Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Panie profesorze — rzekł wymownym tonem gajowy, uśmiechając się pod nosem.

— No dobrze — westchnął pan Klemens. — Pal sześć, powiem wszystko. Pochowajcie mnie tu, pod modrzewiem, kiedy ten typ porzuci swoje świnie i przyleci z siekierą do mnie. Nie udał się panu szwagier.

— Mnie to mówić — gajowy wzruszył ramionami.

— Dowiedziałem się przypadkiem — podkreślił dziadek — że zaplanował sobie bardzo brzydki sposób napchania kieszeni. Nic by mnie to nie obeszło, gdyby nie wciągnął do tych brudnych interesów, gdyby nie wciągnął do nich — powtórzył spoglądając w sufit ponad głową zmartwiałego Pawła — swojego syna — przeniósł wzrok z powrotem na gajowego. — A ja nie lubię, kiedy ktoś wyrządza krzywdę młodocianym cymbałom, choćby byli nieznośni jak na przykład… zresztą, mniejsza z tym. Rzeczywiście poszedłem do wspomnianego asystenta i poprosiłem go o przysługę. To miły i niegłupi chłopak. Od razu pobiegł do pańskiego szwagra i nakłamał mu ile wlezie. To znaczy powtórzył wszystko, co ja kazałem mu tam powiedzieć. Że uczeni badacze w Górku posiadają urządzenia, które pozwalają im podsłuchiwać rozmowy kosmitów. Że sam słyszał, jak kosmici zmawiali się na kogoś, kto fałszuje ich ślady, przez co w oczach ludzi wychodzą na durniów. Tak, tak, on istotnie wypalał w glinie fałszywe ślady. Nie trzeba fachowca, zęby to odkryć. Nawet ja się połapałem. Przypadkiem — dziadek znowu zaakcentował to słowo — mamy tu w domu kilka, jak mówią prawnicy, dowodów rzeczowych. Brał kawałek gliny, przykładał do niego jakieś potłuczone żarówki, agrafki, pędzelki, korkociągi i licho wie co jeszcze, odciskał wszystko naraz, wsadzał do pieca i wyjmował gotowe bezcenne pamiątki, które miał zamiar sprzedawać za ciężkie pieniądze. Początkowo rzeczywiście chodził po lesie z workiem na plecach i szukał prawdziwych śladów, ale szybko mu się to znudziło. Wykombinował, że może zarobić tyle samo, albo i więcej, nie wysilając się aż tak bardzo. Nie mam sobie nic do wyrzucenia — dziadek uśmiechnął się przelotnie. — Myślę, że kosmici istotnie nie byliby zachwyceni, gdyby go przydybali. Wysłannicy supercywilizacji przywożą tu z gwiazd prymitywne korkociągi? Ani chybi złożyliby wizytę komuś, kto poważył się tak ich skompromitować przed mieszkańcami Ziemi. Nie muszę wam tłumaczyć, że nikt nie ma żadnego aparatu do podsłuchiwania. Ale pański szwagier — dziadek ponownie uśmiechnął się do gajowego, tym razem tak, jakby go za coś przepraszał — poza tym że ma skłonności do łatwego zbijania fortuny, jest jeszcze do tego… Jakby to powiedzieć… No, nie należy do czołówki światowych myślicieli. Uwierzył we wszystko.

Gdyby Łukasz był w tym pokoju, rzekłby sobie w duchu, że dziadek Klemens tym razem wspiął się na absolutne szczyty piekielnej przebiegłości. Jednym pociągnięciem uniemożliwił Kapelusznikowi oszukiwanie naiwnych łowców kosmicznych śladów, a zarazem zlikwidował „interes”, który, już całkiem serio, mógł się skończyć zgoła fatalnie dla jego własnego wnuka. W dodatku zrobił to tak, że ojciec Plujka nie może mieć pretensji do Pawła, ponieważ nawet gdyby kłamstwo wyszło na jaw, nikt nie będzie wiedzieć, że asystent profesora Turbo działał w porozumieniu z kimś, kto należy do rodziny Piotrowiczów. A Paweł z kolei nie może mieć urazy do Miry ani do niego, to jest do Łukasza, bo przecież sam pokazał dziadkowi te gliniane skarby, które przyniósł do domu w okopconym worku. Pan Klemens tylko popatrzył, pomyślał i od razu odgadł, co się święci.

Powiedziawszy sobie to wszystko, Łukasz na pewno odetchnąłby z ulgą.

Szkoda, że go nie było.

— Uwierzył we wszystko — powtórzył dziadek kończąc opowieść o wyprowadzonym w pole Kapeluszniku — i postanowił ukryć się przed dyszącymi żądzą zemsty kosmitami. Czy dla tych ostatnich piwniczka, świnie i siekiera stanowiłyby przeszkodę nie do pokonania, to już zupełnie inna sprawa. Oczywiście, nie mogłem przewidzieć, że wynajdzie sobie właśnie taką kryjówkę. Ale poniekąd sprawiedliwości stało się zadość.

Zasłużył na kryminał. W komórce pod chlewem na pewno będzie mu gorzej niż w porządnej celi. Za to w więzieniu pomieszkałby dłużej. W efekcie wyjdzie na to samo. Niech siedzi.

— Niech siedzi — zgodził się chętnie gajowy. — A wracając do mojej żony. Może pan nie wie, że nasze rodziny nie za bardzo się odtąd lubiły?

— Coś słyszałem… — mruknął wymijająco dziadek.

— Nie chciałem i nadal nie chcę znać mojego szwagierka. Ręce same mu uciekają od roboty, a pod tym swoim kapeluszem zamiast mózgu nosi maszynkę do liczenia pieniędzy. Ale żonie było przykro ze względu na siostrę. Teraz są razem, u nas w kuchni, obejmują się i pochlipują, jak to baby. Trochę ze strachu, co jeszcze wymyśli ojciec Jacka, i co będzie z chłopcem, bo jak na razie zapowiada się na tęgiego łobuza, a trochę ze szczęścia, że się pogodziły. Spełnił pan dobry uczynek, panie profesorze…

— Niechcąco…

Zapadło milczenie. Wszyscy byli pod wrażeniem diabelskiej intrygi, uknutej przez nestora rodu, wszystkich trochę ubawiła przygoda niefortunnego fałszerza pamiątek, ale wszyscy też w gruncie rzeczy błądzili myślami zupełnie gdzie indziej. Przebiegali w wyobraźni okoliczne lasy, skałki, wąwozy, rozpadliny…

W pewnej chwili pani Helena nerwowo spojrzała na zegarek.

— Czemu jeszcze nikogo nie ma? — spytała łamiącym się głosem.

— Pewnie chcą zebrać jak najwięcej ludzi — rzekł łagodnie gajowy. — Przecież wiedzą, o co chodzi. Poza tym — także sprawdził godzinę — rozmawiałem z nimi zaledwie sześć minut temu.

Rzeczywiście. Od kiedy po raz pierwszy użyto w tym domu krótkofalówki, upłynęło nie więcej, niż sześć minut.

Czas nie zawsze płynie tak samo szybko.

Mądry pan Klemens z całą pewnością potrafiłby przedstawić historię klęski Kapelusznika w paru krótkich zdaniach. Ale wiedział, że słuchając go pani Helena choć na moment oderwie się myślami od nękających ją czarnych wizji. Zrobiłby wszystko co w jego mocy, żeby jak najprędzej odnaleźć wnuczkę. Jeśli jednak tymczasem mógł tylko czekać, próbował przynajmniej skrócić to czekanie mamie dziewczyny i ojcu Łukasza.

Ten ostatni od pewnej chwili spoglądał z roztargnieniem to na panią Helenę, to na gajowego. Sprawiał wrażenie, że chce o coś spytać, albo coś powiedzieć, ale nie wie, jak zacząć.

— Proszę pana… — przemógł się wreszcie. — Skoro pani Piotrowiczowa zawiadomiła ojca Miry, to może ja… — utkwił wzrok w kieszeni, w której spoczęła krótkofalówka.

Aparacik został wydobyty na zewnątrz.

— Oczywiście — gajowy znowu ruszył w stronę drzwi. — Kraków, prawda? Tylko nie znam pańskiego nazwiska? — Nie Kraków. Nazywam się Rafał Polowy. Ale ktoś, kto będzie rozmawiać, musi powiedzieć, że chodzi o matkę Łukasza. Nie o moją żonę — dodał z przymusem, po czym wymienił nazwę miasta i numer telefonu.

W pokoju zrobiło się jakby jeszcze ciszej. Gajowy nie okazał zdziwienia. Skłonił głowę i wyszedł na werandę. Po skończonej rozmowie natychmiast wrócił. Ale nie sam. Prowadził przed sobą grubego, łysawego mężczyznę. Nieznajomy niósł w jednej ręce walizkę, a w drugiej bezkształtną torbę. Przez ramię miał przerzucony płaszcz uszyty z cieniutkiego materiału.

— Ten pan stał przed domem — powiedział gajowy. — On chyba mieszka u mojego szwagra.

— Nie mieszka, tylko mieszkał! — sprostował ze złością grubas. — Właśnie mnie stamtąd wyrzucili. Gospodarz, zdaje się, zwariował, a jego żona dała mi delikatnie do zrozumienia, że w każdej chwili mogę dostać po głowie siekierą. Przyszedłem, bo w okolicy tylko państwo mają telefon… Przepraszam, nie przedstawiłem się. Kuhncky. John Kuhncky. Jestem właścicielem biura podróży i trochę przemysłowcem. Przyjechałem tu w interesach.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x