Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Najpierw będziemy wrzeszczeć tutaj. Ja jestem w wyjątkowo dobrej formie — czupurnie ostrzegła Mira.
— Zdaje się, że rzeczywiście A ten… Jak mu tam?
— Łukasz? W jeszcze lepszej.
— To czemu sam mi tego nie powie? Pytanie padło w próżnię. Łukasz nie mógł odpowiedzieć. Nie mógł nawet pisnąć. Odebrało mu głos. Co prawda chwilowo, ale z kretesem.
Szpieg wrócił przed szparę i wreszcie ukazał swoją twarz, bez fałszywego zarostu i w pełnym blasku słońca.
Łukaszowi nie darmo zdawało się już wtedy, gdy pierwszy raz ujrzał go przyczajonego z krótkofalówką pod schodami sklepu, że w jego ruchach i sylwetce odnajduje coś znajomego. Potem był niemal pewny, że kiedyś już słyszał ten głos, tylko nie mógł sobie przypomnieć kiedy i w jakich okolicznościach Teraz raptem wszystko się wyjaśniło. Odszczepieńcem wysługującym się kosmitom był nie kto inny, jak Mały. Ten sam Mały, czyli, juk sama nazwa wskazuje, dwumetrowy drągal, który niedawno pośpieszył z pomocą jemu, Łukaszowi, kiedy bezradnie przebierał nogami nad skalnym urwiskiem.
Mały, jeden z trójki obozowiczów niby to marzących tylko o ciszy i spokoju. W ogóle nie przyjmujących do wiadomości, że w Górku zapanowało jakieś tam zamieszanie. Wszyscy trzej są w zmowie z właścicielami spodka. A czwarty śpiwór należy pewnie do prawdziwego kosmity. Może do samego Alaudy?
Łukasz przychodził powoli do siebie. Tamtego przedpołudnia Mały bez wahania rzucił mu się na ratunek, choć mógł sobie połamać ręce i nogi. Potem żartował, był wesoły i całkiem sympatyczny. Wszyscy trzej byli sympatyczni. Może nie są zupełnie źli. Może nie posuną się do tego, zęby pozwolić kosmitom porwać dwoje młodych ludzi gdzieś w nieskończoną pustkę.
A swoją drogą — pomyślał — miałem nosa, że oni coś kręcą. Na wszelki wypadek od razu powiem mu kim jestem i dam słowo honoru, że ich nie zdradzę.
Już otwierał usta, zęby zrobić to, co sobie postanowił, gdy nagle Mały zniknął sprzed szpary, a jego miejsce zajął ktoś inny.
Usta Łukasza pozostały otwarte, ale nie wyszedł z nich najcichszy bodaj dźwięk.
Osobnik, którego miał teraz przed oczami był naprawdę mały. To znaczy niski. Nosił zielony kombinezon z mnóstwem świecących klamerek, naszywek i kieszeni. Tej samej barwy co kombinezon była jego twarz. Przeraźliwie zielona, okrągła, o wąskich, skośnych oczach.
— Oni! — zapiszczała Mira.
Zielony poruszył się niespokojnie.
— Ci coś ci się stało?
A więc tak wygląda Alauda.
— Pewnie, że stało — burknął zasłonięty szpieg. — Zobaczyła cię, nieszczęsna i padła zemdlona w ramiona swego towarzysza.
— Kwiczoł! — Nie. To nie Łukasz. To wykrzyknęła Mira.
— Zamiast świecie ropuszym pyskiem i straszyć dzieci — ciągnął wciąż niewidoczny Mały — mógłbyś pomóc. Słyszysz przecież, że dziewczyna jest zdrowa jak ryb. Chora kobieta. kwiczy zupełnie inacze.j Tu, tu, łamago! Pchaj! No razem!
Placyk za szparami opustoszał. Zaraz potem rozległ się potężny łomot. Płyta zagradzająca przejście, runęła na ziemię.
Zrobiło się jasno. Cudownie jasno. To znaczy byłoby cudownie, gdyby w otwartym na nowo tunelu nie stanęły dwie męskie postacie.
— Chodźcie — powiedział przerywany głos. Niegdysiejszy brodacz trochę się jednak zmęczył — Nie widzę was. No, chodźcie.
Cisza. Mira i Łukasz krok po kroczku cofali się pod przeciwległą ścianę. Wreszcie poczuli ją pod plecami.
. — Ludzie! — zniecierpliwił się Mały. Stał w przejściu i usiłował wypatrzyć ukryte w głębi sylwetki uwolnionych. — Ludzie! Ocknijcie się!
— O, świetnie! — ucieszył się niespodziewanie Alauda — Ludzie, ocknijcie się! Doskonale! Tego mi właśnie było tsieba, do mojego ostatniego świerkania!
— Czego? Aha — burknął niezbyt przytomnie jego wspólnik. — Ćwierkania, a nie świerkania, ty strupieszały skowronku — sprostował z niesmakiem.
— Wszystko jedno. Ludzie, ocknijcie się — powtórzył kosmita, najwyraźniej rozkoszując się brzmieniem tych słów. — Tak, tak. Znakomicie.
— Wyjdziecie wreszcie, czy mam po was pójść? — huknął ostatecznie wyprowadzony z równowagi Mały.
Nic.
— Nie ksić. Dzieci są na pewno ledwo ziwe…
— Tu nie ma ziad… chciałam powiedzieć żadnych dzieci!
— Aaa, tam jesteście! — dryblas z wyciągniętymi przed siebie rękami szybko ruszył w stronę dziewczyny. Tego Łukaszowi było już nadto.
— Nie dotykaj jej! — wrzasnął i skoczył. Z całą pewnością nie sprostałby silnemu i wypoczętemu napastnikowi, gdyby przyszło do ostatecznej rozprawy, ale w jego głosie było coś takiego, że Mały zatrzymał się, jakby uderzył o skałę. Łukasz zasłonił sobą dziewczynę i przybrał wojowniczą postawę.
— Dzielny chłopiec — rzekł z szacunkiem Alauda. — Mozie trochę za bardzo dzielny. A ty — zwrócił się do swojego tyczkowatego przyjaciela — ciemu idzieś z wystawionymi łapskami, jak nie psimieziając głodny goryl?
Łukasz ochłonął i opuścił pięści. Ten kosmita chyba naprawdę nie jest aż taki zły. A nuż wszystko jeszcze się dobrze skończy.
Zdecydował się.
— Wyjdziemy — zaczął hardo — ale najpierw powiedzcie, co chcecie z nami zrobić. Nie pozwolimy porwać się w gwiazdy! Zresztą, wcale nie musicie nas porywać. Nikomu nie powiemy, że widzieliśmy was tutaj…
I w ogóle. Nie bójcie się.
— On nam mówi, żebyśmy się nie bali! — zawołał Mały. — Świat się kończy! Wszystkie światy się kończą! Wy nikczemne, ziemskie robaki! Ten tutaj, to książę Alauda z planety trzeciej, krwiożerczy władca zielonych ludożerców z siedemdziesiątej siódmej galaktyki! Jeśli go w tej chwili nie usłuchacie, to was pożre! Tu, na miejscu, bez soli i po omacku!
On tak lubi. No? Powiedz im, co z nimi zrobisz, jeśli nie wyjdą!
— Zamknij dziób i psiestań się wygłupiać. Miro! Łukasiu! Zrozumcie wreście! Tu nie ma kosmitów!!! Słysieliście, co powiedział ten strach na wróble? Sami widzicie. Psiecieź to jasne jak dwa a dwa ćtery, czie brednie o galaktyćnych ludoziercach mógł wymyśleć jedynie stuprocentowy ziemski osioł.
— I to się nazywa przyjaciel! — Mały swoim zwyczajem otarł sobie twarz i czoło puchatą brodą.
Łukasz zdębiał.
— Jak to? — wyjąkał. — A pan? A światła? A spodek? A przemówienia…
Zaraz. Przemówienia…
Zielony stoi tu przed nim jak latarnia, ma zakłopotaną minę i choć wygląda na kosmitę, zachowuje się zgoła po ludzku. Właśnie ten Zielony, który przemawiał do mieszkańców Ziemi. Więc może… Ale przecież jest zielony…
Alaudzie znudziło się czekanie, aż ziemski chłopiec sam rozstrzygnie swe wątpliwości.
— Daj no tę brodę — odebrał swojemu towarzyszowi czarny wiecheć i energicznie potarł nim policzki. Jego twarz raptownie przybladła, za to broda zzieleniała. — Widzicie? — spytał. — Farba. Miałem dzisiaj dać poziegnalne psiedstawienie, ale i tak nie mógłbym tego zrobić, bo pełno tu wsiędzie milicji i ludzi, któzi was siukają. Zreśtą to nieważne, bo cel już właściwie osiągnęliśmy… i moziemy zakońcić całą nasią kosmićną akcję. Wyjdźcie wreście, bardzo waś prosię.
Brutalna prawda w całej swej rozciągłości zaczęła powoli przenikać do świadomości Łukasza.
Nikt nie porwie ich w gwiazdy. Nie dlatego, żeby nie chciał, ale dlatego, że nie ma tu istot, które mogłyby to zrobić. Zostaną na Ziemi. Ale…
Ale to oznacza koniec bajki. Koniec Wielkiej Przygody. Ani on, ani nikt inny nie dowie się niczego o dalekich, tajemniczych światach. Nie ma tu kosmitów. Po prostu nie ma. Są tylko oszuści…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.