— Połóż się wreszcie, Bolku — dodała mama. — Pelos powiedział nam, gdzie jesteś. Nie powinieneś o tej porze chodzić po skałach.
— Już, już — odrzekł pokornie chłopiec wchodząc do namiotu. — Czy Eli dobrze się czuje? — spytał jeszcze.
— Nic jej nie będzie — uspokoiła go mama.
— Przestaniecie wreszcie gadaaać… ooo… — ziewnął ojciec. — Co za rodzina — wymruczał sennie. — Świecie, świecie!
— Świecie, świecie! — zadudniło nad Bolkiem, zaledwie zdążył przytknąć ucho do poduszki. — Świecie, świecie! — powtórzył ojciec przyglądając się, jak jego jedyny syn niechętnie otwiera najpierw jedno, potem drugie oko. — Co za młodzież! I że też akurat ja musiałem wyhodować na własnej piersi takiego śpiocha, obiboka i leniucha! Czy wiesz, nędzna namiastko turysty, że wszyscy, nie wyłączając Eli, siedzą już przy śniadaniu?!
Dźwięk słowa „śniadanie”, a zwłaszcza wzmianka o Eli zrobiły swoje. Bolek oprzytomniał. Zerwał się, zrzucił lekką piżamę, włożył spodenki kąpielowe, złapał mydło, kubek, pastą i szczoteczkę do zębów, po czym jak strzała pomknął w stronę potoczku, przy którym urządzono obozową umywalnią. Odprowadził go głos babci:
— Nie śpiesz się tak. Do obiadu zostało jeszcze parą godzin.
Zdążysz na pewno.
Zdążył jednak i na śniadanie. Były płatki owsiane, jajecznica ze szczypiorkiem (skąd babcia wzięła świeży szczypiorek, na zawsze pozostanie jej tajemnicą) oraz placki z miodem.
— A teraz do roboty! — zawołał ochoczo pan Uranis odsuwając od siebie wymieciony do czysta talerz.
Eli posmutniała:
— Wy będziecie nurkować, a ja?
Wszyscy spojrzeli na nią ze współczuciem.
— Kochanie, musisz uzbroić się w cierpliwość — powiedziała miękko pani Pina. — Nie miałaś w nocy temperatury, więc twoja rana na pewno szybko się zagoi, ale na razie nie możesz moczyć głowy.
— Stanowczo nie — mama Bolka poparła tę opinię swoim lekarskim autorytetem. — W południe zmienię ci opatrunek. Zobaczymy. Przecięcie nie jest głębokie, ale gdyby zaczęło się jątrzyć, to miałabyś stracone wakacje.
— Myślę — wtrącił Pelos — że Eli mogłaby mimo wszystko popłynąć na pontonie, tam gdzie będziemy nurkować. W razie czego ogłosi alarm.
— Morze jest spokojne… — pani Uranis zawahała się. — Jeśli będziesz uważać… — spojrzała na córkę.
— Och, oczywiście, że będę! — zawołała Eli. — Zresztą dzisiaj i tak na mnie wypada kolej czuwania na powierzchni. A jutro…
— Zobaczymy — powtórzyła mama Bolka. — Sądzę jednak — dodała lojalnie — że jutro także nie będziesz jeszcze mogła wejść do wody. Ale przecież to tylko dwa dni! Dwa dni… a przed nami cały miesiąc! Głowa do góry, kochanie!
— To nie takie proste — mruknęła dziewczyna. — Wydaje mi się, że ta głowa waży pół tony…
Bolek w milczeniu przysłuchiwał się tej niewesołej rozmowie, patrząc na Eli z serdecznym współczuciem i nie mniej serdecznym podziwem. Młoda Greczynka wydawała mu się dzisiaj dziwnie podobna do pięknej Tetydy, która uratowała mieszkańców Olimpu przed wojną domową. Wprawdzie Tetyda miała włosy jasnozłote, gdyby jednak opasała je białym bandażem?
Rozmyślania o pięknych boginiach przerwał chłopcu ojciec. Uczynił to w sposób dość szczególny. Mianowicie walnął syna dłonią po ramieniu i krzyknął mu prosto w ucho:
— Hop!
Bolek podskoczył.
— Briareus! Briareus! — zawołał. — Nie, nie! Pan Uranis ożywił się.
— Jak powiedziałeś? Briareus? Czy wiesz, kto to był?
Ja miałbym nie wiedzieć — chciał rzec chłopiec, który zdążył już nieco ochłonąć, ale w porę zdał sobie sprawę, że takie zdanie w jego ustach archeolog przyjąłby niechybnie jako przejaw zarozumialstwa. Powiedział więc, spoglądając z wyrzutem na ojca:
— Tak. Czytałem o nim.
— Proszę, proszę — pan Andreas uśmiechnął się z uznaniem. — No cóż, może znajdziemy w tej jaskini jakieś amfory, na których będą przedstawione wizerunki postaci znanych nam z mitologii. A teraz dość gadania na ten temat. Nie mogę się wprost doczekać chwili, gdy dotknę choćby jednego naczynia. Chłopcy, do roboty. Przygotujcie sprzęt. Skafandry, maski, płetwy, noże i siatki. Te ostatnie spuścimy z łodzi i będziemy wkładać do nich nasze łupy, a potem ostrożnie wciągać je na pokład. Ja sprawdzę zawory butli i sprężarkę. A potem zaraz odbijamy!
— Jak to? — bąknął Bolek. — Przecież ani aqualungi, ani sprężarka jeszcze nie przyje… — urwał nagle. Zapomniał na śmierć, że sam w nocy zmienił świat na taki, w którym wszystko, co może być potrzebne do badań podmorskich, znajduje się już na miejscu! — To znaczy… chciałem powiedzieć… — zająknął się — no… już lecę! — zakończył. Odwrócił się i jak szalony pobiegł w stronę brzegu, gdzie obok pontonów i wielkiej gumowej łodzi stała na niskim wózeczku nieduża, ale skomplikowana maszyna służąca do napełniania butli sprężonym powietrzem. Obok niej leżały porządnie poukładane kolorowe aparaty do swobodnego nurkowania.
— Czy on na pewno nie uderzył się wczoraj w głowę? — dobiegły go jeszcze słowa ojca.
— Nie — odpowiedziała z całą powagą Eli.
— Nie — potwierdziła babcia Miła. — Gdybyście mnie zapytali o zdanie, powiedziałabym wam, że ten młody człowiek rzeczywiście stracił głowę, chociaż powodem tego uszczerbku wcale nie była skała, tylko pewna młoda osóbka, której imienia nie wymienię.
— Och! — zawołała cicho Eli.
— Hmm… — mruknął po namyśle jej ojciec. — No, to mamy dwoje chorych…
— Tato!
— Co, córeczko? — spytał niewinnym tonem pan Andreas. — Przecież jesteś ranna, czyż nie tak? Aż za dobrze widać, że masz obandażowaną główkę. Natomiast, może właśnie z winy tego bandażu, trudno dociec, co w tej główce siedzi. Za to Bolek…
— Dajcie spokój — zaoponowała pani Milejowa. — Moglibyście zdobyć się na odrobinę delikatności. Poza tym, podobno mieliście nurkować?!
Na tym rozmowa się urwała. Jednak domysły babci nie były pozbawione pewnych podstaw. Dwadzieścia minut później Bolek, już w kompletnym podwodnym stroju, kierując powoli dużą łódź ku pionowej skale, nie przestawał zerkać w stronę płynącego obok pontonu, z którego wystawała ciemna główka opasana białą gazą.
Jako pierwszy pozostał w łodzi ojciec Bolka. Jego syn był wczoraj w podwodnej grocie i tylko on mógł wskazać najkrótszą drogę ekipie badawczej. Archeolog tak palił się do spodziewanych odkryć, że przyjaciel nie mógł pozwolić mu czekać na powierzchni.
Nurkowanie odbywało się dzisiaj zupełnie inaczej. Nie trzeba było ciągle zerkać na zegarek, siłą wstrzymywać powietrza i wypływać dla zaczerpnięcia tchu akurat wtedy, gdy zobaczyło się coś ciekawego. Zawory butli pracowały bez zarzutu, a sprężone w wysmukłych pojemnikach powietrze pozwalało pozostawać pod wodą przez wiele minut.
Upuszczona przez Eli amfora leżała na skale tuż za otworem prowadzącym w głąb jaskini. Pan Uranis pokiwał Bolkowi ręką, po czym ostrożnie uniósł naczynie i umieścił je w sieci. Następnie powolutku wpłynął do groty. Chwilę później chłopiec ujrzał błysk reflektora, przymocowanego do opaski obejmującej czoło archeologa. Bolek, uzbrojony w identyczną lampę, zapalił ją.
Snop jasnego światła padł na dno jaskini. Akurat w tym miejscu ze skały wystawał kolec podobny do ogromnej igły. Chłopiec zszedł trochę głębiej i wyciągnął rękę. W tym momencie płaski kamień z owym iglastym kolcem oderwał się od dna i, falując szerokimi płetwami, niespiesznie popłynął ku wyjściu.
Читать дальше