Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Puszczaj! Au… — odpowiedział wściekły okrzyk.
Chłopiec zreflektował się. Po pierwsze, żyje. Zaraz zobaczy, czy sobie czegoś nie połamał, ale żyje. Po drugie, Mira żyje także, bo szpieg nie wrzeszczałby tak cienko. Po trzecie, jeśli wrzeszczy, to znaczy, że coś jej jest.
Zląkł się, otworzył palce i spytał: — Jak się czujesz?
Nie do wiary. Jego głos zabrzmiał niemal normalnie. Głos Miry również:
— Kretyn! Dziesięć kretynów! Sto kretynów!
— Kwiczoł!
— Co?
— Jak się czujesz?
— A jak mam się czuć, kiedy wyszarpałeś mi wszystkie włosy! Co powiedziałeś?
— Przepraszam. Chciałem cię stąd odciągnąć. Ta płyta, która się pod nami zapadła, na pewno zaraz runie. Zawisła tylko na jakimś występie, ale tam nie zostanie.
Blada twarzyczka wypłynęła z mroku i zatrzymała się tuż przed jego oczami.
— Co powiedziałeś?
— Powiedziałem, że ta płyta…
— Nie, przedtem? No?
— Nic nie mówiłem….
— Ee!
Łukasz wyprostował nogi i obmacał je od stóp do samej góry. Dotknąwszy kolan zasyczał. Po spodniach zostało tam jedynie wspomnienie. Natomiast na opuszkach palców poczuł lepką wilgoć. Piekło paskudnie. Ale w tylu punktach ciała go piekło, szczypało i bolało, że nad kolanami nie myślał się roztkliwiać. W końcu, od tego są.
Z kolei zajął się rękami. Stwierdził, że żadna z nich nie zwisa bezwładnie, po czym spróbował się podnieść. Zawirowało mu w oczach i szybko musiał przykucnąć.
— Możesz wstać? — nie wiedzieć czemu dopiero teraz jego głos stał się troszkę piskliwy.
— Przecież stoję. Ty byś także wstał, jakby cię ktoś powiesił za włosy.
— Nic ci nie jest?
— Wszystko mi jest. A najbardziej boli mnie głowa.
— Pokaż — wyciągnął rękę, ale trafił w pustkę. Twarz Miry odpłynęła.
— Akurat! — Zachrzęściły kamienie. — No? — ujrzał przed sobą wyciągniętą dłoń.
— Dziękuję — mruknął i podniósł się o własnych siłach. Łupnęło mu pod czaszką i przez chwilę myślał, że upadnie, ale zakołysał się tylko i złapał równowagę. Za to żołądek podjechał mu pod gardło. Na wszelki wypadek zasłonił sobie usta. Mira była o krok. Jeszcze tego brakowało…
Na szczęście uczucie, tak dobrze znane początkującym marynarzom, wkrótce ustąpiło. Szok — pomyślał chłopiec. — Szok…
Ostrożnie dotknął palcami czoła. Było tak samo lepkie jak kolana i powoli zaczynały na nim rosnąć charakterystyczne wypukłości.
Stopniowo dostrzegał wokół siebie coraz więcej szczegółów. Mirę widział już niemal wyraźnie. Stała, lekko pochylona w jego stronę i przyglądała mu się. Za nią, w odległości pięciu, sześciu metrów, piętrzyła się ściana betonowych szczątków. Przez szpary wpadało światło. Dlatego sylwetka dziewczyny rysowała się względnie ostro. Na lewo i na prawo panowały nieprzeniknione ciemności. Ale pod nogami wyczuwał nie tylko kawałki gruzu. Z gruntu wystawały jakieś krzaki, nie krzaki…
Schylił się i dotknął ziemi. Mógł to już zrobić bez obawy, że upadnie albo że się skompromituje. Chwasty! Wszędzie spod załomów płyt wyłaziło zielsko. Słońce tu nie docierało, ale deszcze tak. Spadli na wysokie chwasty. Stanowczo mieli więcej szczęścia niż rozumu.
Łukasz odetchnął głęboko i poczuł się trochę lepiej. Mirze najpewniej też nic wielkiego się nie stało.
— Spróbuj obejrzeć swoje ręce, nogi i w ogóle — wolał się jednak upewnić. — Nie złamałaś sobie czegoś? Nie zraniłaś się?
— Nie będę oglądać. Po ciemku i tak niczego nie zobaczę. Poza tym wolę nie wiedzieć jak wyglądam. A jeszcze poza tym niczego sobie nie złamałam, bo zauważyłabym to do tego czasu. Ale ty? Zachowujesz się tak dziwnie — głos Miry też zabrzmiał dziwnie. Chłopcu znowu zrobiło się odrobinę lepiej i raźniej.
— Nic mi nie jest! — rzucił zuchowato.
— Nie? Oczywiście, że nie. Jesteś przyzwyczajony. Pewnie nie raz spadałeś na głowę. Żeby drugiemu wyszarpywać…
— Słuchaj — powiedział prędko Łukasz — tu naprawdę spadnie ta płyta. Za tobą widać jakieś szczeliny. Może będzie choć jedna szersza — ominął nieruchomą postać i pokuśtykał ku przeświecającej szparami ścianie. Jego nogi nie zawsze trafiały tam, gdzie chciał je postawić, niemniej w końcu doniosły go do celu. Przystanął, przytknął oko do jednego z jasnych punkcików, popatrzył, po czym nagle odskoczył i usiadł z rozmachem na złamanym badylu. — O! — krzyknął. — O! Spodek! Spodek!
— Nie rozumiem? Coś zobaczyłeś, czy tylko narzekasz?
Łukasz przypadł z powrotem do ściany.
— Zobaczyłem! — był zbyt poruszony, by zauważyć, że Mirze zadziwiająco dopisuje dobry humor. — Tu zaraz jest ten placyk! — wołał. — Spodek! Chodź, popatrz!
Dziewczyna już bez słowa podeszła i zajęła miejsce przy sąsiedniej szparze.
Spodek znajdował się rzeczywiście blisko. I był całkiem niedostępny.
Tylko wąż zdołałby się prześliznąć przez zygzakowate prześwity w grubym zwałowisku. Ale może w innym miejscu…
Łukasz zaczął powoli iść wzdłuż osobliwego muru, zamykającego jeszcze bardziej osobliwą grotę, do której wpadli. Zaraz po kilku pierwszych krokach musiał wyminąć płat jakieś konstrukcji, tworzący uciętą, poprzeczną przegrodę. Nagle zrobiło się zupełnie jasno. Chłopiec wysunął głowę i krzyknął z radości. Wyjście!
Wzdłuż stromej, skośnej płaszczyzny biegł wygodny tunel. Dalej był placyk. Niemal na wyciągnięcie ręki tkwiła w ziemi podpora dachu, którym nakryto kosmiczny spodek. Srebrny bąk wydawał się stąd większy, niż kiedy patrzyło się z góry. Stał na trzech cienkich, rurowatych nóżkach. Owe guzy na jego obwodzie były chyba ze szkła. Błyszczały w słońcu jak lampy.
Nic nie zagradzało drogi. Tunel przypominał bramę.
— Miro, chodź, chodź! — ponaglał Łukasz, najzupełniej zbędnie, bo dziewczyna stała już za nim. Jej dłoń znowu wczepiła się w strzępy koszuli na plecach.
— Poczekaj. Chcesz tam iść?
Chcieć może nie chciał, ale uznał, że nie pozostaje im nic innego. Z tej przeklętej piwnicy muszą się przecież wydostać. Kosmici na pewno nie skaczą po rumowisku za każdym razem, gdy odwiedzają swój pojazd.
A zatem musi istnieć lepsze przejście na placyk. Wokół panuje zupełny spokój. Dlaczego mieliby nadejść akurat teraz, w biały dzień? Przecież latają wyłącznie wieczorami i po nocach.
Łukasz powiedział to wszystko Mirze i zakończył: — Znajdziemy ich drogę i wyjdziemy. Pewnie od razu nad jezioro.
Zobaczysz.
— Będziemy przechodzić tuż obok spodka…
— No…
Rozmowa się urwała. Dłuższą chwilę panowało milczenie.
— Ale tu jest jeszcze gorzej — odezwał się wreszcie chłopiec. — Chodźmy.
— Poczekaj — powtórzyła Mira. — A nuż coś usłyszymy. Przecież ten tunel nagle się nie zamknie.
Nie tylko dziadek Klemens nie był tego dnia szczęśliwym prorokiem.
Zaledwie przebrzmiały ostatnie słowa Miry, wysoko nad głowami wahającej się pary coś chrupnęło, po czym jakaś niewidoczna masa zaczęła się zsuwać z narastającym zgrzytem i chrobotem miażdżonych krawędzi. Łukasz błyskawicznie skoczył do tyłu, pociągając za sobą dziewczynę. Ponurą jaskinię wypełnił dudniący grzmot. Chłopiec potknął się, przewrócił, ale jeszcze na czworakach wlókł za sobą Mirę, byle dalej od miejsca, gdzie dotąd stali. Zadrżała ziemia. Coś runęło z potężnym stęknięciem, jakby jakiś olbrzym spadł z nieba na chwiejne podłoże. W powietrze wzbił się dławiący kurz i nagle wszystko ucichło.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.