Doktor Kyagi Won, koreańska geolog specjalizująca się w badaniach lodowców, była jedną z czwórki azjatyckich badaczy, którzy przed ponad rokiem zaginęli w tajemniczych okolicznościach w pobliżu marsjańskiego bieguna. Ona i jej trzej koledzy: doktor Devi Sinha z Indii (kierownik wyprawy), doktor Hiroshi Kawakita z Japonii i doktor Ismail Jailani z Malezji, spędzili prawie tydzień w Valhalli, zanim wyprawili się na badania do wybranego przez siebie rejonu. Podczas pobytu na terenie placówki odizolowali się zupełnie od pozostałych jej mieszkańców. Wszyscy czworo jadali w stołówce przy oddzielnym stole i w przeciwieństwie do pełnych życia, nie stroniących od alkoholu naukowców ukraińskich goszczących w ośrodku przed rokiem, nigdy nie uczestniczyli w imprezach mających na celu umilenie mieszkańcom Valhalli długich wieczorów.
Trzech pracowników placówki nauczyło azjatyckich naukowców posługiwania się lodomobilem i innym specjalistycznym sprzętem, a potem wyprawiło się z nimi, żeby pomóc rozbić pierwszą bazę na powierzchni lodu. Wszyscy trzej powrócili, wygłaszając uwagi na temat opanowania członków azjatyckiej wyprawy.
— Można by pomyśleć, że to automaty — stwierdził jeden z ludzi, którzy pomagali wyprawie badaczy rozbijać obóz.
Doktor Won i jej koledzy wyprawili się w okolice bieguna pomocnego w szczególnym celu. Nie zgodzili się z wnioskami wcześniejszej, zorganizowanej przez badaczy ukraińskich ekspedycji. A wnioski te zyskały aplauz u wielu światowej sławy naukowców. Azjaci sądzili, że Ukraińcy zarówno przy pobieraniu próbek lodowego płaszcza, jak podczas późniejszej analizy warstw lodu w tych próbkach, popełnili poważne błędy, wskutek czego ich teoria dotycząca historii zmian osi obrotu Marsa jest błędna. Naukowcy azjatyccy zamierzali przeprowadzić te same badania w prawidłowy sposób. Chcieli udowodnić, że opracowana wcześniej przez doktora Kawakitę teoria na temat zmiany osi obrotu planety, zdyskredytowana przez odkrycia Ukraińców, jest w rzeczywistości prawdziwa.
Ostatniego dnia pobytu grupy badaczy w Valhalli Johann i Narong poinformowali ich, jak jest ważne, żeby podczas badań lodowca utrzymywali codzienną łączność radiową z Valhallą. Doktor Sinha nie był jednak przekonany, czy regularne kontakty z placówką są sprawą aż tak dużej wagi.
— Mamy mnóstwo pracy — oświadczył. — Będziemy się komunikowali z Valhallą tylko wtedy, kiedy to nam nie zakłóci toku pracy.
Właśnie takie podejście doktora Sinha do zagadnień związanych z bezpieczeństwem wyprawy sprawiło, że Narong i Johann nie zareagowali natychmiast, kiedy łączność została przerwana. Minął tydzień bez jakiejkolwiek wieści, zanim Valhalla wysłała w końcu do obozu naukowców dwie patrolówki z ekipami ratunkowymi. Ratownicy odnaleźli i bazę, w której wszystko wydawało się być w porządku, i pozostawiony o dwa kilometry od niej lodomobil z wyczerpanym źródłem zasilania. Patrolówki nie wykryły jednak nigdzie ani śladu ludzi. Wysłana nieco później przez Naronga ekipa dochodzeniowa, nawet mimo starannego przeszukania całej okolicy bazy także nie znalazła niczego, co mogłoby rzucić światło na zagadkę zniknięcia całej grupy. Ekipa ustaliła jednak, że sprzęt łączności uległ bardzo dziwnemu uszkodzeniu.
W normalnych warunkach dyrekcja MAK-a wysłałaby wówczas specjalną komisję mającą za zadanie dokończyć zaczęte przez Naronga i jego ludzi śledztwo. Kiedy jednak jego pisemny raport w tej sprawie dotarł w końcu do Mutchville, urzędnikom MAK-a wydano właśnie polecenie rozpoczęcia likwidacji placówki na Marsie. Zaginieni badacze nie byli wówczas najważniejszym problemem, jaki zaprzątał ich głowy. Kiedy ciało doktor Won znalazło się w Valhalli, było nadal zatopione w bryle lodu. Satoko Hayakawa, który nadzorował proces rozmrażania i autopsję, zameldował, że geolog nie miała ani jednej kości złamanej, nie zmarła z upływu krwi, ani nie chorowała na raka. W jej układzie trawiennym wciąż jeszcze znajdowało się pożywienie. Przyciśnięty w sprawie prawdopodobnej przyczyny jej śmierci, Satoko niepewnie stwierdził, że chyba zmarła na atak serca.
— W okolicach jej serca dostrzegam jakieś dziwne zmiany — oświadczył Johannowi. — Nie jestem jednak specjalistą kardiologiem.
Przy zwłokach doktor Won, w zawieszonej u pasa małej torbie, znaleziono jej przenośny minikomputer. Choć od dawna nie funkcjonował, Narong i Yasin po dokonaniu szczegółowych oględzin wszystkich części stwierdzili, że zawartość pamięci będzie można odczytać. Pracując razem naprędce zbudowali urządzenie umożliwiające dostęp do bazy danych. Proces zapoznawania się z nimi był jednak powolny i najeżony licznymi trudnościami. Całe dwa dni zajęło im wierne przetłumaczenie odczytanego tekstu, którego większość była niezrozumiałym dla żadnego z nich naukowym bełkotem. Okazało się jednak, że pamięć minikomputera doktor Won zawiera także jej pamiętnik. Pierwszy zapis sporządzono w dniu, w którym ona i jej koledzy odlecieli z portu kosmicznego w Sri Lance, udając się na spotkanie z okrążającą Ziemię stacją transportową, a ostatniego dokonano prawdopodobnie w dniu jej śmierci. Narong i Yasin skopiowali cały dziennik do pamięci dwóch niezależnych od siebie procesorów Valhalli, a później przynieśli do gabinetu Johanna wydruk zapisków z kilku ostatnich dni, spędzonych przez doktor Won na powierzchni lodu.
— Przeczytasz za chwilę coś niesamowitego — oświadczył Johannowi Narong.
— Moim zdaniem doktor Won tam, na powierzchni lodu, postradała zmysły i zaczęła mieć halucynacje — stwierdził Yasin. — Musieli w nią za bardzo orać. Albo to, albo cała ta cholerna historia jest jakimś skomplikowanym kantem, który spalił na panewce. Zapiski w pamiętniku dowodzą, że była pomylona, a zatem nie można brać na serio tego, co pisała. A zresztą, czego innego można się spodziewać po babie, której się wydawało, że jest naukowcem…
— Jeżeli nie masz nic przeciwko temu — przerwał mu Narong — pozwól, żeby Johann wyciągnął własne wnioski.
— Masz, Asie — rzekł Yasin, podając mu wydruk. Johann zaczai czytać wręczone mu stronice.
20 GRUDNIA 2142 ROKU
Jestem zmęczona. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Pracujemy po dwanaście, czternaście godzin dziennie, starając się znaleźć najlepsze miejsce do wierceń. Dzisiaj wydawało się nam, że trafiliśmy na punkt, który spełniałby wszystkie nasze wymagania. Moi koledzy ustawili maszyny i zaczęli pracować. Po wywierceniu otworu w lodzie o głębokości przekraczającej czterdzieści metrów okazało się jednak, że warstwy lodu zaczynają się nakładać. Doktor Sinha zbeształ mnie surowo za dokonanie niefachowej analizy geologicznej. Przenieśliśmy się w inne miejsce, ale i tam się okazało, że nie będziemy mogli pobrać dobrej próbki z odwiertu.
21 GRUDNIA 2142 ROKU
Najdłuższy dzień wyprawy. Jestem zupełnie wyczerpana, ale uzyskane wyniki są warte tak ciężkiej pracy. Wygląda na to, że w końcu udało się nam znaleźć idealne miejsce na wywiercenie szybu. Znajduje się o jakieś sześć kilometrów od nowego obozu i o ponad sześćdziesiąt od punktu, w którym tamci Ukraińcy pobrali próbkę lodowego płaszcza. Wywierciliśmy już otwór o głębokości przekraczającej sto metrów i wszystko wygląda doskonale. Doktor Kawakita dokonał wstępnej analizy górnych warstw i chyba jest bardzo zadowolony z uzyskanych rezultatów. Zanim poszłam spać, przypomniałam kierownikowi, że od trzech dni nie nawiązywaliśmy łączności z Valhallą. Powiedział, że wyśle im wiadomość następnego dnia po skończeniu pracy.
22 GRUDNIA 2142 ROKU
Читать дальше