Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dlaczego to robili? Po co? Zadali sobie niemało trudu. Budowali fałszywe spodki, latali, świecili, nurkowali, zostawiali ślady. Wygłaszali mowy, że niby Ziemia im się nie podoba. Wszystko dla żartu? Chcieli sobie zakpić z tego, że człowiek lubi snuć różne fantastyczne domysły na temat wszechświata? Że marzy o istotach z innych planet…?

Nieładnie. Gorzej niż nieładnie.

Jednak, jeśli nikt nie może ich porwać w gwiazdy…

Łukasz wziął Mirę za rękę i powoli ruszył w stronę wyjścia. Obaj mężczyźni, wysoki i niski, wycofali się na placyk, żeby ich przepuścić. Kiedy nieszczęsna para wyszła wreszcie na słońce, stali nieruchomo pod swoim srebrnym bąkiem. Nagle wysoki jęknął głośno i palnął się otwartą dłonią w czoło.

Nic dziwnego. Łukasz poznał go dobrą chwilę temu, zaglądając przez szparę. On Łukasza dopiero teraz.

— Litości! — zawył. — To znowu on! No jasne! Mogłem się od razu domyślić! Przecież prześladuje mnie bez przerwy! Najpierw mnie stratował udając, że spada ze skały. Potem w tej dolince, z której dałem znać, że Alauda może przemawiać, chciał na mnie wypuścić dwa dzikie barany! Ledwie zdążyłem uciec. Kiedy naprawiałem głośnik na drzewie, przylazł tam jak duch i nagle łypnął na mnie z dołu. Ze strachu omal nie zgubiłem brody! A teraz specjalnie czekał w tej dziurze, żeby męczyć mnie nawet tutaj! Człowieku! Co ja ci złego zrobiłem?!

Krzyczy, krzyczy — pomyślał Łukasz — i sam nie wie, że do wszystkiego się przyznaje. Na drzewie naprawiał jakiś głośnik. Proszę. A przedtem to on był w baraniej dolince. Dobrze widziałem…

Kosmita, nie kosmita, nie zaszkodzi powiedzieć mu, że nikt nie chciał go prześladować. Rzeczywiście, wyjątkowo wielki dryblas…

Chłopiec zrobił uprzejmą minę i otworzył usta, ale znowu nie zdążył niczego powiedzieć. Mały wykorzystał chwilę ciszy, jaka nastała po jego ostatnim, wstrząsającym pytaniu, by przyjrzeć się lepiej swojemu niepoprawnemu gnębicielowi i jego towarzyszce.

— Ludzie! — zawołał nagle zupełnie zmienionym głosem. — Jak wy wyglądacie! A mówiliście, że nic wam się nie stało. Chwileczkę… — chciał się zwrócić do swojego kompana, ale Alauda gdzieś zniknął. Moment później wybiegł zza spodka z niewielkim termosem. Mały powitał go westchnieniem ulgi. — O, właśnie…

— Spadliście, potłukliście się i potem siedzieliście tutaj pziez całą noc. Biedne, biedne stwozienia — Alauda zmagał się z plastykowym korkiem. Odkręcił go wreszcie i podał termos Mirze. — Napijcie się sibko ciegoś ciepłego. Prosię.

Mira odruchowo zrobiła krok do tyłu.

— Nie bójcie się nas — powiedział cicho Mały. — No, nie bójcie się — powtórzył prosząco.

Łukasz bez słowa wziął od Zielonego, a teraz już zaledwie zielonkawego, termos i wręczył go Mirze.

— Uwaziaj. Gorąca — przestrzegał Alauda.

Dziewczyna piła łapczywie, małymi łyczkami. Oczy miała przymknięte. Dopiero w świetle dnia było widać, jak bardzo ucierpiała na skutek upadku i jak mocno dała jej się we znaki noc spędzona w betonowej pułapce. Była straszliwie rozczochrana, podrapana, poobijana i blada jak śnieg. Do jej podartej sukienki przyczepiły się strzępki chwastów.

Skończyła pić i oddała termos Łukaszowi. Ten pociągnął pierwszy haust i na tym poprzestał. Zobaczył, że w ręku byłego brodacza pojawiła się krótkofalówka.

Dziś nie było mowy o ptaszkach ani o ćwierkaniu. Mały wywołał Reksia i polecił mu jak najprędzej przynieść apteczkę.

— Pilnuje wejścia od strony jeziora — wyjaśnił chowając nadajnik. — Na pewno przyjdą was szukać także i tutaj. Nie możemy dać się zaskoczyć, więc zostawiliśmy go na warcie. Będzie za dwie minuty.

Łukasz, uspokojony, dopił herbatę, postawił termos obok siebie, po czym rozejrzał się. Jego wzrok padł na długi, betonowy klocek, wystający z podnóża zwałowiska. Ostrożnie posadził na nim nie stawiającą oporu Mirę, a sam podszedł do spodka. Stanął przed nim tak, że omal nie dotknął nosem żółtego pasa, nabijanego jakimiś ślepymi lampkami, zmarszczył się i znieruchomiał.

— Trochę drewna, trochę kleju, trochę farby, kilka odblaskowych śkiełek i bardzo duzio tektury — powiedział Alauda. — Ładny? — dodał z dumą.

Chłopiec ocknął się z zamyślenia. Podniósł rękę i lekko postukał palcami po srebrnej powłoce. Odezwał się głuchy, płytki odgłos, jakby ktoś zabębnił w pustą walizkę. Łukasz odwrócił się z niesmakiem.

— Rzeczywiście, tektura… — mruknął siadając obok Miry. — Ale przecież ludzie widzieli, jak te spodki latają.

— Nikt nie mógł widzieć latającego spodka. W każdym razie naszego — uśmiechnął się Mały.

— Na pewno widzieli…

— Nie. Widzieli, jak one startują i natychmiast znikają. To zupełnie co innego. Zresztą i tego nie widzieli, tylko zdawało im się, że widzą. Najpierw zielony łeb w uchylonej klapie — tam wewnątrz jest drewniana drabinka — zaznaczył. — To już dosyć, żeby trochę zgłupieć. Potem łeb robi smoczą minę i chowa się do środka. Ludzie głupieją jeszcze bardziej. W rzeczywistości Alauda ucieka wówczas dołem i wieje z szybkością torpedy, żeby sobie nie przypiec zielonej skórki na grzbiecie, bo po drodze podpala spodek. Ten spala się w sekundzie, ponieważ tektura jest nasączona… mniejsza o to, czym. Powiedzmy, że płynem przypominającym benzynę, tylko ten płyn nie ma zapachu i wybucha jeszcze szybciej. Czy choć raz widziano taką scenę w dzień? Nie. W dzień byłoby widać uciekającego Alaudę. Dopiero dzisiaj… Ale o tym potem. No więc spodek się pali, a ludzie, rzecz jasna, głupieją dalej. My z Zefirkiem albo z Reksiem równocześnie z pożarem puszczamy na niebo kolorowe światło. Mamy taki specjalny reflektor. Pomyślcie tylko. Bucha ogień, dym i natychmiast w górę wzbija się prosty snop światła. Któżby sobie tego nie skojarzył ze startem?

Ludzie z zadartymi głowami odprowadzają wzrokiem niknący pojazd kosmitów, a my bierzemy pod pachę reflektor i idziemy do domu. A dziennikarze trąbią na cały świat, że teraz w Górku to już ponad wszelką wątpliwość oni, że mnóstwo ludzi widziało ich na własne oczy, całkiem z bliska, że pomyłka jest wykluczona i tak dalej…

W oczach Łukasza odmalowało się oburzenie. Nie dość, że oszukują, to jeszcze mówią o tym tak lekko, swobodnie i w ogóle się nie wstydzą.

Postanowił sobie przedtem, że nie powie im tutaj, co o nich myśli, żeby nie wywoływać wilka z lasu. Ale teraz nagle poczuł, że nie może dłużej milczeć.

— Po co to robicie? — spytał ze wstrętem. — Okłamujecie wszystkich, żeby się pobawić?

— Okłamujemy, ale nie dla zabawy — rzekł smutnym tonem Alauda.

— Dlaczego okłamujemy? — zaprotestował Mały. — Czy nie mówimy ludziom prawdy?

Chłopiec zawahał się.

— Nie wiem — mruknął. — Ale udajecie kosmitów. Oszukujecie.

— Zapewniam cię, że każdy z nas wolałby tysiąc razy pływać, żeglować i leżeć na piasku do góry brzuchem, niż biegać chyłkiem po nocach z tekturowymi spodkami, reflektorem, balonikami, petardami, zieloną farbą i czarną brodą — Mały westchnął. — Oszukujemy… Co ja bym dał za to, żebyśmy nie musieli oszukiwać…

Łukasz poczuł się nagle straszliwie zmęczony. Ogarnęło go uczucie, że się rozpływa i wsiąka w ziemię. Pod wpływem słońca tajało w nim zimno, nagromadzone podczas nocy i tajało napięcie. Przetarł oczy i mruknął sennie: — Opowiecie nam wszystko?

Mały spojrzał na niego poważnie.

— Opowiemy. Teraz, kiedy wiecie o nas już tyle, należy wam się cała prawda… No, jesteś wreszcie! — to ostatnie padło pod adresem Reksia, który w tym momencie wyszedł zza spodka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x