Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Ślicznie pani rysuje — powiedział ze szczerym zachwytem major.

— Zwłaszcza dzieci, które mówią: „pa, pa” — szepnęła gorzko pani Helena, po czym westchnęła i dopiero teraz zwróciła uwagę na dziwnych gości, tak cierpliwie czekających przed drzwiami. Przekonana, że ma do czynienia z następnymi uczestnikami akcji ratunkowej, tylko wyróżniającymi się szczególną nieśmiałością, postanowiła ich zachęcić. — A panowie? Prosimy na kawę…

Cywil szybko chwycił najbliższą filiżankę. Naczelnik mruknął coś niewyraźnie i poszedł w jego ślady. Major najpierw zajął się kanapkami.

— My przyszliśmy tutaj sami… — zaczął wyjaśniać nieporozumienie pierwszy mężczyzna. Stanął niepewnie w połowie drogi między werandą a stołem i obejrzał się na pozostałych.

— Ja jestem z prasy — wystąpił drugi.

— Ja z telewizji — rzekł z dumą trzeci.

— Ja od lat zajmuję się kosmitami, którzy odwiedzają Ziemię — uzupełnił pierwszy.

Znowu starzy znajomi! — zawołałby Łukasz. Może tym razem nawet na głos. No bo aż trzech za jednym zamachem…

Nowo przybyli ustawili się w szeregu i według wzrostu, jak na zbiórce. Z prawej strony ufolog w krótkich spodenkach. Ufolodzy chętnie rozprawiają o tak zwanych „bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”. Nogi ufologa nosiły wyraźne ślady bardzo bliskiego spotkania, nie tyle jednak z kosmitami, ile kolcami zwykłych, ziemskich jeżyn. Pośrodku stanął dziennikarz, który jako baran dotrzymywał przedwczoraj towarzystwa znawcy gwiezdnych cywilizacji. Najniższym z trójki był reporter telewizyjny.

Pani Helena stropiła się.

— Nie bardzo rozumiem…

— Nie rozumiem, czym możemy panom służyć? — ostro wpadł jej w słowo ojciec Łukasza.

Ufolog przestąpił z jednej podrapanej nogi na drugą.

— Jak wiadomo, w Górku wylądowały istoty z innej planety — powiedział. — Zdarzało się już nieraz, w różnych miejscach naszego globu, że kosmici zapraszali pojedynczych ludzi do swoich pojazdów. Znamy relacje osób wyróżnionych przez nich w ten sposób. Nigdy nikogo nie spotkało nic złego. Państwo szukają zaginionych dzieci. Pomyślałem, że przyjdę i przytoczę niektóre fakty, żebyście się nie martwili. No bo chyba dla wszystkich jest oczywiste, że dziewczynka i chłopiec są w tej chwili na pokładzie kosmicznego statku.

— A my, korzystając z okazji, chcieliśmy prosić o kilka zdań dla prasy i dla telewizji — rzekł niższy dziennikarz. — Co państwo myślą o hipotezie wysuniętej przez tego pana? — zerknął na ufologa. — Czy bylibyście zadowoleni, gdyby wasze dzieci rzeczywiście zawarły znajomość z kosmitami? Czy ogłosilibyście publicznie, o czym z nimi rozmawiano?

— Odpowiem panu jednym słowem — rzucił zimno ojciec Łukasza. — Do widzenia. I proszę was bardzo, nie czekajcie, aż będę to musiał powtórzyć.

Pan Marek Piotrowicz wytrzeszczył oczy na swojego kolegę, jak by go widział pierwszy raz w życiu. Ale o wiele bardziej zdumiony byłby teraz Łukasz. Kto wie, czy nie zacząłby podejrzewać, że to nie on, a właśnie tata został zaproszony przez kosmitów do ich pojazdu i wyszedł stamtąd całkowicie przemieniony, jak z pałacu czarnoksiężnika.

Rafał Polowy z całą pewnością nie odwiedził ani czarnoksiężnika, ani kosmitów. Niemniej, odkąd przyprowadził na kawę gości utrudzonych całonocnymi poszukiwaniami, zachowywał się jak ktoś najzupełniej dotąd nie znany, nie tylko gospodarzom, lecz także własnemu, nieobecnemu synowi. Jego ruchy nabrały pewności. Mówił pełnym głosem, spokojnie, ale stanowczo. Był zmartwiony i zmęczony do granic wytrzymałości, a mimo to nagle przestał się garbić, kryć głowę w ramionach i czekać z każdym słowem, aż go ktoś dwa razy zagadnie.

Już wczoraj, nad jeziorem, sprawiał takie wrażenie, jak by zrzucił z pleców jakiś przygniatający go ciężar. Jednak dzisiaj wydawał się po prostu kimś innym.

Czyżby gdzieś w głębi siebie był zawsze taki jak teraz, a tylko nie ujawniał swojego prawdziwego charakteru, bo coś mu na to nie pozwalało? Czy też musiał dopiero przeżyć silny wstrząs, na przykład zaginięcie jedynego syna? A może odmieniła go jedynie na pewien czas konieczność działania, w obliczu dramatycznego zdarzenia?

Choć wszyscy myśleli teraz wyłącznie o Mirze i Łukaszu, nie mogli nie spoglądać na pana Polowego z niekłamanym niedowierzaniem. Zmiana, jaka w nim zaszła, nazbyt rzucała się w oczy.

— Oni nie zrobią dzieciom nic złego. Tylko to chciałem zakomunikować — ufolog poczuł się do głębi urażony.

— Choć parę słów… — podjął ostatnią próbę reporter.

— Ja najmocniej państwa przepraszam — powiedział dziennikarz piszący dla prasy. — Przedwczoraj biegałem po łące w baraniej skórze i widocznie duch jej poprzedniego właściciela zagnieździł się w mojej głowie, skoro tu przyszedłem. Nachodzić was w takiej chwili! Kretyński pomysł, a w dodatku chamstwo. Przykro mi… — odwrócił się i szybko ruszył ku drzwiom, ale niespodziewanie zatrzymał go dziadek Klemens.

— Momencik! — zawołał. Ponieważ reporter telewizyjny i ufolog, którzy także jak niepyszni zmierzali już w stronę werandy, wzięli to wezwanie do siebie, pośpieszył sprostować ich pomyłkę: — Panów to nie dotyczy! — Następnie wziął pod ramię wyższego dziennikarza i odprowadził go do ogrodu. Po drodze szeptał mu coś do ucha. W końcu pożegnał go życzliwym skinieniem ręki i wrócił do pokoju.

— Co mu ojciec powiedział? — spytał pan Marek.

— Na razie nic. Obiecałem tylko, że coś mu powiem, kiedy odnajdziemy Mirę i Łukasza — wyjaśnił sięgając po ostatnią filiżankę kawy. — I dotrzymam obietnicy. Dopiero się zdziwi.

Kawa została wypita. Kanapki zjedzone.

— Idziemy! — dał hasło pan Nowak.

W tym momencie zadzwonił telefon. Pani Helena przyskoczyła do aparatu i chwyciła słuchawkę.

— Tak! Tak… — spojrzała na ojca Łukasza. — Rafale, do ciebie…

— Słucham? Dzień dobry. Nie, jeszcze nie — pan Polowy krótko opisał okoliczności zaginięcia dzieci i przebieg poszukiwań. — Właśnie wychodzimy — zakończył. Przez chwilę milczał, słuchając dalekiego kobiecego głosu, po czym rzekł spokojnie: — Trudno, szkoda. Zadzwoń ty, bo centrala w Górku jest stale zajęta. Do widzenia — odłożył słuchawkę i wyjaśnił: — matka Łukasza.

— Przyjedzie? — spytała pani Helena.

— Niestety, nie może. Ewentualnie jutro, jeśli… Jeśli nic się nie zmieni — zrobił krótką pauzę. — Chodźmy już — ogarnął wzrokiem czekających na niego mężczyzn.

— Idę z wami — rzekł ojciec Miry i Pawła.

— Naturalnie — zgodził się machinalnie gajowy i dodał, posyłając pożegnalne spojrzenie pani domu: — Proszę się nie zamartwiać. Muszą być w tym zwałowisku…

— Zaraz! A ja? — dobiegł zaspany głos ze szczytu schodów.

— Pawle, uważaj! — krzyknęła ze strachem pani Helena. O ułamek sekundy za późno.

Chłopiec zorientował się, że ekipa poszukiwaczy chce wyruszyć bez niego i wypadł ze swego pokoju jak stał, a raczej, jak leżał. Śpiąc jeszcze na jedno oko, w gorączkowym pośpiechu, narzucił koszulę, a teraz walczył ze spodniami. Wetknął lewą nogę do prawej nogawki, a drugą nogą kręcił rozpaczliwie w powietrzu, szukając dla niej otworu, który gdzieś mu się zapodział. W takiej pozycji wybiegł na schody i zmienił tę pozycję dopiero, gdy leciał z nich na łeb; na szyję z ogłuszającym klekotem. Znalazłszy się w ten sposób na dole, oprzytomniał, wstał, umieścił obie nogi we właściwych nogawkach i warknął: — Kto mnie wsadził do łóżka? No kto?! Gołego? O mało się nie zabiłem!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x