Pelorat utkwił wzrok w podłogę, jakby nie chciał spojrzeć Trevizemu prosto w oczy. — Miałem żonę, Golan — powiedział. — Znałem kobiety. Jednak jakoś nigdy nie przywiązywałem wagi do tych spraw. Było to, owszem, ciekawe. Przyjemne… Ale nigdy specjalnie ważne. Jednak ona…
— Kto? Bliss?
— Ona jest jakaś inna… według mnie.
— Na Terminusa, Janov, przecież ona słyszy każde twoje słowo!
— To mnie nie obchodzi. Ona i tak o tym wie… Chcę jej sprawić przyjemność. Podejmę się tego zadania, choćby to było nie wiadomo co, zgodzę się na każde ryzyko, przyjmę każdą odpowiedzialność, jeśli będę miał choćby najmniejszą nadzieję, że dzięki temu będzie o mnie dobrze myślała.
— Ależ to dziecko, Janov.
— Nie jest dzieckiem… a poza tym to, co o niej myślisz, nie obchodzi mnie.
— Nie zdajesz sobie sprawy z tego, kim musisz się jej wydawać?
— Starym facetem? No i co z tego? Ona jest częścią większej całości, a ja nie i już to samo oddziela nas od siebie nieprzebytym murem. Myślisz, że ja tego nie wiem? Ale ja nie proszę jej o nic, tylko o to, żeby…
— Myślała o tobie dobrze?
— Tak. Albo z jakimkolwiek innym uczuciem, na które może się zdobyć.
— I dlatego chcesz się podjąć za mnie tego zadania? Nie słuchałeś chyba, Janov, dobrze tego, co mówili. Oni nie chcą ciebie — chcą mnie, choć nie mogę zrozumieć z jakiego powodu.
— Ale jeśli nie mogą mieć ciebie, a muszą kogoś mieć, to na pewno będę lepszy niż nikt.
Trevize potrząsnął głową. — Nie wierzę własnym uszom. Na starość przeżywasz drugą młodość, Janov. Usiłujesz zostać bohaterem, żeby umrzeć dla tego ciała.
— Nie mów tak, Golan. To nie jest temat do żartów.
Trevize próbował się roześmiać, ale spojrzał na poważną twarz Pelorata i tylko chrząknął. — Masz rację — powiedział. — Przepraszam cię. Zawołaj ją, Janov. Zawołaj ją.
Weszła z pewnym ociąganiem. Powiedziała cicho: — Przepraszam, Pel, ale nie możesz go zastąpić. To może być tylko Trevize i nikt inny.
— Dobrze — rzekł Trevize. — Będę spokojny. Postaram się zrobić to, czego ode mnie chcecie. Zrobię wszystko, żeby tylko powstrzymać Janova od prób odgrywania, w jego wieku, bohatera romantycznego.
— Znam swój wiek — mruknął Pelorat.
Bliss wolno podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. — Pel — powiedziała — ja… ja myślę o tobie dobrze.
Pelorat odwrócił wzrok. — W porządku, Bliss. Nie musisz się starać być miła.
— Nie staram się być miła, Pel. Myślę o tobie dobrze.
Najpierw niejasno, a potem coraz wyraźniej, Sura Novi uświadomiła sobie, że naprawdę nazywa się Suranoviremblastiran i przypomniała sobie, że kiedy była dzieckiem, rodzice mówili do niej Su, a przyjaciele Vi.
Oczywiście, tak naprawdę nigdy o tym nie zapomniała, ale fakty te były czasami głęboko ukryte w jej pamięci. I nigdy nie były ukryte aż tak głęboko, jak przez ostatni miesiąc, gdyż nigdy nie znajdowała się tak blisko tak potężnego umysłu.
Ale teraz nadszedł już czas, aby mogła sobie o nich przypomnieć. To nie było jej własne postanowienie. To nie ona tego chciała. Nie czuła takiej potrzeby. Ukryta strona jej osobowości wyłaniała się z głębi jej pamięci, gdyż taka była potrzeba całego globu.
Towarzyszyło temu nieokreślone, ale nieprzyjemne uczucie, coś w rodzaju swędzenia, które jednak szybko ustąpiło miejsca przyjemnej świadomości, że oto ukazała się taka, jaką była naprawdę, że stała się sobą. Od wielu lat nie była tak blisko Gai, jak teraz. Przypomniała sobie jedną z form życia, którą bardzo lubiła, kiedy była dzieckiem i mieszkała na Gai. Zdając sobie wówczas niejasno sprawę z tego, że odczucia tego stworzenia są częścią jej własnych odczuć, teraz wyraźniej uświadomiła sobie swoje własne. Była motylem wykluwającym się z kokonu.
Stor Gendibal patrzył ostro i przenikliwie na Novi. Był przy tym tak zaskoczony, że o mały włos nie wypuścił z mentalnego uchwytu burmistrz Branno. To, że do tego nie doszło, zawdzięczał być może niespodziewanej pomocy z zewnątrz, która podtrzymała go, a na którą w owej chwili nie zwrócił uwagi.
— Co wiesz o radnym Trevize, Novi? — spytał. A potem, zaniepokojony nagłą zmianą w jej mózgu, który stawał się coraz bardziej skomplikowany, krzyknął: — Kim ty jesteś?
Chciał uzyskać kontrolę nad jej umysłem, ale nie mógł do niego przeniknąć. W tym momencie zdał sobie sprawę z faktu, że uchwyt, w którym trzyma Branno, został przez kogoś wzmocniony. — Kim ty jesteś? — powtórzył.
Twarz Novi przybrała na chwilę tragiczny wyraz. — Panie — powiedziała i zaraz poprawiła się: — Mówco Gendibalu, moje prawdziwe nazwisko brzmi Suranoviremblastiran, a jestem Gają.
To było wszystko, co powiedziała głośno. Gendibal, w przypływie wściekłości, wytężył swe psychiczne siły, zręcznie przemknął ponad wspomagającym jego uchwyt polem i ze zdwojoną energią ścisnął Branno, zmagając się jednocześnie z umysłem Novi.
Novi odrzuciła go z taką samą zręcznością, z jaką on pozbył się pomocy przy trzymaniu Branno, ale nie mogła — a może nie chciała — schować przed nim swych myśli.
Przemówił do niej jak do innego Mówcy:
— Dobrze zagrałaś swoją role, oszukałaś mnie i podstępnie zwabiłaś mnie tu. Należysz do tej samej rasy, z której wywodził się Muł.
— Muł był dewiantem, Mówco. Ja/my nie jesteśmy Mułami. Ja/my jesteśmy Gają.
W tym, co mu przekazała, została przedstawiona cała istota Gai, i to o wiele precyzyjniej niż można by to było zrobić za pomocą jakichkolwiek słów.
— Żyjąca planeta! — rzekł Gendibal.
— O polu mentalnym silniejszym niż twoje indywidualne pole. Nie zmagaj się, proszę, z taką siłą. Obawiam się, żeby ci się coś nie stało. Nie chciałabym tego.
— Nawet jako żyjąca planeta nie jesteś silniejsza od moich towarzyszy zespolonych na Trantorze. My również jesteśmy w pewnym sensie żyjącą planetą.
— To tylko parę tysięcy ludzi zespolonych w mentalnym współdziałaniu, Mówco. Poza tym nie możesz liczyć na ich pomoc, gdyż odcięłam ją od ciebie. Sprawdź to, a sam się przekonasz.
— Co masz zamiar zrobić, Gajo?
— Miałam nadzieję, Mówco, że nadal będziesz do mnie mówił „Novi”. To, co teraz robię, robię jako Gaja, ale jestem także Novi… a jeśli chodzi o mój stosunek do ciebie, to tylko Novi.
— Co masz zamiar zrobić, Gajo?
Novi zrobiła coś, co było mentalnym odpowiednikiem westchnienia i powiedziała:
— Jesteśmy teraz w martwym punkcie, w sytuacji patowej. Będziesz nadal trzymał burmistrz Branno, mimo jej ekranu. Ja ci w tym pomogę, więc nie opadniemy z sił. Przypuszczam też, że nie wypuścisz mnie z uchwytu, ja z kolei nie wypuszczę ciebie i tu również żadne z nas nie opadnie z sił i pozostaniemy w tym potrójnym uchwycie.
— A jak to się skończy?
— Powiedziałam ci już… Czekamy na radnego Trevize z Terminusa. To właśnie on rozstrzygnie… tak, jak uzna za stosowne.
Komputer pokładowy „Odległej Gwiazdy” zlokalizował dwa statki. Trevize polecił mu pokazać ich obraz na ekranie.
Obydwa pochodziły z Fundacji. Jeden dokładnie przypominał „Odległą Gwiazdę”. Był to bez wątpienia statek Compora. Drugi był większy i o wiele potężniejszy.
Trevize obrócił się w stronę Bliss i rzekł:
— Nie wiesz, co tu się dzieje? Czy teraz możesz mi wreszcie coś powiedzieć?
Читать дальше