Te sprawy to (1) podpisanie porozumienia, na mocy którego spółdzielnia Palvera miała dostarczać przez następny rok dwadzieścia statków artykułów żywnościowych miesięcznie, za cenę jak w warunkach wojennych, ale — dzięki ostatniej bitwie — bez zwykłego w takich warunkach ryzyka, (2) przekazanie doktorowi Darellowi czterech krótkich słów.
Przez chwilę Darell gapił się na niego wybałuszonymi oczami, ale zaraz doszedł do siebie i wyłuszczył swoją prośbę. Sprowadzała się ona do zakomunikowania Arkadii jego odpowiedzi. Odpowiedź ta podobała się Palverowi — była prosta i sensowna. Brzmiała ona: „Wracaj. Nic ci już nie grozi”.
Stettin wściekał się. Patrzeć, jak każda broń pęka w ręku, czuć, jak pozornie mocna sieć, którą tworzyły jego statki, rwie się jakby została upleciona ze zbutwiałych nici — nawet flegmatyka v doprowadziłoby to do szału. Był jednak bezsilny i wiedział o tym.
Już od wielu tygodni źle sypiał. Od trzech dni nie golił siej Cofnął wszystkie audiencje. Jego admirałowie byli pozostawieni samym sobie i nikt nie wiedział lepiej niż władca Kalgana, że jeszcze trochę i nie trzeba będzie następnej porażki, by wybuchł bunt.
Pierwszy minister, Lev Meirus, nie kwapił się z pomocą. Stał tam, cichy i nieprzyzwoicie stary, gładząc jak zwykle nerwowo bruzdę ciągnącą się przez twarz od nosa do brody.
— No — krzyknął do niego Stettin — doradź coś! Siedzimy tu pokonani! Pokonani rozumiesz? Ale dlaczego? Nie wiem. Słyszysz — nie wiem. A może ty wiesz dlaczego?
Tak mi się wydaje — odparł spokojnie Meirus.
— Zdrada! — słowo to zabrzmiało dziwnie łagodnie, podobnie następne. — Wiedziałeś, że zostałem zdradzony, ale nic nie mówiłeś. Służyłeś temu durniowi, który był Pierwszym Obywatelem przede mną i myślisz, że będziesz służył jeszcze jakiemuś tłustemu szczurowi, który przyjdzie na moje miejsce. Jeśli się okaże, że wiedziałeś o zdradzie, to wypruję ci kiszki i zanim umrzesz, popatrzysz jeszcze jak się pieką.
Na Meirusie nie wywarło to żadnego wrażenia.
— Niejeden raz próbowałem podzielić się z tobą, panie, swoimi wątpliwościami. Mówiłem tym do znudzenia, ale wolałeś, panie, słuchać rad innych, bo to bardziej zaspokajało twoje pragnienia. Sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót niż myślałem. Jeśli teraz też nie chcesz, panie, mnie słuchać, to powiedz. Wyjdę stąd niedługo będę radził z twoim następcą, którego pierwszym krokiem będzie bez wątpienia podpisanie traktatu pokojowego.
Stettin patrzył na niego oczyma nabiegłymi krwią, ściskając i rozwierając swe potężne dłonie.
— No więc mów, stary lisie. Mów!
— Panie, mówiłem ci często, że nie jesteś Mułem. Możesz, panie, władać statkami i działami, ale nie panujesz nad umysłami swoich poddanych. Czy zdajesz sobie, panie, sprawę z tego, z kim walczysz? Walczysz z Fundacją, która jest niepokonana, z Fundacją, którą chroni Plan Seldona, ż Fundacją, która ma stworzyć nowe imperium.
— Nie ma już Planu. Tak mówi Munn.
— A zatem Munn się myli. A nawet gdyby miał rację, to co z tego? Ty, panie, i ja to nie lud. Lud Kalgana i podległych mu światów, tak jak wszyscy mieszkańcy tego końca Galaktyki, święcie wierzy w Plan Seldona. Blisko czterysta lat naszych dziejów dowiodło, że Fundacji nie można pokonać. Nie były w stanim dokonać tego ani dawne królestwa, ani potężni władcy udzielni, ani nawet samo Imperium Galaktyczne.
— Ale zrobił to Muł.
— Faktycznie, ale jego Plan nie uwzględniał, a ciebie, panie — tak. Co gorsza, lud o tym wie. A więc załogi twoich statków, panie, przystępując do bitwy, obawiają się, że zostaną pobite w jakiś nieznany sposób. Plan jest niematerialny, ale wisi im nad głowami niczym skała, są więc bardzo ostrożni, rozglądają się, zanim ruszą do ataku i trochę za bardzo się zastanawiają. Z drugiej strony natomiast, ten sam Plan napełnia nieprzyjaciela otuchą, daje mu pewność siebie, usuwa strach i podtrzymuje wiarę w zwycięstwo w chwilach początkowych niepowodzeń. A dlaczego? Dlatego że Fundacja zawsze najpierw ponosiła porażkę, by w końcu zwyciężyć.
A twoje własne morale, panie? Twoje wojska są na terytorium nieprzyjaciela. Twoje własne ziemie nie oglądały najeźdźcy i nadal nie grozi im inwazja. A mimo to jesteś pobity. Nie wierzysz nawet w możliwość zwycięstwa, bo wiesz, że nie ma takiej możliwości.
Ugnij się więc, zanim zostaniesz rzucony na kolana. Ugnij się sam, a może jeszcze coś dla siebie zachowasz. Opierałeś się, panie, na metalu i sile, i trzeba przyznać, że podtrzymywały cię one tak długo, jak długo się dało. Zignorowałeś jednak psychikę i wiarę w zwycięstwo i tego ostatniego ci zabrakło. Przyjmij więc moją radę. Masz wciąż, panie, tego człowieka z Fundacji, Homira Munna. Uwolnij go. Odeślij go na Terminusa, niech powiezie tam twoją propozycję zawarcia pokoju.
Stettin zazgrzyta], zębami i zagryzł pobladłe wargi. Ale czy miał jakiś wybór?
Pierwszego dnia nowego roku Homir Munn opuścił Kalgan. Minęło ponad pół roku od dnia, kiedy wyleciał z Terminusa. W tym czasie zdążyła wybuchnąć i zakończyć się wojna.
Na Kalgan przyleciał sam, ale wracał ze świtą. Przybył jako zwykły turysta, z prywatną wizytą; odlatywał jako — wprawdzie nie mianowany oficjalnie — ale rzeczywisty ambasador pokoju.
A tym, co uległo największej zmianie, były jego dawne obawy przed Drugą Fundacją. Teraz śmiał się, wspominając o tym i wyobrażał sobie dokładnie, jak przedstawia swoje rewelacje doktorowi Darellowi i temu młodemu, energicznemu znawcy, Anthofowi, im wszystkim…
On wiedział. On, Homir Munn, w końcu poznał prawdę.
Ostatnie dwa miesiące wojny nie dłużyły się Homirowi. W niezwykłej dla siebie roli Mediatora Nadzwyczajnego znalazł się niespodzianie w samym środku spraw międzygwiezdnych i nie można powiedzieć, by nie sprawiało mu to przyjemności.
Walki praktycznie ustały — kilka przypadkowych starć nie liczyło się — i ustalono warunki traktatu pokojowego, które nie wymagały prawie żadnych ustępstw ze strony Fundacji. Stettin zachował swoje stanowisko, ale niewiele ponad to. Jego flota została rozbrojona, a terytoria leżące poza systemem Kalgana zyskały autonomię i prawo decydowania o swej przyszłości. Mogły wybierać między zachowaniem dotychczasowego statusu, pełną niezawisłością i unią z Fundacją.
Formalnie, wojna zakończyła się na asteroidzie należącym do systemu Terminusa, który był najstarszą bazą floty wojennej Fundacji. Z ramienia Kalgana traktat podpisał Lev Meirus. Homir był obserwatorem.
Przez cały ten czas nie widział się z doktorem Darellem ani żadnym z pozostałych konspiratorów. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia. Jego wieści sprawią, że… — i, jak zwykle, uśmiechnął się na myśl o tym.
Doktor Darell powrócił na Terminusa kilka tygodni po Dniu Zwycięstwa nad Kalganem. Jeszcze tego samego wieczoru jego dom stał się miejscem spotkania pięciu mężczyzn, którzy dziesięć miesięcy wcześniej obmyślali tam swoje pierwsze plany.
Długo siedzieli przy stole, jedząc kolację, a potem popijając wino, jakby ociągali się z powrotem do starych spraw.
Wreszcie Jole Turbor, spoglądając jednym okiem w puste wnętrze tęczowego kielicha, mruknął raczej, niż powiedział:
— No, Homir, widzę, że teraz jesteś politykiem. Dobrze pokierowałeś tą sprawą.
— Ja? — roześmiał się głośno, z wyraźnym zadowoleniem Munn. Z jakiegoś powodu, od wielu miesięcy już się nie jąkał. — Ja nie miałem z tym nic wspólnego. To Arkadia. A propos, Darell, jak ona się ma? Słyszałem, że wraca z Trantora?
Читать дальше