Bohdan Petecki - W połowie drogi

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - W połowie drogi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1971, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W połowie drogi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W połowie drogi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ludzkość odkrywa na jednej z planet Układu Słonecznego monumentalne budowle stworzone przez obcą cywilizację. Trwa ich żmudne odkrywanie przeplatane niezwykłymi i pasjonującymi przygodami. Odkrycie wszystkich tajemnic tej obcej cywilizacji pozwoli na odniesienie niewyobrażalnych korzyści przez ludzkość. W trakcie badań okazuje się, że owa cywilizacja ingerowała wielokrotnie w historię ludzkości...
W tej debiutanckiej powieści wyraźnie widać wyraźne zainteresowanie autora danikenowskimi teoriami. I chociaż troszkę trąci myszką, czyta ją się lekko i z przyjemnością. Jeszcze brak w niej późniejszych, trochę manierycznych, herosowatych bohaterów. Szczególnie warta jest uwagi warstwa opisowa niesamowitych konstrukcji obcej cywilizacji sugerująca późniejsze popisy autora ogromną wyobraźnią w kreowaniu światów.

W połowie drogi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W połowie drogi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W porównaniu z rozsłonecznioną plażą pustyni, wewnątrz budyneczku panował niemal mrok. Dopiero po dobrej chwili zaczęli rozróżniać poszczególne urządzenia i sprzęty surowej, prostokątnej salki. Na pierwszy rzut oka przypominała raczej harcerską świetlicę niż wnętrze chociażby prowizorycznego badawczego laboratorium. Porównanie nasuwał widok niezliczonej ilości map, przeważnie staroświeckich, drukowanych na papierze. Pełno ich było na sięgających sufitu regałach, zaścielały stół i długą plastykową ławę, walały się nawet na podłodze, ułożone byle jak w wysokie stosy. Niektóre z nich, o pożółkłych, jakby przypalonych brzegach, musiały mieć za sobą wiele lat służby. Niemal wszystkie były upstrzone jakimiś naniesionymi czarnym tuszem zygzakami i znakami, były tam tłuste, zwinięte strzałki, półkola i najeżone krzyżykami elipsy. Porzucone jakby w pośpiechu mapy widniały nawet na pochyłych pulpitach podręcznego zespołu analizatorów. Ten ostatni zajmował całą boczną ścianę, odsuniętą najdalej od wejścia.

Jedna, największa chyba mapa, wisiała rozpięta nad ławą, naprzeciw regałów. Przyjrzawszy się bliżej spostrzegli, że nie stanowiła litej całości, była po prostu zlepiona z dopasowanych typograficznie kwadratów. Pod tą mapą zatrzymał się Corton.

— Zaświeć, Pawle — powiedział, schylając się po przypominający batutę metalowy pręcik. Kulski bez słowa skierował na ścianę stożek reflektora. Corton przez chwilę wpatrywał się w mapę, jakby szukając jakiegoś punktu. Wreszcie westchnął i odwrócił głowę.

— Przystąpmy do rzeczy — powiedział. Uśmiech znikł z jego twarzy, z podkrążonych oczu i kącików ust można było wyczytać zmęczenie.

— Wiecie, kto to był Rommel? Potton wzruszył ramionami. Ann spojrzała żałośnie na profesora i pokręciła głową.

— Mniejsza z tym. Był jednym z marszałków hitlerowskiej Rzeszy niemieckiej. W czasie drugiej wojny światowej dowodził korpusem afrykańskim. Rejon naszej stacji, o, tutaj jesteśmy — zatoczył pałeczką krąg o krótkim promieniu — był w latach czterdziestych ubiegłego wieku terenem podjazdowych walk pustynnych pomiędzy jednostkami Africa Corps a ósmą armią brytyjską w Libii. Mapa, przed którą stoicie, pochodzi z tego właśnie okresu.

Została sklejona z arkuszy planów taktycznych rommlowskiego sztabu. Przypatrzcie się uważnie. Tutaj, gdzie stoi nasz budynek, w centrum najdzikszego, bezwodnego kręgu o promieniu czterdziestu pięciu kilometrów, wpadł pewnego dnia w zasadzkę silny niemiecki oddział pancerny. Walki trwały dwa tygodnie. Zresztą „walki” to nie najwłaściwsze słowo. Niemcy nie mieli wody do chłodnic i byli za słabi, by przerwać otaczający ich pierścień, a Anglicy nie dość silni, by zniszczyć okrążonych frontalnym uderzeniem. Jednym słowem złapał Kozak Tatarzyna… W końcu jedni i drudzy otrzymali posiłki, rozegrała się bitwa, która nie przyniosła wprawdzie zwycięstwa żadnej ze stron, ale pozwoliła Niemcom wymknąć się z potrzasku. W czasie działań zniszczono kilkadziesiąt czołgów. Niektóre z nich po dziś dzień leżą tutaj, pogrzebane w wydmach. My sami wykopaliśmy ze dwanaście sztuk… Trzeba wam wiedzieć, że przebadaliśmy każdy metr kwadratowy terenu w promieniu owych czterdziestu pięciu kilometrów.

— Szukaliście tutaj? — przerwała Ann, spoglądając ze zdumieniem na mówiącego. — Czego…?

— Nie przerywaj, Ann — powiedział ponurym głosem Potton. — Zaczynam rozumieć, profesorze.

— To dobrze — Corton skinął głową. Podszedł do stolika, otworzył szufladę i wydobył z niej niegruby zeszyt w twardej, poplamionej okładce.

— Dzięki temu — ciągnął, potrząsając książeczką w wzniesionej dłoni — wiedzieliśmy mniej więcej, gdzie szukać. Ale tylko mniej więcej. Inaczej nie miałoby sensu zaczynać. Na przekopanie w ten sposób całego wskazanego przez was obszaru Północnej Afryki nie starczyłoby i pięćdziesięciu lat…

— Obszaru Północnej Afryki… — powtórzyła jak echo Ann.

— Nareszcie zrozumiałaś — rzucił Piotr. Kulski spojrzał na Ann ze współczuciem. Do dziś nie mógł się otrząsnąć z przygnębienia, jakie nastąpiło po szoku, wywołanym tragicznym odkryciem. Jak starożytni w Księżyc tak on wierzył w humanistyczną logikę historii swojej epoki. Ann Thorson z jej żałosnym osłupieniem wydała mu się nagle kimś bliskim i niezmiernie sympatycznym.

— Co to jest? — spytała teraz, wznosząc wzrok na dłoń Cortona, trzymającą zeszyt.

— Znaleźliśmy to w londyńskim archiwum armii — powiedział Kulski, ubiegając profesora. — Zresztą posłuchajcie…

Corton stał chwilę bez ruchu, z wyciągniętą ręką, jak aktor uczący się roli, wreszcie opuścił powoli ramię, spojrzał na nich, jakby chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się i otworzył zeszyt. Kartki rozwarły się od razu we właściwym miejscu, jak tom wierszy na ulubionym utworze właściciela biblioteki. Myśleli, że zacznie czytać, on jednak po chwili ponownie oderwał wzrok od zeszytu i spojrzał na Kolskiego.

— To, co mówił Paweł… — zaczął. Odchrząknął i ciągnął już normalnym tonem: — Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z pracy, jaką wykonały tu na Ziemi ekipy historyczne od momentu, w którym udało się wam ustalić czas i miejsce penetracji naszego globu przez te istoty z okolic Procjona. Przekopaliśmy wszystkie materiały publikowane i zapisy dotyczące dziejów Afryki Północnej, zwłaszcza lat czterdziestych zeszłego stulecia. Zbadano muzea i archiwa na obu półkulach. Z materiałami nowszymi, a także ważniejszymi zabytkami księgarskimi, utrwalonymi w zapisie krystalicznym, nie było kłopotu. To załatwiały automaty, analizatory. Ale przecież w podziemiach archiwów mamy tysiące ton najrozmaitszych akt, dokumentów, zapisów i notatek, do których nie przywiązywano żadnego znaczenia. Z rzadka sięgają do nich autorzy jakichś prac przyczynkarskich i to głównie popularyzatorzy… To wszystko musieli zbadać i przeczytać ludzie. Setki ludzi, jeśli praca miała być wykonana w możliwie krótkim czasie. Mieliśmy szczęście… Zaraz czwartego dnia młoda asystentka British Museum natknęła się w starym magazynie Muzeum Broni na ten oto zeszycik…

— Co to jest? — szepnęła Ann.

— Pamiętnik… pamiętnik żołnierza. Fragment, który wam przeczytam, dotyczy roku tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego. Chodzi o walki w Libii… Zresztą posłuchajcie.

Corton podszedł do stołu i usiadł ciężko na jednym z prostych, trójnogich zydli. Zeszyt położył przed sobą i przytrzymując palcami brzegi kartek, zaczął powoli czytać:

„Skwar był taki, że język przysychał do podniebienia. Już piąty dzień tkwiliśmy w tym cholernym piachu jak w beczce kipiącej smoły. Fryce siedziały cicho, trzymaliśmy ich w szachu krzyżowym ogniem cekaemów i moździerzy, ale na to, żeby pójść naprzód, było za mało amunicji. Trzeba było mieć oczy z tyłu głowy i trzymać je otwarte, zwłaszcza na takiej placówce jak nasza, bo ich patrole przemykały się między wydmami i zachodziły od tyłu. Tego dnia rano Fiddon poszedł po wodę i nie wrócił…” — zostało ich dwóch, na wysuniętej placówce ogniowej — wyjaśnił Corton, przerywając na chwilę czytanie. Zaraz jednak wrócił do pamiętnika:

„Zasnąłem na chwilę, ale zbudził mnie kapral Joe. Blady jak ściana pokazywał palcem przełączkę między wydmami, na prawo od nas. Wyjrzałem — i w pierwszej chwili przestraszyłem się, że dostałem bzika. Lazło tam takie świecące, kwadratowe pudło wielkości czołgu albo nieco wyższe. Nie słyszałem gąsienic, warkotu silnika, w ogóle nic. Pudło staszczyło się na dno muldy i stanęło. Wylazł jakiś facet, nie wiem, skąd się wziął, bo nie widziałem, żeby się tam otwarła klapa czy inny właz. Miałem dość. Pomyślałem, że to nowe diabelstwo Rommla, i podciągnąłem pepancę. Przyłożyłem się dobrze i wygarnąłem. Siedziało. Zobaczyłem, że facet upadł, a z pudła poleciały drzazgi. Potem schyliłem się po nowy pocisk i wtedy przyszło to uderzenie. Pepanca zniknęła z nasypu, a Joemu zdmuchnęło głowę, jakby to była piłka. Siedziałem chwilę bez ruchu, jak mysz pod miotłą. Kiedy wreszcie wyjrzałem, pod wydmą stały już dwa takie pudła. Trzech facetów w maskach i czarnych kombinezonach zabierało tego, którego rąbnąłem. Potem wszyscy wleźli do drugiego czołgu, czy co to tam było. Musiałem mieć gorączkę, bo wydało mi się, że poszli pionowo w górę. Tam nie było żadnych śmigieł ani niczego takiego. Pudło świeciło jak księżyc. Przypadłem do piachu, bo bałem się, że będą walić z góry. Mogliby mnie dostać. Kiedy podniosłem głowę, nie było już po nich śladu. Tylko to pierwsze pudło, które dostało z mojej pepancy, jeszcze trochę dymiło. Chciałem je obejrzeć, ale spojrzałem na to, co zostało z Joego, i nie poszedłem. Zresztą musiałem iść do sztabu kompanii, powiedzieć, co się stało. Bez pepancy nie było co tam siedzieć. Poszedłem od razu, ale w drodze złapała mnie burza piaskowa. W tej cholernej Libii burze przylatują jak piorun, człowiek nie zdąży nawet zasłonić twarzy. Kiedy wróciłem z nowym amunicyjnym, po dawnym stanowisku nie było już nawet śladu. Zresztą zaraz zapadła noc. Rano Niemcy przełamali nasz pierścień od północy i całą dywizję przerzucono na wybrzeże…”

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W połowie drogi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W połowie drogi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «W połowie drogi»

Обсуждение, отзывы о книге «W połowie drogi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x