— No tak… — Apollo zatarł dłonie i uśmiechnął się niepewnie. — Tak… Ale czy ty, Hero, nie będziesz taka sama jak on?
— Co do mnie, nie chcę baby! — Posejdon przybrał groźną postawę. — Ja obejmę rządy! Najwyższy czas, żebym rozciągnął swoje panowanie także na lądy. Morzami władałem dotąd mądrze i sprawiedliwie. Mam największe doświadczenie z was wszystkich. Ty, Hero, umiałaś tylko zrzędzić!
— Taaak?! — wysyczała żona obalonego Zeusa. — Spróbuj! Przekonamy się. Wezwę na pomoc Atenę z tarczą i dzidą, którą pokonała gigantów. A także Dionizosa i Mojry. Spójrzcie — schyliła się i podniosła małą złotą jabłoń obsypaną złotymi owocami — to dostałam od matki. Od samej Ziemi. I ta jabłoń będzie odtąd symbolem władzy na Olimpie.
— Akurat! — wykrzyknął coraz bardziej rozzłoszczony Posejdon. — Ja wam zaraz… ja wam… — uniósł trójząb i z rozmachem uderzył nim w skałę. Cała góra zadygotała.
— Co to za hałasy? — odezwał się nagle potężnie grzmiący głos, dochodzący jakby z głębi ziemi. Zeus zbudził się wreszcie, oprzytomniał i zobaczył, co zaszło. Zaryczał, wściekle targając więzami, ale sto węzłów trzymało mocno.
— Łajdaki! Zdrajcy! — wrzeszczał wszechpotężny dotąd władca świata. — Wszystkich was porażę piorunem! Banda szubrawców! Niewdzięcznicy! Natychmiast mnie rozwiązać! Piorun! Gdzie jest mój piorun?
Gromadka Olimpijczyków rozpierzchła się. Zeus był skrępowany i bezsilny, ale zbuntowani niebianie woleli mimo wszystko nie stać zbyt blisko. Tylko Hera nie cofnęła się ani o krok.
— Kogo porazisz? — spytała szyderczo. — Mnie? Od dzisiaj ja jestem twoją panią. Twoją i ich wszystkich — zatoczyła dłonią łuk, wskazując grupę milczących bogiń i bogów.
Zeus, choć tak srodze spętany, zdołał unieść się i usiąść. Nawet w swoim obecnym żałosnym położeniu wyglądał wspaniale. Jego głowę zdobiły bujne loki spływające spod ozdobnego hełmu. Twarz miał szeroką, majestatyczną, lecz w tej chwili czerwoną z wściekłości i wysiłku. Gromowładny nie przestawał bowiem szarpać krępujących go więzów, próbując się uwolnić. Nagle jego wzrok padł na Bolka. Chłopiec chciał uciec, skryć się w chmurze, ale nie zdążył.
— Śmiertelnik! — ryknął obalony monarcha. — Sprowadziliście śmiertelnika, żeby był świadkiem waszej zdrady a mojej hańby! Hej, ty! Rozkazuję ci, weź mój piorun i przynieś mi go! Wszyscy bogowie jak na komendę spojrzeli w stronę, gdzie stał przerażony przybysz z dolin.
— Rzeczywiście śmiertelnik — Hera wzruszyła pięknymi ramionami. — Ale nikt go tu nie sprowadzał. Sam przyszedł. Widzisz, do czego doprowadziło twoje panowanie — zwróciła się ponownie w stronę męża. — Zwykli śmiertelnicy spacerują sobie po Olimpie jak po rynku w Atenach. Zostaw tego biedaka — powstrzymała Posejdona, który z groźną miną szedł w kierunku Bolka. — I tak nie wróci. Nie udało się to jeszcze żadnemu człowiekowi. I tym razem nie dopuścimy do tego. Na przykład… niechże weźmie ten piorun i odda go mojemu mężowi — zaproponowała łaskawie.
— Nie rób tego — zabrzmiał w tym momencie za plecami chłopca cichy kobiecy głos, miękki i melodyjny. — Żaden śmiertelnik nie może dotknąć złotego gromu Zeusa, bo zabiłoby go to natychmiast.
— Hej, ty ziemski robaku! — zaryczał znowu boski więzień. — Słyszałeś?! Natychmiast oddaj mi mój piorun!
— Co mam robić? — wykrztusił Bolek nie patrząc za siebie, by nie tracić z oczu zgromadzonych na szczycie niebian, a zwłaszcza Posejdona, który wprawdzie zatrzymał się po słowach Hery, lecz nadal spoglądał na ziemskiego chłopca nieżyczliwym wzrokiem.
— Nic. Już nadciąga pomoc — wionął mu do ucha ten sam słodki głosik.
Chłopiec wykonał nieznaczny ruch głową. W razie czego i tak wróci na tę skałę, którą Pelos nazywa Gniazdem. Ta myśl dodała mu odwagi.
— Kim jesteś? — spytał cicho.
— Nereidą, nimfą morską, córką Nereusa. Na imię mam Tetyda. Sam widzisz, co się dzieje. Zeus rzeczywiście bywa czasem nieznośny, ale Hera jako władczyni nie byłaby wcale lepsza. Jest naprawdę niemożliwą zrzędą. Wątpię, czy Posejdon i inni powierzyliby jej boski piorun. A zatem na Olimpie rozgorzałaby wojna o panowanie. Nie mogłam do tego dopuścić. Dosyć jest wojen wśród ludzi. Nie wypada, aby tak samo postępowali bogowie… o, już idzie. Wkrótce Zeus będzie wolny.
Z białobłękitnego obłoku wypadł na oświetlony słońcem skalny grzbiet przerażający olbrzym wielkości drzewa. Miał sto ogromnych ramion i pięćdziesiąt głów. Zawarczał gniewnie i natychmiast rzucił się w stronę związanego władcy. Zanim zamachowcy zdołali ochłonąć z wrażenia, już było po wszystkim. Uwolniony Zeus skoczył na równe nogi, porwał swój święty piorun i zamachnął się na Herę.
— Stokrotne dzięki, Briareusie! — zawołał do olbrzyma. — Tobie także dziękuję, Tetydo. Wynagrodzę was za to, coście zrobili! Ale najpierw policzę się z tą bandą — uniósł piorun. Cały Olimp rozgorzał od blasku jak od wybuchu gwiazdy. Błysk i ogień trwały krótko, lecz gdy Bolek, przecierając oczy, znowu ujrzał przed sobą szczyt góry, okazało się, że Zeusowi wystarczyło czasu, aby ukarać winnych.
Z wysoka, jakby z samego nieba, zwisały potężne łańcuchy zakończone ciężkimi złotymi bransoletami. W tych bransoletach tkwiły przeguby dłoni przywódczyni spisku, Hery. Bogini kołysała się bezwolnie tuż nad powierzchnią gruntu, nie mogąc jednak dotknąć go stopami.
— To byłoby to! — huknął Zeus spoglądając ze złośliwym uśmiechem na małżonkę. — A teraz policzymy się z resztą. Prawie wszystkim daruję winę, bo byliście namówieni przez tę jędzę — tu znowu zerknął na Herę — a sam wiem najlepiej, że kto jak kto, ale ona nie cofnie się przed najgorszymi pogróżkami. I, co więcej, potrafi je spełnić. Ukarzę jedynie dwóch: Apolla i Posejdona. Wy pomagaliście jej z własnej woli. Niewdzięczne durnie! Naprawdę chcieliście mieć taką władczynię?! Szkoda, że nie mogę spełnić waszego życzenia. To byłoby dla was najsroższą karą. Ale nie dam piorunu Herze, bo i niebo, i ziemię przewróciłaby do góry nogami. Okażę się łaskawszy. Słuchajcie wyroku — głos Zeusa zahuczał jak grom. — Wśród śmiertelnych jest mąż, na którego patrzę łaskawym okiem. Nazywa się Laomedon i panuje w nadmorskiej krainie, przez którą płynie rzeka Skamander. Pójdziecie do niego i będziecie mu służyć. On chce zbudować nowe miasto. Zamierza nazwać je Troją. Pomożecie mu… a raczej wykonacie tę pracę dla niego. Miasto ma być jak się patrzy, wielkie, z pięknymi pałacami i wysokimi murami. Kiedyś, kiedyś padnie pod ciosami najeźdźców, lecz ci, którzy ujdą z płonącej Troi, założą z kolei państwo, które zawładnie całym światem ludzi, a jego mieszkańcy będą mnie czcić pod imieniem Jowisza. Ale dość o przyszłości! Jazda, wy obaj! Jeszcze dziś ofiarujecie Laomedonowi swoje służby. I bądźcie zadowoleni, że wykpiliście się tak tanim kosztem. Wynocha!
Apollo i Posejdon nie dali sobie dwa razy powtórzyć rozkazu. Odwrócili się i zniknęli w chmurach.
Rozliczywszy w ten sposób winnych, Zeus spojrzał na Briareusa łaskawie:
— Mów, czego pragniesz. Należy ci się nagroda za to, że pośpieszyłeś mi z pomocą.
— Niczego od ciebie nie potrzebuję — odparł basowym, zachrypniętym głosem sturęki olbrzym. — Pomogłem ci, bo prosiła mnie o to Tetyda. A ja ją bardzo lubię… Poza tym nie chciałem, aby na Olimpie doszło do walki o władzę. Teraz pragnę wrócić do moich braci, Cygesa i Kottosa. Do widzenia!
Читать дальше