Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Gdyby Łukasz…
Niestety.
— Świetnie zna pan nasz język — powiedział uprzejmie dziadek Klemens. — Niech pan postawi bagaże na podłodze.
Grubas uwolnił się od ciężarów i odetchnął głęboko.
— Dziękuję. Język? A tak, trochę. Mój dziadek urodził się w tym kraju. — Usłyszawszy to: „w tym kraju”, pan Klemens skrzywił się nieznacznie. — Jestem nieco wytrącony z równowagi — ciągnął Kuhncky. — He, he, he! — zarechotał ni w pięć, ni w dziewięć. — Ten człowiek siedzi w jakiejś piwnicy i nikomu nie pozwala się do siebie zbliżać. A ja dałem mu zaliczkę. Na szczęście wydębiłem od niego parę drobiazgów, zanim zachorował.
Paweł parsknął. Gorączkowo zakrył sobie usta dłonią i przybrał szczególnie ponury wyraz twarzy.
— Do rzeczy, do rzeczy — upominał sam siebie wesołek. — Zobaczyłem, że u państwa jeszcze się świeci i postanowiłem zapytać, czy nie mógłbym skorzystać z telefonu. Mam znajomych w ambasadzie. Chcę ich poprosić, żeby przysłali po mnie samochód.
— Pan wyjeżdża? — dziadek Klemens uniósł brwi. — Teraz, kiedy po Górku krążą kosmici?
Grubas machnął ręką.
— Kosmici! — zawołał z przekąsem. — Słyszał pan, co oni mówią?
Zupełnie jak ci różni pomyleńcy, co biegają z transparentami przed naszymi bazami wojskowymi i wykrzykują bzdury o zbrojeniach, o ochronie środowiska naturalnego i tym podobne. Świat jest, jaki jest. Dziecinada…
— Ma pan rację — rzekł chłodno dziadek. — Świat jest, jaki jest.
Alauda też odkrył tę prawdę. To właśnie, o ile dobrze zrozumiałem, ostatecznie zraziło pana do kosmitów?
— No… Nie, czemu? — zreflektował się właściciel biura podróży i trochę przemysłowiec. — Nie… Ja tak tylko…
Pan Klemens wyprostował się i powiedział: — Telefon jest do pańskiej dyspozycji. Obawiam się jednak, że nie porozmawia pan z ambasadą. Centrala ma teraz zbyt wiele pracy.
Grubas podniósł słuchawkę, przekonał się, że obawy pana Klemensa były w pełni uzasadnione i załamał ręce.
— Masz tobie! — wykrzyknął boleśnie. — Nawet gdyby w tej chwili wysłali samochód, to i tak byłby tutaj najwcześniej o świcie. Jedną noc jakoś bym przecierpiał. Na szczęście nie pada… he, he, he — tym razem jego chichot wypadł zgoła żałośnie. — Ale w tej sytuacji nie wiem, co ze sobą zrobić. Doprawdy nie wiem…
— Może pan zostać u nas — powiedziała odruchowo pani Helena.
— Kiedy indziej mógłby pan przenocować u nas — rzekł dobitnie dziadek — ale dzisiaj to niemożliwe. Zaginęło dwoje dzieci mieszkających w tym domu. Właśnie czekamy na milicję, żeby rozpocząć poszukiwania.
— Milicję? — podchwycił grubas puszczając mimo uszu wiadomość o dzieciach. — Milicję… — jego oczy stały się nagle wąskie i czujne.
— Tak.
— Wobec tego ja już pójdę. Przepraszam. Rozumieją państwo, nie mogę się mieszać do… do…
— …ratowania zaginionych — poddał dziadek.
— Tak. Nie… W każdym razie dziękuję — grubas rzucił się do swoich bagaży. — Zajrzę do tego pensjonatu, w którym przedtem mieszkałem.
Tam także jest telefon — ostatnie słowa dobiegły już z ogrodu.
— Dlaczego ojciec nie chciał, żeby u nas został? — spytała pani Helena.
Zamiast odpowiedzieć wprost, pan Klemens zwrócił się do gajowego.
— Czemu tym razem nie użył pan swojej krótkofalówki? Przecież „sztab”, z którym pan się porozumiewał mógł, bez trudu zawiadomić kogoś w ambasadzie, że należy wysłać samochód? Nie pomógł pan takiej ważnej osobistości?
— E! — mruknął gajowy wzruszając ramionami.
To,e!” mogło z powodzeniem paść z ust Pawła.
— Otóż to — dziadek odwrócił się na powrót do synowej. — E! Nie można krócej i celniej. Oto dlaczego nie uśmiechało mi się pozostawać pod jednym dachem z tym człowiekiem. To jest po prostu pan „e!”.
W okna uderzyło światło reflektorów. Przemknęło po szybach i zgasło. Ucichły silniki samochodów. Chwilę później w drzwiach ukazały się sylwetki kilku mężczyzn w mundurach. Przyjechali milicjanci, przyjechał także ów major, który dowodził obecnymi w Górku żołnierzami. Lecz pierwszy wszedł wysoki cywil.
Na jego widok Łukasz wykrzyknąłby w duchu: „A ten co tutaj robi?!”
Cywil był jego dobrym, tak, już można powiedzieć: dobrym znajomym.
Dobry znajomy Łukasza przywitał się, przedstawił pani domu jako Adam Nowak, po czym rzekł zagadkowo do dziadka Klemensa: — Nic przypuszczałem, że znowu się dzisiaj spotkamy. Widzę, że dzieci jeszcze nie wróciły — mówił dalej. — Przepraszam, że kazaliśmy wam czekać, ale trzeba było zmobilizować ludzi. Pójdziemy przez Górek tyralierą.
Nastąpiła seria szybkich pytań i równie szybkich wyjaśnień. Kiedy Mira i Łukasz opuścili dom? Co mówili przed wyjściem? Dokąd zwykle chodzili? Co z sobą zabrali? Jak byli ubrani? Czy mają tutaj koleżanki i kolegów?…
Pięć minut później plan akcji był gotowy. Rozkazy zostały wydane.
Poczynając od linii łączącej szosę z miejscem, gdzie znaleziono kostium Miry, dwa szeregi ludzi miały się posuwać w przeciwnych kierunkach, przetrząsając każdą piędź ziemi, (jajowy wybiegł, żeby zwołać sąsiadów.
Dziadek Klemens przyjął do wiadomości, że nie należy się przedwcześnie martwić, jednak nie sprawiał wrażenia przekonanego. Przeciwnie.
Zmarkotniał i chwilę patrzył nie widzącymi oczami w noc, przez otwarte drzwi werandy. Nagle spytał szeptem: — Znajdziecie ich?
Wysoki cywil potrząsnął głową.
— Na pewno.
Dziadek nic więcej nie powiedział, a cywil nie próbował go zapewniać, ze Mira i Łukasz zostaną odnalezieni cali i zdrowi. Pan Klemens doskonale rozumiał, że tego nikt na świecie nie był w stanie obiecać.
Ostatni wychodził pan Nowak.
— Oczywiście, idziemy z wami — pani Helena pośpieszyła za nim.
Mężczyzna zatrzymał się.
— Wykluczone — rzekł stanowczo. — Dzieci mogą tu wrócić same, w każdej chwili — użył najmocniejszego argumentu. — Wówczas pani się nimi zaopiekuje, a pan profesor da nam znać, że możemy przerwać poszukiwania. — Jego wzrok spoczął na ojcu Łukasza. — Z domowników jedynie pan mógłby wziąć udział w akcji.
— Naturalnie.
— Ja także idę — powiedział Paweł.
— Nie — rzekł zdecydowanie cywil.
— Idę — powtórzył jeszcze bardziej zdecydowanie chłopiec.
— Pawle! — zawołała zduszonym głosem jego mama.
Chłopiec podciągnął spodnie i szybko ruszył ku drzwiom. Wbrew swojemu kategorycznemu sprzeciwowi pan Nowak pozwolił mu przejść obok siebie, spojrzał tylko pytająco na dziadka Klemensa.
— Helu, puść go — rzekł cicho dziadek. — On ma do pogadania z sobą samym, a poza tym chodzi przecież o Mirę. Pomyśl, jak by się czuł.
Paweł wyszedł. Zaraz po nim opuścił dom wysoki cywil. Dziadek Klemens odprowadził ich do werandy. Nagle zza drzwi znowu wychynęła głowa jego wnuka.
— Wróciłeś! — wykrzyknęła pani Helena.
— Nie wróciłem — burknął chłopiec. — Dziadku…
— Słucham?
Paweł wydął lekceważąco wargi. Następnie wetknął ręce do kieszeni i patrzył tak, jak by miał zamiar ugodzić dziadka najbardziej pogardliwym „e”, jakie kiedykolwiek udało mu się wymówić.
— Ja mogę czekać do rana — rzekł wreszcie dziadek. — Ale Mira nie może.
— Ja… Tego… — wycedził przez zęby chłopiec. — No, ja… Ee! — obrócił się na pięcie i wybiegł.
— Czego on chciał? — spytała nieprzytomnie pani Helena.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.
