opisane: jak po wojnie stopniowo stabilizowało się życie, jak chłopiec rósł, pustoszył z kolegami cudze ogrody, przyjaźnił się, zakochiwał, uczył się tańczyć „krok do przodu, dwa kroki w bok” — tango, jak cierpiał z powodu kiepskiego ubrania, młodzieńczych kompleksów i braku doświadczeń erotycznych, jak skończył szkołę, pojechał na studia do Charkowa na politechnikę, jak zaliczał rok po roku, wyróżniał się w pracy społecznej, jak „stracił cnotę”, jak ukończył studia i przeniósł się tutaj do pracy, jak się ożenił i jak dokonał pierwszego wynalazku, jak się zabawiał na delegacjach, jak osiągał kolejne szczeble drabiny służbowej, z kim się przyjaźnił i kogo nienawidził, kim pogardzał i kogo się bał… Słowem, jak z chłopczyka na trójkołowym rowerze stał się tym, kim jest: Piotrem Iwanowiczem, wyróżniającym się w instytucie specjalistą, umiarkowanym domatorem, przeciętnym inżynierem i kierownikiem, silnym — zdaniem innych oraz w swoim mniemaniu — i mądrym człowiekiem.

I teraz ten silny (według innych i według samego siebie) człowiek siedział oszołomiony, kierując wzrok ku oknu, za którym zapadał fioletowy zmierzch, i rozważał, co ma począć. Utopić się? Powiesić? Zaskarżyć do sądu? Czy też pospiesznie spakować walizkę i uciekać tam, gdzie nie ma ani krewnych, ani znajomych?

Najbardziej przytłaczające było to, że jego życie wraz ze wszelkimi sprawami, poczynaniami, motywami działań, ze wszystkimi dążeniami, wyrachowaniem, tajemnicami — jego prywatne życie, które nikogo nie powinno obchodzić — teraz stanie się własnością wszystkich. „Chwileczkę — spróbował uspokoić sumienie Piotr Iwanowicz — przecież nie ma w książce mojego imienia i nazwiska. I miasto, w którym się urodziłem, nie zostało podane, i także to, gdzie mieszkam… Ach, to właśnie jest najfatalniejsze, że tego nie ma. Gdyby było — zaskarżyłbym autora, zażądałbym dowodów, których nikt dostarczyć nie potrafi. Jakież w takiej sprawie mogą być dowody oprócz mojej pamięci! A tak — trzeba by najpierw samemu udowodnić, że chodzi właśnie o mnie, czyli jeszcze bardziej obnażać się i kompromitować. Lecz z drugiej strony, jeśli książka trafi do moich znajomych — rozpoznają. Bardzo szybko powiążą to, co im o mnie wiadomo (co sam opowiadałem), z tym, co napisane… i będą wyszydzać, poszturchiwać się, mrugać do siebie: patrzcie, to on… jak nagi! Do diabła!”

Piotr Iwanowicz potarł pulsujące skronie, przeszedł się po pokoju. „Więc dowiedzą się… a czego właściwie się dowiedzą? Co ja takiego zrobiłem? To że na studiach występowałem przeciwko Kosti Kostinowi? Tenże Kostia» zgrzeszył«wtedy z koleżanką z roku i wymigiwał się od małżeństwa, a ja na zebraniu komsomolskim zażądałem, żeby go za to wylać… Przecież tego nawet specjalnie nie ukrywam, było, minęło. Niejeden raz w przypływie pijackiej szczerości opowiadałem przyjaciołom i znajomym: oto jakim byłem niezłomnym i prostolinijnym durniem, aż nie do wiary! Ale i czasy były takie… Albo o tym, jak po aktywnym udziale w kampanii na rzecz tego, żeby wszyscy absolwenci wyjeżdżali zgodnie z nakazem pracy, sam dwukrotnie losowałem skierowanie, by trafić tutaj, do nowego instytutu? Przecież tego też nie ukrywałem. I miałem podstawy, inaczej nie skierowano by mnie tu. O rozmaitych sprawach i gierkach w instytucie? Wszyscy w miarę własnych możliwości tkwimy w nich — i wszyscy o wszystkich wiemy. O miłostkach, zwłaszcza w delegacjach? Między nami mężczyznami nie ma na ten temat tajemnic, lecz całkowite zrozumienie. Któż jest bez winy! Ech… wszystko to jest tak, ale nie tak”.

Nigdy nie był naiwnym prostolinijnym durniem. A o koleżance z roku wiedział od samego Kosti, współczuł mu i zazdrościł. Kiedy rzecz się wydała, odsunął się od niego — i wcale nie dlatego, że nagle zmienił zdanie. A kiedy Kostia prosił, żeby on, działacz na wydziale, przyszedł mu jakoś z pomocą, poręczył za niego, poparł, dlatego że w trakcie owej nagonki wyrzucano go z uczelni — on, Piotr Iwanowicz, nie poręczył i nie pomógł. Siebie i innych przekonał, że wszystko jest w porządku, człowiek dostał, na co zasłużył, i tylko w podświadomości osiadła przykra i nie wyrażona słowami myśl, iż rzecz nie w tym.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Retronauci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Retronauci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Retronauci»

Обсуждение, отзывы о книге «Retronauci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x