— Zatem próbujesz go jednak usprawiedliwić… — zaczęła Naydrad, gdy nagle do rozmowy wtrącił się Prilicla.
— Przepraszam, ale nasza przyjaciółka Cha Thrat chce coś powiedzieć.
Jako starszy lekarz i dowódca personelu medycznego Rhabwara mógłby po prostu nakazać zakończenie sprawiającej mu przykrość rozmowy, ale Cha wiedziała świetnie, że mały empata nie zachowa się nigdy aż tak obcesowo. Wzbudzone w podwładnych poczucie winy i zakłopotanie sprawiłyby mu jeszcze większy ból niż sama dyskusja.
Dlatego właśnie, aby chronić siebie, Prilicla wolał wydawać rozkazy w formie, która nie powodowała u innych żadnych przykrych odczuć. Jeśli chciał, by Cha się odezwała, to dlatego zapewne, iż rozpoznał w niej bratnią duszę, której także zależało na poprawie atmosfery.
Wszyscy spojrzeli na nią, a Prilicla przestał się tak trząść. Widocznie ciekawość wytłumiła wcześniejsze niemiłe myśli.
— Też obejrzałam materiały z Goglesk, szczególnie wszystko na temat Khone’a… — zaczęła Cha.
— Ale to z całą pewnością nie twoja sprawa — przerwał jej Danalta. — Jesteś technikiem.
— Bardzo dociekliwym technikiem — mruknęła Naydrad. — Niech mówi.
— Technik powinien być dociekliwy — stwierdziła ze złością Cha. — Szczególnie gdy odpowiada za kabinę przeznaczoną dla pacjenta! — Kątem oka ujrzała, że Prilicla znowu zaczyna się trząść, i przywołała się do porządku. — Wydaje mi się, że ta rozmowa nie ma sensu. Diagnostyk Conway nie wspomniał ani słowem, że targają nim jakieś sprzeczne myśli. Jak dokładnie brzmiało odebrane z Goglesk wezwanie? Czy była w nim mowa o stanie pacjenta?
— Nie — odparła Murchison. — Nie znamy obrazu klinicznego. Mała baza na tej planecie nie ma urządzeń pozwalających na wysłanie dłuższej wiadomości. I tak zużyli mnóstwo energii, aby…
— Dziękuję — przerwała jej uprzejmie Sommaradvanka. — Problemy techniczne związane z łącznością nie są mi obce. Jak więc brzmiała ta wiadomość?
Murchison znowu się zarumieniła.
— Dokładnie tak: „Do Conwaya, Szpital Kosmiczny. Bardzo pilne. Pacjent potrzebuje jak najszybciej statku szpitalnego. Wainright, baza Goglesk”.
Cha zastanawiała się chwilę.
— Zakładam, że uzdrawiacz Khone informował na bieżąco swojego przyjaciela o przebiegu ciąży w dłuższych listach przesyłanych zapewne na pokładach statków kurierskich.
Naydrad najeżyła sierść, jakby chciała jej przerwać, i Cha szybko podjęła wątek.
— Po przestudiowaniu materiałów o Goglesk zakładam też, że Khone jest w pełni świadomy swej sytuacji i nie byłby skłonny fatygować przyjaciela bez potrzeby. Nawet jeśli Conway nie powiedział mu dokładnie, na czym polegają jego obowiązki w Szpitalu, Gogleskanin mógł je poznać dzięki łączącej ich wspólnocie umysłów. Conway zaś wie najpewniej, jak Khone przyjął te informacje. Odpowiedzialność za pacjenta wymagała, aby wiadomość zaadresowano do Conwaya, ale nie było żadnej wzmianki o konieczności przybycia Diagnostyka. Wezwanie dotyczyło statku szpitalnego. Conway zrozumiał tę różnicę, bo wie, jakimi torami biegną myśli Khone’a, zna świetnie jego kondycję i wie sporo o przebiegu ciąży u Gogleskan. Przyjęłabym zatem, że takie właśnie sformułowanie wezwania odebrał jako zwolnienie z przyrzeczenia. Będąc pewnym, że pacjent potrzebuje jedynie jak najszybszego transportu do Szpitala, nie przerwał pracy, a i wam kazał nie przejmować się tą zmianą. Możliwe więc, że krytyka jego pozornie nieetycznego postępowania jest całkiem nie na miejscu.
Naydrad spojrzała na Murchison.
— Cha Thrat ma chyba rację, a ja jestem niemądra — stwierdziła. W jej ustach były to więcej niż przeprosiny.
— Na pewno ma rację — dodał Danalta. — Przepraszam, pani patolog. Gdybym miał teraz ludzką postać, z pewnością bym się zarumienił.
Murchison nie odpowiedziała. Wpatrywała się tylko w Cha. Jej oblicze wyglądało już normalnie i trudno było orzec, co właściwie wyraża. Prilicla przysunął się na tyle blisko Sommaradvanki, że ta poczuła podmuch jego skrzydeł.
— Mam wrażenie, że właśnie zyskałaś przyjaciela, Cha Thrat — powiedział cicho.
Dalszą rozmowę uniemożliwiły dźwięki dobywające się z pokładowych głośników.
— Mostek do starszego lekarza. Ukończyliśmy skok i za trzy godziny i dwie minuty wejdziemy na orbitę manewrową wkoło Goglesk. Ładownik jest już gotowy, można zacząć przenosić wyposażenie medyczne. Mamy też łączność radiową z porucznikiem Wainrightem, który chce rozmawiać z panem o pacjencie.
— Dziękuję, kapitanie — odpowiedział Prilicla. — My też chcemy o nim porozmawiać. Proszę przełączyć porucznika na pokład medyczny, a potem na kabinę lądownika. Będziemy mówić, nie przerywając pracy.
— Oczywiście. Zrobione — oznajmił Fletcher. — Poruczniku, został pan połączony ze starszym lekarzem Priliclą. Proszę mówić.
Mimo autotranslatora Cha wydało się, że wyczuwa w głosie Wainrighta pewien niepokój. Słuchała, pomagając równocześnie Naydrad załadować autonosze wszystkim, co mogło się okazać potrzebne.
— Przepraszam, doktorze, ale planowane przejęcie pacjenta na naszym lądowisku nie dojdzie do skutku — oznajmił porucznik. — Khone nie jest w stanie podróżować, a wysłanie po niego ślizgacza pełnego obcych może być ryzykowne. Nie wiadomo, czy widok dziwnych monstrów porywających brzemiennego po — 3ratymca nie spowoduje u pozostałych połączenia…
— Przyjacielu Wainright — przerwał mu łagodnie Prilicla — jaki jest stan pacjenta?
— Nie wiem, doktorze. Gdy widzieliśmy się trzy dni temu, usłyszałem, że junior przyjdzie niebawem na świat, i zostałem poproszony o wezwanie statku szpitalnego. Khone powiedział też, że zadbał już o zastępstwo przy swoich pacjentach i że zjawi się w bazie na krótko przed wyznaczonym terminem odlotu. Jednak kilka godzin temu przybył posłaniec z ustną wiadomością, że Khone nie może się ruszyć z domu. Tubylec nie był jednak w stanie powiedzieć mi, czy nasz pacjent jest chory albo ranny. Przekazał tylko prośbę o zapasowe ogniwo do skanera, który zostawił tu Conway. Khone regularnie używa go podczas badań, budząc podziw pacjentów dla takiego cudu techniki. Skoro baterie się wyczerpały, nic dziwnego, że nie mógł powiedzieć nam nic o swoim stanie.
— Jestem pewien, że ma pan rację, poruczniku — rzekł Prilicla. — Niemniej nagła utrata zdolności przemieszczania się sugeruje poważny problem. Ma pan jakiś pomysł, jak szybko i bez większego ryzyka dla niego i jego pobratymców przenieść pacjenta do ładownika?
— Szczerze mówiąc, nie. To będzie bardzo ryzykowna operacja, i to od samego początku. Gdyby chodziło o przedstawiciela innego gatunku, załadowałbym go do mojego ślizgacza i w kilka minut byłby tutaj. Ale żaden Gogleskanin, nawet Khone, nie usiądzie tak blisko obcego, nie wydając mimowolnie sygnału alarmowego. Sam pan wie, co się wtedy stanie.
— Owszem — zgodził się Prilicla, wspominając z drżeniem obrazy niszczonego miasta.
— Najlepiej dajcie spokój z lądowaniem przy bazie i postarajcie się przyziemić jak najbliżej domu Khone’a, na wolnym terenie pomiędzy miastem a brzegiem jeziora. Polecę tam wcześniej i podprowadzę was ślizgaczem. Może na miejscu coś wymyślimy. Będziecie potrzebowali zdalnie sterowanych noszy, żeby zabrać pacjenta. Mogę podać wam wymiary jego domu i drzwi…
Podczas gdy Cha ładowała resztę wyposażenia, Wainright przedstawiał jeszcze szczegóły, było już jednak oczywiste, że nie pójdzie łatwo i należy przygotować się na każdą ewentualność.
Читать дальше