— Nie jestem żaden łysek — odpowiadał „Ojciec” z godnością. — Mam jeszcze dużo włosów. Dlaczego zlecenie ma dostać jakiś młodziak? Słuchaj, przecież na tym można zarobić miliony!
Wiedziała o tym dobrze, więc w końcu przestała nalegać.
Arkadia spotkała go przed odlotem.
— Leci pan na Terminusa? — spytała.
— A dlaczego nie? Sama mówiłaś, że potrzebują chleba i ryżu, i ziemniaków. No to ubiję z nimi interes i dostaną to.
— No tak… aha, jeszcze jedno… skoro leci pan na Terminusa, to może mógłby pan… może mógłby pan zobaczyć się z moim ojcem?
Na twarzy Palvera pojawiło się rozbawienie zmieszane ze współczuciem.
— Myślisz, że miałem zamiar czekać, aż mnie o to poprosisz? Pewnie, że się z nim zobaczę. Powiem mu, że jesteś bezpieczna i wszystko jest w porządku, i że jak tylko skończy się wojna, odwiozę cię.
— Dziękuję. Powiem panu, jak go znaleźć. Nazywa się doktor Darell i mieszka w Stanmark. To pod samą stolicą. Doleci pan tam samolotem podmiejskim. Mieszkamy przy Kanałowej 55.
— Zaczekaj, zapiszę sobie.
— Nie, nie — Arkadia machnęła gwałtownie ręką. — Nie może pan nic zapisywać. Musi pan to zapamiętać i znaleźć go bez niczyjej pomocy.
”Ojciec” był zaskoczony. Potem wzruszył ramionami.
— No dobrze. Ulica Kanałowa 55 w Stanmark, pod Terminusem, i można tam się dostać samolotem podmiejskim. Dobrze?
— I jeszcze jedno.
— Tak?
— Czy mógłby pan przekazać mu coś ode mnie?
— No pewnie.
— Powiem to panu na ucho.
Nachylił ku niej pulchny policzek i Arkadia szybko szepnęła mu coś.
Oczy „Ojca” zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. — To jest to, co mam mu powiedzieć? Przecież to jest bez sensu.
— On to zrozumie. Niech mu pan tylko powie, że prosiłam, żeby to przekazać, i że powiedziałam, że zrozumie co to znaczy. I niech pan powie to dokładnie tak, jak powiedziałam. Nie zapomni pan?
— Ależ skąd. Raptem cztery słowa. Słuchaj…
— Nie, nie Arkadia aż podskakiwała z emocji. — Proszę tego nie powtarzać. Proszę tego nikomu nie powtarzać. Tylko mojemu ojcu. Proszę, niech mi pan to obieca. \ „Ojciec” znowu wzruszył ramionami.
— Obiecuję! W porządku?
— W porządku — powiedziała Arkadia ponuro, a kiedy Palver przechodził na drugą stronę ulicy, gdzie czekała taksówka, która miała zawieźć go na kosmodrom, zastanawiała się, czy nie podpisała na niego wyroku śmierci. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś go zobaczy.
Ociągała się z pójściem do domu. Nie śmiała spojrzeć w twarz dobrej, życzliwej „Matce”. Może kiedy już się to wszystko skończy, lepiej będzie jeśli się zabije za to, co im zrobiła.
QUORISTON — … bitwa pod Q. stoczona 9. 17. 377 r. e. f. między siłami Fundacji i armią Stettina, władcy Kalgana. Była to ostatnia z ważnych bitew Okresu Bezkrólewia…
Encyklopedia Galaktyczna
Jole Turbor znalazł się w nowej dla siebie roli korespondenta wojennego. Jego potężne ciało opinał mundur oficera floty, co Turborowi nawet dość się podobało. Cieszył się, że znowu jest na antenie, a owo nieznośne uczucie bezradności i beznadziei, którym napawała go bezowocna walka z Drugą Fundacją, osłabło nieco pod wpływem podniecenia walką innego rodzaju — z materialnymi statkami i zwykłymi ludźmi.
Z pewnością, Fundacja nie mogła się poszczycić zwycięstwami w tej wojnie, ale wciąż można było pozwolić sobie. na pewną dozę optymizmu. Wojna trwała już pół roku, a jądro Fundacji było nadal nietknięte i nadal istniały główne siły floty. Uzupełniona o nowe jednostki, miała ona prawie ten sam stan liczbowy co na początku wojny, a pod względem techniki wyposażenia była nawet silniejsza niż w momencie porażki pod Ifni.
Wzmocniono też systemy obronne planet, wyćwiczono lepiej armię i skłoniono administrację do sprawniejszego działania, gdy tymczasem znaczna część zwycięskiej floty kalgańskiej ulegała rozprzężeniu, będąc zmuszona do okupowania „zdobytych” terytoriów.
Turbor znajdował się właśnie z Trzecią Flotą na obrzeżach sektora anakreońskiego. Zgodnie ze swą zasadą przedstawiania wojny oczyma szeregowca, przeprowadzał akurat wywiad zinżynierem trzeciej kategorii Fennelem Leemorem, który zgłosił się do armii na ochotnika.
— Powiedzcie nam coś o sobie, żołnierzu — rzekł Turbor.
— A co tu mówić — Leemor przestąpił z nogi na nogę i uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem, jak gdyby widział te wszystkie miliony, które w tej chwili patrzyły na niego. — Jestem Lokryjczykiem. Pracowałem w fabryce aerowozów jako kierownik działu i nieźle zarabiałem. Jestem żonaty, mam dwoje dzieci — dwie córki. Może mógłbym coś do nich powiedzieć, co? Na wypadek jeśli słuchają.
— Mówcie śmiało, żołnierzu. Video jest do waszej dyspozycji.
— O rany, dziękuję. Cześć, Milla, jeśli mnie słuchasz. Jak się czuje Sunni? A Tomma? Myślę o was cały czas i może wpadnę do was jak dostanę urlop, kiedy wrócimy do bazy. Dostałem twoją paczkę z jedzeniem, ale odesłałem z powrotem. Mamy tu regularne posiłki, a mówią, że cywile trochę zaciskają pasa. To chyba wszystko.
— Odwiedzę ją następnym razem, jak będę na Locris i sprawdzę, czy nie mają kłopotów z żywnością, dobrze?
Żołnierz uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową. — Dziękuję, panie Turbor. Byłbym bardzo wdzięczny.
— W porządku. Może powiecie nam wobec tego… Jesteście ochotnikiem, prawda?
— Jasne, że jestem. Jak ktoś szuka ze mną zaczepki, to nie musi długo czekać. Zaciągnąłem się tego samego dnia, kiedy dowiedziałem się o „Hoberze Mallowie”.
— To jest postawa! W ilu byliście akcjach? Widzę, że macie dwie gwiazdy za udział w bitwach.
— Phi! — żołnierz splunął. — To nie były bitwy, tylko pościgi. Kalgańczycy nie podejmują walki, kiedy nie jest ich przynajmniej pięć razy więcej niż nas. Zresztą nawet wtedy starają się uderzyć całą silą w jedno miejsce i wycofać się, i potem znowu wyłuskują statek po statku. Mój kuzyn był pod Ifni, na tym statku, który wyszedł cało, na „Eblingu Misie”. Mówił, że tam było tak samo. Mieli całą swoją główną flotę przeciwko naszemu jednemu dywizjonowi i aż do czasu, kiedy zostało nam tylko pięć statków, podkradali się zamiast walczyć. Wtedy zniszczyliśmy dwa razy tyle statków co oni.
— A więc myślicie, że wygramy wojnę?
— Mogę się założyć, że tak. Teraz już się nie cofamy. Nawet gdyby sytuacja się pogorszyła, to spodziewam się, że wtedy włączyłaby się Druga Fundacja. Nadal mamy Plan Seldona — i oni o tym dobrze wiedzą.
Turbor lekko wykrzywił usta.
— A więc liczycie na Drugą Fundację?
— No, chyba wszyscy na to liczą, nie? — spytał żołnierz ze szczerym zdziwieniem.
Po programie do kabiny Turbora wszedł młodszy oficer Tippellum. Wycelował w korespondenta papieros i zsunął czapkę do tyłu tak, że wydawało się, iż lada moment spadnie mu z głowy.
— Schwytaliśmy jeńca — powiedział.
— Tak?
— Taki niski, zwariowany facet. Mówi, że jest obywatelem neutralnego kraju… powołuje się na immunitet dyplomatyczny, nie byle co. Wydaje mi się, że nie bardzo wiedzą, co z nim zrobić. Nazywa się Palvro, Palver, czy jakoś tak i mówi, że jest z Trantora. Nie wiem, na przestrzeń, co on robi w strefie walk.
Turbor aż usiadł na swej koi. Z miejsca odechciało mu się spać. Dobrze pamiętał ostatnie spotkanie z Darellem, dzień po wybuchu wojny, kiedy szykował się do, podróży. — Preem Palver — powiedział. Było to stwierdzenie faktu.
Читать дальше