Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Przyleciałem na jednej nodze — odparł z wyrzutem posiadacz okularów w cieniutkiej oprawce i puszystego wąsa słomianej barwy. Zobaczył Mirę i Pawła i załamał ręce. — Masz babo placek! To ich szukają, co? No, to wpadliśmy!

— Jeście nie — powiedział uspokajającym tonem Alauda. Otworzył torbę, którą przyniósł Reksio, wyjął dwie buteleczki, plaster i gazę, ułożył to wszystko obok Łukasza, następnie umoczył watę i zbliżył się do Miry. Dziewczyna wykonała płynny unik.

— Musie ci obmyć zadrapania — rzekł zmieszany Alauda.

— Um!

— Ja ją rozumiem — powiedział Mały. — Daj to mnie.

— Um!

— Ja ją rozumiem — uśmiechnął się Reksio. — Pozwólcie…

— Um!

Zapadło milczenie. Spod potarganej czupryny błysnęło w stronę kasza pytające spojrzenie.

Chłopiec siedział jak legendarny słup soli. Nie czuł już zmęczenia, tylko był skrępowany i onieśmielony. Wiedział, że zachowuje się idiotycznie, ale nie mógł nic na to poradzić.

Po dłuższej chwili Mały wybuchnął: — Nie widzisz, że ona czeka na ciebie?! Nie wiesz, co zrobić z wodą utlenioną i plastrem? Rusz się w końcu, ty łajzo!

Raptem zaszło coś zdumiewającego. Półżywa Mira zerwała się jak rozwścieczona lwica i z zaciśniętymi piąstkami skoczyła w stronę dryblasa.

— Łajzo?! — zawołała z furią. — Łajzo?! Kto niby jest łajzą? Łukasz szedł za panem aż tutaj! Wszystko widział! Od razu wiedział, że pan jest bandziorem! A potem, gdyby nie on… Gdyby nie on… — zabrakło jej tchu.

Mały odruchowo wtulił głowę w ramiona. Skośne oczy Alaudy stały się okrągłe i wielkie. Natomiast Reksio poprawił sobie palcem okulary, które zjechały mu na koniec nosa i powiedział:

— Tej kobiecie nie potrzeba żadnego spodka. Wystarczy jej miotła. Obleci cały wszechświat i wróci przez komin.

— Wiedźma — przytaknął Mały prostując się ostrożnie. — Jędza. Strzyga. Zróbcie z nią coś, zanim zamieni nas w padalce.

— Albo hieny.

Wyliczanie dalszych możliwości przerwał Łukasz. Wstał, wziął od Alaudy watę oraz buteleczki i pochylił się nad Mirą.

Zdarzają się ludzie, którym trzeba wrzasnąć do ucha: „ty łajzo!”, żeby wykrzesać z nich odrobinę energii. Ale są i inni. Ci muszą usłyszeć: „wcale nie jesteś łajzą”, aby dowieść sobie i światu, że istotnie nie ma w nich grama łajzowatości.

Łukasz należał do tego drugiego gatunku.

Oczywiście, nie jest bez znaczenia, kto człowiekowi powie: „nie jesteś łajzą”.

Chłopiec poruszał się sprężyście i pewnie. Okazało się też, że świetnie wie, co robić z jodyną, wodą utlenioną i plastrem.

W pewnej chwili, nie odwracając się, rzucił pod adresem fałszywych kosmitów: — W domu trzeba będzie dokładnie umyć wszystkie zadrapania i jeszcze raz zrobić opatrunek. A co się tyczy padalców i hien, to bardzo żałuję, że nie ma tu czarownicy, która zamieniłaby was w ludzi. Żeby tak wymyślać rannej.

— Surowo, ale sprawiedliwie — orzekł Alauda.

Łukasz skończył, uporządkował apteczkę, po czym bez namysłu nadstawił twarz dziwnemu osobnikowi w zielonym kombinezonie. Widać zanotował sobie w pamięci, że on jeden oszczędził złośliwych żarcików zmaltretowanej, „rannej” kobiecie.

Trzy minuty później oboje z Mirą przypominali wycinanki. Rozrzucone w artystycznym nieładzie skrawki plastra, gęsto ponalepiane na wszystkie odsłonięte części ciała, tworzyły obraz niepowtarzalny. Jeśli dodać do tego guzy, sińce i plamy jodyny, a także postrzępione łachmany, które mieli na sobie, to powiedzieć, że wyglądali okropnie, znaczy tyle, co nie powiedzieć nic.

Ale dwaj z konieczności bierni obserwatorzy podwójnej operacji byli zachwyceni.

— Wspaniale! — uniósł się Reksio. — Wypisz, wymaluj kosmici! Nawet bez zielonej farby.

— Spodek się zepsuł i spadli prosto na drut kolczasty — dodał z satysfakcją Mały.

— Teraz wsistko sibko się zagoi — pośpieszył z pociechą Alauda.

W tym momencie skądś z daleka nadbiegło przytłumione wołanie: — Miiirooo! Łuuukaaaszu! Odezwijcie się! Hop, hop!

Obu dowcipnisiom natychmiast przeszła ochota do żartów.

— No, jasne! — jęknął Mały. — Już są! Zszedłeś z posterunku — spojrzał ze strachem na Reksia — i nie mogłeś nas uprzedzić! Nie mamy chwili do stracenia! W nogi!

Teraz wypadki zaczęły toczyć się szybko. To znaczy potoczyłyby się szybko, gdyby nie drobna przeszkoda.

— Miiirooo! Łukaaaszuuu! Czy nas słyszyyycie? Hop, hop!

Był to właśnie ten moment, kiedy po krótkiej przerwie w poszukiwaniach, ludzie pod wodzą pana Nowaka, majora i gajowego przystąpili do przetrząsania betonowego zwałowiska.

— Już, już! — ponaglał gorączkowo Mały. — Reksio, zabieraj robota. Ja wezmę kalejdoskop. Alauda, jak tylko znikniemy, podpalaj spodek. Nie mogą go tu znaleźć. Miro, Łukaszu, tędy — pokazał im otwór, znajdujący się za srebrnym bąkiem, a sam wbiegł do wnęki, w której spędziła noc para zaginionych. Reksio podążył za nim. Niebawem ukazali się z powrotem. Pierwszy niósł długą rurę, wcale nie tak wąską, jak zdawało się w ciemności. Natomiast drugi taszczył coś, na widok czego Łukasz wzdrygnął się, a potem szeroko otworzył oczy. Posąg! Metalowy człowiek!

Ten sam, na którego natknął się w mroku i który próbował go odeprzeć.

Dostał wtedy za swoje, ale widać nic mu się nie stało. A więc to jest robot. Mały wołał przecież: Reksio, bierz robota! Skąd oni go mają?

Chłopiec chętnie przyjrzałby się bliżej niesamowitej maszynie, ale na dokładniejsze oględziny nie było czasu. No nic — obiecał sobie w duchu. — Jeszcze mi go pokażą.

Robot rzeczywiście przypominał niskiego człowieka. Miał niedużą głowę z romboidalną twarzą, tułów pełen kolorowych przycisków oraz nogi, kołyszące się teraz w powietrzu jak na sprężynach. Właściwie nie „jak”, a właśnie na sprężynach, które wmontowano w jego ruchome barki, łokcie, biodra i kolana. To dzięki tym sprężynom mógł zachować się w nocy jak żywy napastnik.

— Na co czekacie? — rzucił Mały, spostrzegłszy, że Mira i Łukasz wciąż siedzą na swoim klocku. Dziewczyna powiedziała głośno i zdecydowanie:

— Nie.

Reksio, który akurat przechodził obok niej, z wrażenia omal nie upuścił robota.

— Co „nie”? Dlaczego „nie”?! Jak to, „nie”?

— Miiirooo! Łukaaaszuuu! — chóralny okrzyk rozbrzmiewał coraz mocniej.

— Miro, teraz naprawdę nie cias na ziarty — poprosił zdenerwowany Alauda.

— Nigdzie nie pójdę.

— Chcesz tutaj poczekać na tych, którzy was szukają? — spytał z nadzieją Reksio. — Proszę bardzo. Tylko nie powiecie o nas nikomu, dobrze? No? Prawda, że nie powiecie?

— Powiem od razu wszystkim.

— Dziewczyno, zaklinam cię — fałszywy brodacz wydał jęk, który mógłby wstrząsnąć piramidą Cheopsa.

Lecz Mira nie była piramidą.

— Powiem — powtórzyła wysuwając rezolutnie brodę. — O ile mi wiadomo wiedźmy zawsze bywają gadatliwe.

— Zemścij się na nas okrutnie, ale inaczej! — błagał Reksio.

— Powiem. — Dziewcino, nie rób tego — zawołał Alauda. Był naprawdę przerażony. — Uwięź mi, tu nie chodzi o nas, tylko o coś bardzo, bardzo ważnego.

Mira zastanowiła się.

— Ja chcę wiedzieć dokładnie wszystko — wyjaśniła swoje stanowisko. — O spodkach, o światłach, o reflektorach, o waszych przemówieniach, o robotach i w ogóle. Skąd wzięliście się w Górku i co wam strzeliło do głowy, żeby wyprawiać takie historie. Jak mi to powiecie, to pójdę z wami i was nie wydam. Jak nie…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x