Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Och, zostawcie to! — zawołała smutnie pani Helena. — Wczoraj po kolacji nie miałam nic do roboty i tak, dla zabawy… Naprawdę, zostawcie. Teraz, w takiej chwili…

Na stole leżały trzy rysunki. Pierwszy przedstawiał noc nad jeziorem.

Z uśmiechniętego księżyca zwisała cieniutka nić, po której wspinał się podobny do pająka kosmita. Wspinaczka najwidoczniej sprawiała kosmicie przyjemność, bo śmiał się od ucha do ucha. Może zresztą śmiał się tak z pana Kutyni, który podskakiwał niezdarnie na ziemi, usiłując pochwycić tę samą nić i też pomknąć na niej pod niebiosa. Z ust pana Kutyni wybiegał obłoczek z napisem: „Weźcie mnie z sobą! Kupię dom na księżycu!”

Na drugim rysunku także była noc. Przepiękna noc, z gwiazdami, wyiskrzonym jeziorem i śpiącym lasem. Obok trzech samotnych domów właśnie wylądował spodek. Wychylony z niego zielonoskóry przybysz wołał do oniemiałych ludzi: „Gdzie tu mieszkają Piotrowiczowie?”

Scena na trzecim obrazku rozgrywała się w pełni dnia. Ze spodka, tym razem ulatującego w niebo, wystawały trzy głowy: Miry, Pawła i Łukasza. Cała trójka krzyczała chórem:,Pa, pa, kochana Ziemio!” Znad jeziora machali im na pożegnanie dziadek Klemens, ojciec Łukasza i pani Helena. Ta ostatnia kierowała w górę napomnienie: „Tylko wróćcie na obiad!”

Rysunki były żartobliwe, ale mimo to bardzo ładne. A nade wszystko ciepłe i jakieś jakby serdeczne, dokładnie takie same jak te, które Łukasz odkrył przypadkiem w pokoiku na górze. Wyczarowane mrowiem delikatnych kreseczek światła i cienie być może miały w sobie coś ze świątecznej choinki, lecz nie w tym sensie, w jakim wspomina się choinkę oglądając stragany na podmiejskim jarmarku. Musiało się pomyśleć nie o tym co widać, kiedy w rodzinnym domu zabłyśnie świąteczne drzewko, ale o tym, co się wtedy czuje.

— No… — wymruczał Paweł. — Tylko że kosmici tak nie wyglądają.

— Helu, naprawdę powinnaś malować — rzekł z najgłębszym przekonaniem ojciec Łukasza.

— W każdym razie powinnaś skończyć studia — powiedział dziadek Klemens. — Jeszcze nie jest za późno. Tak niewiele ci brakowało.

— Dobry wieczór — przerwał dziadkowi zdyszany, męski głos. — Przepraszam, że dopiero teraz, byłem daleko — gajowy wszedł do pokoju i od razu zwrócił się do pana Klemensa: — Podobno wnuczka pana profesora…? — nie skończył.

— Och, jest pan wreszcie! — wykrzyknęła cicho pani Helena. — Jak to dobrze.

— Moja wnuczka, a także syn tego pana — dziadek Klemens wskazał ojca Łukasza, po czym zwięźle przedstawił przebieg feralnego popołudnia.

— Na pewno nie wyszli razem? — spytał z niedowierzaniem przybyły. — Dziwny zbieg okoliczności…

— Może się spotkali — pan Klemens rozłożył ręce — ale my nic o tym nie wiemy.

— A czy pański syn nie poszedł się kąpać? — gajowy spojrzał z kolei na ojca Łukasza.

— Nie. Chciał się przejść. Potem miał wrócić i popływać razem z nami.

— Ale nie wrócił.

— Nie wrócił.

— Zawiadomili państwo milicję?

— Nie możemy się dodzwonić — odpowiedziała pani Helena. — Centrala w Górku jest stale zajęta.

Gajowy sięgnął do kieszeni swojej zielonej kurtki i wyjął płaskie pudełeczko. Wyciągnął z niego tulejkowatą antenę, po czym wrócił do drzwi i stanął u wejścia na otwartą werandę.

— Dali nam krótkofalówki — wyjaśnił naciskając jakiś guziczek. — Żebyśmy mogli natychmiast wezwać straż, żołnierzy albo naukowców, jak zobaczymy coś niezwykłego — zbliżył aparat do ust i zaczął wywoływać,rybitwę”. Sam przedstawił się jako „jedlina”. Rozmawiał chwilę, po czym schował aparat i wrócił do pokoju.

. — Będą za kilka minut — powiedział. — Proszę się nie martwić — spojrzał ze współczuciem na panią Helenę. — Strażacy, milicjanci i żołnierze pójdą przez las tyralierą. Poprosimy także sąsiadów. Znajdziemy ich na pewno. Przecież ani Mira, ani Łukasz nie są małymi dziećmi. Dopiero jedenasta — ciągnął. — A nuż jeszcze sami wrócą. Mogli pójść szukać kosmitów. Tyle się teraz dzieje w Górku…

— Gdyby się nic nie stało, Łukasz na pewno byłby już tutaj — rzekł półgłosem pan Polowy Paweł zerknął na niego kątem oka, ale nic nie powiedział.

— Miałabym jeszcze jedną prośbę — zaczęła z wahaniem pani Helena — „Sztab” dysponuje przecież specjalnymi telefonami. Czy ktoś nie mógłby zawiadomić mojego męża w Krakowie? Byłoby mu przykro, w razie w razie…. — nie zdołała powiedzieć nic więcej.

— To dobry pomysł — przytaknął dziadek Klemens. — Trochę strachu mu nie zaszkodzi.

Gajowy znowu wyjął krótkofalówkę.

— Proszę mi podać numer — rzekł krótko. Otrzymawszy go ponownie wywołał „rybitwę” i poprosił o zawiadomienie takiego a takiego pana w Krakowie, że jego córka nie wróciła wieczorem do domu i choć za wcześnie leszcze na wszczynanie alarmu, to jednak jego żona uważa, że powinien o tym wiedzieć.

— Bardzo dziękuję — pani Helena zdobyła się na uśmiech.

Gajowy pokręcił głową.

— Proszę nie dziękować. To nawet przykro brzmi wobec takiego nie. — chciał powiedzieć „nieszczęścia”, ale w ostatniej chwili zmienił to słowo na „kłopot”. — Takiego kłopotu. Aha — o czymś sobie przypomniał. — Proszę państwa, naprawdę nie ma sensu martwić się na zapas Musimy cierpliwie poczekać na milicjantów i żołnierzy. Tymczasem muszę wam o czymś opowiedzieć. U nas w domu jest teraz siostra mojej żony Przyszła po południu z tym gagatkiem, Jackiem, i lamentuje, że jej mąż zwariował. Wziął widły, siekierę, koszyk jaj, dwa bochenki chleba i zamknął się w piwniczce pod chlewem. Świnie kwiczą, bo głodne, a on wrzeszczy, żeby nikt się nie zbliżał, bo każdemu, kto podejdzie, rozwali głowę siekierą. Pan podobno z nim rozmawiał? — gajowy spojrzał ciekawie na dziadka Klemensa.

Paweł nadstawił uszu.

— Ja? — rzekł dziadek tonem urażonej niewinności — Nigdy w życiu.

— Przepraszam, panie profesorze, ale w takim razie, skąd pan wiedział, co on wyprawia? Przecież to pan powiedział mojej żonie, żeby poszła do siostry, bo u niej dzieje się coś niedobrego?

— Taak? — zdziwił się pan Klemens — Być może… — bąknął. Nagle machnął ręką. — Niech już będzie — ustąpił. — Rzeczywiście rozmawiałem chwilę z pańską żoną, ale daję słowo honoru, że nie zamieniłam słowa z jej szwagrem i nie namawiałem go, zęby zamykał się w jamie pod chlewem, choć skądinąd miejsce wydaje mi się wybrane zadziwiająco trafnie. Prawdą jest natomiast, że poszedłem do szkoły i odnalazłem asystenta profesora Turbo. Poruszaliśmy różne tematy. Ziemskie i kosmiczne. Spytałem go, czy nie brakuje mu materiału do badań. Mówiliśmy akurat o śladach pozostawionych przez spodki i tych, którzy nimi ponoć latają. On na to, że owszem, brakuje, ponieważ wszystkie znalezione okazy, nie wyłączając ogryzionych prze? wiewiórki szyszek, w końcu nie wiadomo czym na ziemi żywią się ufici, otóż w ogóle wszystko, cokolwiek tylko wygląda nieco inaczej niż na fotografiach w przyrodniczych albumach, lego szanowny mistrz natychmiast porywa i albo zamyka w kasie pancernej, albo wysyła specjalną pocztą do jakiegoś instytutu. Wobec tego ulitowałem się nad młodym, żądnym wiedzy człowiekiem. Zdradziłem mu, że znam kogoś, kto zgromadził nieprzebrane zapasy tajemniczych śladów i wypala ich odciski w glinie.

Gdyby był Łukasz, nie uwierzyłby dziadkowi. Łukasza, jak wiadomo, nie było. Ale ktoś go godnie zastąpił.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x