Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Niewykluczone, że za chwilę się dowiemy — odpowiedział pan Klemens.
Zza framugi ponownie wypłynęła twarz Pawła. Właściwie skrawek twarzy, z częścią mrugającego oka.
— Ja… tego… dziękuję… — to „dziękuję” zostało wydobyte w najstraszliwszej męce, z najgłębszych czeluści. Oko zniknęło. Nastała cisza.
Za co Paweł dziękował w ten szczególny sposób dziadkowi Klemensowi? Za to, że ujął się za nim, kiedy nie chciano mu pozwolić szukać wraz z innymi zaginionej siostry? Chyba nie. Zapewne poszedłby i tak, choćby dziesięciu energicznych cywilów i kilku majorów kazało mu zostać w domu.
Czyżby więc za coś, co miało jakiś związek z Kapelusznikiem?
Pan Klemens postał jeszcze chwilę spoglądając w ogród, z którego dobiegały oddalające się głosy ludzi, po czym podszedł do synowej, objął ją ramieniem i mocno przytulił. Pani Helena położyła głowę na jego piersi i rozpłakała się.
— Zimno ci?
— Nie. Trochę.
Łukasz po omacku podgarnął zielska okrywające nogi dziewczyny.
Następnie położył się na wznak, wsunął ręce pod głowę i patrzył prosto w górę, w zupełną ciemność. Właściwie nie zupełną. W pewnym miejscu lśnił tam złoty drobiazg niby przylepiona iskierka. Widocznie dokładnie nad jakąś szparą świeciła jedna z rozsypanych po niebie gwiazd.
Chłopiec ujrzał w wyobraźni to niebo, ogromne, zapierające dech w piersi i pomyślał o ludziach, którzy w tej chwili nad jeziorem, na leśnych dróżkach, albo przed swoimi domami spoglądają jak on, w górę. Pokazują sobie palcami jaśniej świecące punkciki, wymieniają ich nazwy albo o nie pytają, szukają zarysów fantastycznych postaci i przedmiotów, jakie rysowali na swoich gwiezdnych mapach starożytni astronomowie. Oddałby pół życia, żeby być teraz wśród nich. Razem z nimi. Nawet gdyby dokoła roiło się od rozmaitych fałszywych brodaczy, Kapeluszników. Bulgotków, Plujków, Kutyni, nadętych elegancików i złośliwych zarozumialców. Zresztą na świecie zawsze będzie więcej nieszpiegów, niekapeluszników, niebulgotków, nieplujków aniżeli tych pierwszych.
Mirze na pewno jest zimno. Mówi: „trochę”, ale dzwoni zębami.
W śmiertelnej ciszy słychać doskonale. Jemu także jest zimno. Noc wreszcie kiedyś minie. Co z tego. Potem słońce zajdzie znowu. Potem…
Potem nie będzie już nic.
Chyba, że…
Nie. Nie.
— Słuchaj — odezwała się nagle Mira. — A gdybyśmy podpalili tę badyle? Może ktoś zauważyłby ogień? Albo przynajmniej dym?
Łukasz uśmiechnął się smutnie do siebie.
— Niemożliwe. Siedzimy głęboko pod płytami, a otwory są malutkie. Zanim ktoś zobaczy dym, udusimy się tutaj. Poza tym nie mamy zapałek.
— Jak można wypuszczać się na detektywistyczne wyprawy bez zapałek! — fuknęła słabo dziewczyna. — Niczego nie masz! Latarki, swetra, nawet wody w manierce!
Łukaszowi przeszło przez głowę, że manierka z wodą nie jest najniezbędniejszą częścią wyposażenia dla kogoś, kto tropi szpiega nad brzegiem wielkiego jeziora, ale ani myślał się bronić. Wyszeptał ze skruchą:
— Nie mam.
— Ja też nie mam — przyznała po chwili dziewczyna.
Ponownie zapadła cisza.
Mama na pewno narobiła hałasu na cały Górek — odezwała się po długiej pauzie Mira.
Łukaszowi to określenie niezbyt przypadło do gustu, jednak i teraz nie zaprotestował. Przyszło mu to tym łatwiej, że pomyślał o własnej mamie. Jego mama nie „narobi hałasu”, ponieważ o niczym nie wie. Kiedy się dowie, będzie już po wszystkim.
Mamo… — wyszeptał w duchu, po czym rozpaczliwym wysiłkiem woli spróbował zmusić swoją wyobraźnię, by przeniosła go gdzie indziej.
Mama o niczym nie wie. Ale tata jest na miejscu i na pewno szaleje z niepokoju. Pani Helena. Dziadek Klemens.
A może dziadek coś wymyśli? Jest taki mądry. Tylko co właściwie mógłby wymyślić? Nawet gdyby jakimś cudem odgadł, że oni tkwią tutaj, pogrzebani za życia w zakazanym rumowisku…
Będziemy krzyczeć — postanowił nagle. Podniósł się, parę sekund siedział wyprostowany i napięty, a następnie z powrotem opadł na swoje legowisko.
— Będziemy krzyczeć — powiedział na głos. — Poczekamy do rana i zaczniemy wołać. Co minutę albo co dwie, razem. W końcu ktoś usłyszy.
Musi usłyszeć. Od czasu do czasu ludzie chodzą przecież tą ścieżką, którą mi pokazałaś.
Znowu przez długą chwilę było zupełnie cicho.
— Ludzie… — powtórzyła wreszcie szeptem Mira. — Nawet jeśli ktoś usłyszy, to nie ludzie…
Wypowiedziała tę właśnie myśl, którą tak usilnie odpędzał od siebie chłopiec. Kosmici nie porzucą ani spodka, ani swoich aparatów. Na pewno codziennie przychodzą sprawdzać, czy ktoś niepożądany nie odkrył ich kryjówki. Zjawią się i jutro… to znaczy już dzisiaj. Zobaczą, że jakaś płyta spadła i zamknęła wejście. O n i poradzą sobie z taką przeszkodą raz dwa. Wtedy…
Nie. Wcześniej usłyszą wołanie. Zupełnie niespodziewanie dla samego siebie Łukasz pogodził się z wizją, od której dotąd uciekał. Dziadek Klemens nie miał najlepszego zdania o kosmitach. Jednak z drugiej strony ten Alauda w kółko powtarza, że nie przybyli w złych zamiarach. Jeśli tak, to dlaczego właściwie nie mieliby pomóc parze młodych Ziemian, która znalazła się w opałach?
— Ludzie, nie ludzie, co za różnica — był przekonany, że mówi takim tonem, jakby opowiadał przyjemny dowcip. — Ci od spodka też nas nie zjedzą.
— Zjeść nie zjedzą… zwłaszcza ciebie. Same gnaty — Mira nie pozostała w tyle, jeśli chodzi o nadrabianie miną. Jej miny nie było wprawdzie widać, ale sądząc po głosie, powinna być wręcz promienna. To znaczy tak zapewne sądziła osóbka, do której ten głos należał. W rzeczywistości brzmiał inaczej. Do tego stopnia inaczej, że Łukasz zapragnął zerwać się, pobiec przed siebie i zacząć tłuc czołem o ścianę betonowej pułapki. — Nie zjedzą — powtórzyła Mira. — Oni po prostu wezmą nas z sobą. Nie pozwolą nam odejść, skoro zobaczymy ich z bliska. Porwą nas gdzieś w gwiazdy i nigdy już… Nigdy… Niech sobie ten głupi Alauda gada co chce o naszym świecie… Ale gdybym miała już nigdy…
Stało się. Mira nareszcie zrobiła to, co tysiąc dziewcząt w jej położeniu zrobiłoby już całe godziny temu. Wtuliła głowę w kolana i rozszlochała się jak małe dziecko.
A Łukasz teraz rzeczywiście zerwał się z miejsca. Nie pobiegł wprawdzie tłuc czołem o ścianę, ale zacisnął pięści i wydał z siebie długi, nieludzki ryk. Echo zaczęło tłuc jak oszalałe tam i z powrotem, a on ryczał i ryczał, aż wreszcie zabrakło mu tchu.
— Przestań — pisnęła Mira pochlipując. — Przestań. Głowa pęka.
I rozpłakała się na nowo.
Dziadek Klemens podniósł się z trudem. Podszedł do kontaktu i zgasił światło. W pokoju zrobiło się jakby jaśniej. Na dworze był już błękitny, lipcowy dzień.
Dziadek nie wrócił na fotel, tylko zatrzymał się przy stole, musnął opuszkami palców leżące na nim rysunki i skinął na syna.
— Rzuć okien — powiedział. — Ożeniłeś się z prawdziwą artystką.
Marek Piotrowicz przyjechał piętnaście minut temu. Ochlapał twarz zimną wodą, wypił dwie szklanki herbaty, a teraz szybkim krokiem chodził po pokoju, z rękami założonymi na plecach.
— Co to jest? — przebiegł roztargnionym wzrokiem po rozpostartych arkuszach. — Niechże mi ojciec nie zawraca głowy obrazeczkami! — rzucił. Odwrócił się i podszedł do żony. Pani Helena siedziała obok telefonu. Głowę miała nisko opuszczoną na piersi, dłonie położyła na kolanach, jej włosy wydawały się bardziej srebrne niż wczoraj. Mąż przyglądał się jej chwilę, po czym niespodziewanie mruknął: — No, ładne te rysuneczki…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.