Kurt Vonnegut - Kocia kołyska

Здесь есть возможность читать онлайн «Kurt Vonnegut - Kocia kołyska» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2004, ISBN: 2004, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kocia kołyska: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kocia kołyska»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść, w której fakt zastępuje miejsce fikcji, a fikcja staje się faktem. Narrator zamierza napisać książkę o wybuchu pierwszej bomby atomowej i życiu jej twórcy, doktora Feliksa Hoenikera. Tymczasem trafia na wyimaginowaną wyspę San Lorenzo, skąd obserwuje rzeczywistą zagładę Ameryki, która miała być tematem jego powieści.
Wariacje Vonneguta na temat ludzkiej pomysłowości i zamiłowania do zabaw i gier (doktor Hoeniker stworzył swoją bombę dla zabawy) obrazują kondycję naszej cywilizacji, w której ludzie wolą uciekać w fantazję i kłamstwa, zawierzyć choćby najbardziej nieprawdopodobnej religii niż zmagać się z rzeczywistością i prawdą.
Nominowana do nagrody Hugo w 1964.

Kocia kołyska — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kocia kołyska», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zarówno państwo Crosby, jak i ja byliśmy do głębi poruszeni. Dręczyły nas pytania, na które chcieliśmy jak najszybciej otrzymać odpowiedź. Oni chcieli wiedzieć, kto to jest Bokonon. Oburzała ich sama myśli, że ktoś może przeciwstawiać się “Papie” Monzano.

Ja natomiast nie wiadomo dlaczego poczułem, że muszę się natychmiast dowiedzieć historii stu męczenników za demokrację.

Pierwsi otrzymali odpowiedź państwo Crosby. Ponieważ nie rozumieli miejscowego dialektu, musiałem służyć im za tłumacza. Zasadnicze pytanie, jakie Crosby zadał kierowcy, brzmiało:

— Kto to jest, do diabła, ten szczyl Bokonon?

— Bardzo zły człowiek — odpowiedział kierowca. W jego wykonaniu brzmiało to: “Parrso sly clofiek.”

— Komunista? — spytał Crosby, kiedy mu przetłumaczyłem odpowiedź.

— Oczywiście.

— Czy ma jakichś zwolenników?

— Co proszę?

— Czy są tacy, którzy się z nim zgadzają?

— Nie, panie — odpowiedział kierowca skwapliwie — nie ma głupich.

— Dlaczego go do tej pory nie złapali? — dopytywał się Crosby.

— Trudno go znaleźć — odpowiedział kierowca. — Bardzo sprytny człowiek.

— Ktoś przecież musi go ukrywać i karmić, inaczej dawno już by go złapano.

— Nikt go nie ukrywa, nikt go nie karmi. Nie ma głupich.

— Jest pan pewien?

— No pewnie — odpowiedział kierowca. — Każdy, kto nakarmi tego starego wariata, każdy, kto go przenocuje, pójdzie na hak. Nikt nie chce iść na hak.

68. STU MECENIKUF

Spytałem kierowcę, kto to byli męczennicy za demokrację. Właśnie zobaczyłem, że bulwar, wzdłuż którego jedziemy, nosi nazwę Bulwaru Stu Męczenników za Demokrację.

Kierowca opowiedział mi, że Republika San Lorenzo wypowiedziała wojnę Niemcom i Japonii w godzinę po ataku na Pearl Harbor.

San Lorenzo powołało pod broń stu ludzi, aby stanęli w obronie demokracji. Tych stu ludzi załadowano na statek płynący do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieli zostać przeszkoleni i uzbrojeni.

Okręt ten został zatopiony przez niemiecką łódź podwodną natychmiast po wyjściu z portu.

— To so meceniki sa temokracje — powiedział.

Co miało znaczyć: “To są męczennicy za demokrację.”

69. WIELKA MOZAIKA

Państwo Crosby i ja poczuliśmy się bardzo dziwnie, kiedy okazało się, że jesteśmy pierwszymi gośćmi w nowym hotelu. Nasze nazwiska były pierwszymi, jakie miały znaleźć się w hotelowej księdze gości.

Crosby pierwszy podszedł do kontuaru, ale widok dziewiczo czystej księgi tak go zaskoczył, że nie mógł się zdecydować na złożenie podpisu. Musiał się przez chwilę zastanowić.

— Może pan się wpisze pierwszy — zwrócił się do mnie. I broniąc się przed posądzeniem, że jest przesądny, oświadczył, że pragnie sfotografować człowieka układającego wielką mozaikę na świeżym tynku w hotelowym hallu.

Mozaika przedstawiała wysoki na dwadzieścia stóp portret Mony Aamons Monzano. Człowiek, który pracował nad nim siedząc na szczycie drabiny, był młody i muskularny. Jedyny jego strój stanowiły płócienne białe spodnie.

Był biały.

Artysta układał z listków złota włosy opadające na łabędzią szyję Mony.

Crosby poszedł, aby go sfotografować, i po chwili wrócił, oświadczając, że jest to największy szczyl, jakiego kiedykolwiek spotkał. Jego twarz miała kolor soku pomidorowego, kiedy mi to mówił.

— Nie można się do niego odezwać słowem, żeby zaraz wszystkiego nie przekręcił — dodał.

Podszedłem więc i ja do artysty, obserwowałem go przez chwilę i powiedziałem:

— Zazdroszczę panu.

— Wiedziałem, że tak będzie — westchnął. — Wiedziałem, że jak będę czekać odpowiednio długo, to znajdzie się ktoś, kto przyjdzie i pozazdrości mi. Powtarzałem sobie, że muszę być cierpliwy, a wcześniej czy później trafi tu jakiś zazdrośnik.

— Pan jest Amerykaninem?

— Mam to szczęście.

Ani na chwilę nie przerwał swojej pracy, mój wygląd wyraźnie go nie interesował.

— Czy pan też chce mnie sfotografować?

— Ma pan coś przeciwko temu?

— Myślę, więc jestem, a skoro jestem, to można mnie fotografować.

— Niestety nie mam przy sobie aparatu.

— Więc, na litość boską, niechże pan biegnie po niego! Chyba nie należy pan do tych, którzy polegają na swojej pamięci?

— Myślę, że nieprędko zapomnę twarz, nad którą pan pracuje.

— Zapomni pan w chwili śmierci, podobnie jak ja. Kiedy umrę, mam zamiar zapomnieć wszystko, i panu radzę zrobić to samo.

— Ona panu pozowała, czy też robi pan to na podstawie fotografii albo czegoś takiego?

— Czegoś takiego.

— Proszę?

— Robię to na podstawie czegoś takiego — postukał się po skroni. — Mam wszystko w tej swojej godnej pozazdroszczenia głowie.

— Pan ją zna?

— Mam to szczęście.

— Ten Frank Hoenikker jest szczęściarzem.

— Frank Hoenikker jest gówniarzem.

— Można powiedzieć, że jest pan szczery.

— Jestem również bogaty.

— Bardzo się cieszę.

— Jeśli interesuje pana zdanie eksperta w tych sprawach, to mogę panu zdradzić, że pieniądze wcale nie dają szczęścia.

— Dziękuję za informację. Dzięki niej uniknę masy kłopotów, bo właśnie miałem zamiar zarobić trochę pieniędzy.

— W jaki sposób?

— Pisaniem.

— Ja też napisałem kiedyś książkę.

— Jaką?

San Lorenzo. Kraj, Historia, Ludzie.

70. UCZEŃ BOKONONA

— Jest pan zatem — powiedziałem — Filipem Castle, synem Juliana Castle.

— Mam to szczęście.

— Przyjechałem tu, żeby zobaczyć się z pańskim ojcem.

— Jest pan może sprzedawcą aspiryny?

— Nie.

— Szkoda. Ojcu kończy się aspiryna. A może ma pan jakieś cudowne leki? Ojciec lubi dokonać cudu od czasu do czasu.

— Nie jestem sprzedawcą leków. Jestem pisarzem.

— Skąd ta pewność, że pisarz nie jest sprzedawcą leków?

— Poddaję się. Jeden zero dla pana.

— Ojcu potrzebna jest książka, którą mógłby czytać ludziom umierającym albo cierpiącym straszliwe bóle. Może przypadkiem napisał pan coś w tym rodzaju?

— Na razie nie.

— Myślę, że na tym można by zarobić. To już druga cenna rada, jaką panu dziś daję.

— Może mógłbym przerobić Psalm Dwudziesty Trzeci, pozmieniać go tak, żeby nie poznano, że to nie jest moje oryginalne dzieło.

— Bokonon próbował go już przerobić i stwierdził, że nie da się tam zmienić ani jednego słowa.

— Czy jego też pan zna?

— Mam to szczęście. Był moim nauczycielem, kiedy byłem małym chłopcem. Wskazał z czułością na mozaikę.

— Był też nauczycielem Mony. — Czy był dobrym nauczycielem?

— Mona i ja potrafimy czytać, pisać i trochę liczyć, jeśli o to panu chodzi — powiedział Castle.

71. DLACZEGO DOBRZE JEST BYĆ AMERYKANINEM

H. Lowe Crosby zbliżył się, aby ponownie zaatakować tego szczyla Castle’a.

— Za kogo ty się właściwie uważasz? — spytał szyderczo Crosby. — Za hippiesa czy co?

— Uważam się za bokononistę.

— Jeśli się nie mylę, to jest w tym kraju zakazane.

— Tak się składa, że mam szczęście być Amerykaninem. Przyznawałem się, że jestem bokononistą, zawsze, kiedy tylko przyszła mi na to ochota, i jak dotychczas nikt mnie nie ruszył.

— Uważam, że należy przestrzegać praw kraju, w którym się człowiek znajduje.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kocia kołyska»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kocia kołyska» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kurt Vonnegut - Galápagos
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Le berceau du chat
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Abattoir 5
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Hocus Pocus
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Syreny z Tytana
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Rzeźnia numer pięć
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Slaughterhouse-Five
Kurt Vonnegut
libcat.ru: книга без обложки
Kurt Vonnegut
libcat.ru: книга без обложки
Kurt Vonnegut Jr.
libcat.ru: книга без обложки
Kurt Vonnegut
Отзывы о книге «Kocia kołyska»

Обсуждение, отзывы о книге «Kocia kołyska» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x