Isaac Asimov - Druga Fundacja

Здесь есть возможность читать онлайн «Isaac Asimov - Druga Fundacja» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1989, ISBN: 1989, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Druga Fundacja: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Druga Fundacja»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Po latach umacniania władzy Muł postanawia odkryć wreszcie położenie Drugiej Fundacji i rozprawić się ze swoim największym wrogiem. Generał Pritcher wpada jednak w pułapkę i wciąga w nią również mutanta. Druga Fundacja triumfuje, lecz nie na długo. O jej istnieniu dowiadują się konspiratorzy z Pierwszej Fundacji i decydują się walczyć o suwerenność. Na przeszkodzie stają im jednak nie tylko mentaliści, lecz także następca Muła — Stettin. Rozpoczyna się krwawa wojna…

Druga Fundacja — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Druga Fundacja», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dotyczy to dziewięćdziesięciu pięciu procent terenu portu. Dziesiątki mil kwadratowych przeznaczone są dla maszyn, ludzi, którzy je obsługują oraz ośrodków obliczeniowych służących zarówno ludziom jak i maszynom. Tylko pięć procent obszaru zajmowanego przez port kosmi czny przeznaczone jest dla tłumów, dla których port jest bramą do wszystkich gwiazd Galaktyki. Na pewno tylko nieliczni spośród przelewających się codziennie przez port tłumów pasażerów zadają sobie trud, aby zatrzymać się na chwilę i zastanowić się nad skomplikowanym systemem urządzeń łączących ze sobą szlaki komunikacyjne. Być może ten i ów poczułby się nieco nieswojo, gdyby pomyślał o tych tysiącach ton stali unoszących się w powietrzu. Mogłoby się przecież zdarzyć, że któryś z tych kolosów zgubiłby naprowadzające go na właściwą drogę pasmo radiowe i rozbił się o pół mili od wyznaczonego lądowiska — padając na przykład na ogromny budynek poczekalni — tak że po tysiącach ludzi zostałyby tylko kłęby organicznej pary i nieco sproszkowanych fosforanów.

Nowoczesne środki bezpieczeństwa gwarantowały wszakże, że nigdy do tego nie dojdzie i trzeba by zaiste być bardzo znerwicowanym, żeby zaprzątać sobie głowę tą sprawą dłużej niż przez chwilę.

O czym zatem myślą ci wszyscy ludzie? Otóż trzeba pamiętać, że nie jest to zwykły tłum. To tłum, który ma pewien cel. Wyczuwa się to w atmosferze tego miejsca. Tworzą się i przesuwają kolejki, rodzice zgarniają dzieci, bagażowi układają paczki i walizy w sterty, krótko mówiąc — każdy dokądś zmierza.

Wyobraźmy sobie teraz stan psychicznej izolacji, w jakim znajduje się tkwiący w tym ogromnym tłumie. człowiek, który nie wie, gdzie ma się udać, a jednocześnie bardziej niż którakolwiek z otaczających go osób pragnie się stąd wydostać, który chce się udać dokądkolwiek, byle dalej od tego miejsca.

Nie trzeba się uciekać do telepatii ani żadnych innych metod bezpośredniego kontaktu umysłowego, by zorientować się w stanie psychicznym takiego człowieka, by wyczuć ów nastrój zagubienia, zagrożenia i bezradności, który prowadzi do rozpaczy.

Arkadia Darell stojąca pośród tych tłumów w cudzym ubraniu, rzucona na obcą planetę, w obcą sytuację, która zdawała się jej być zdarzeniem z życia innej osoby, pragnęła w tej chwili znaleźć się na powrót w bezpiecznym łonie matki. Nie zdawała sobie sprawy, że właśnie tego podświadomie pragnie. Wiedziała tylko jedno — że świat wokół niej, otwarta przestrzeń, jest niebezpieczny i wrogi. Marzyła o cichym, bezpiecznym schronieniu gdzieś daleko od tego miejsca, w jakimś niezbadanym jeszcze zakamarku wszechświata, gdzie nikt by nigdy nie zajrzał. Niedawno skończyła czternaście lat, a była znużona życiem, jakby miała lat osiemdziesiąt z okładem i przestraszona, jakby jeszcze nie miała pięciu.

Czy ktoś spośród setek ludzi ocierających się nią w tym tłoku nie jest członkiem Drugiej Fundacji? Czy jakiś nieznajomy nie uśmierci jej zaraz, kiedy zorientuje się, że ona wie to, czego nikt wiedzieć nie może, że wie, gdzie jest Druga Fundacja?

Rozmyślania te przerwał nagle głos, który zabrzmiał jej w uszach niczym grzmot i zmroził krew w żyłach.

— No więc jak, panienko, kupujesz bilet czy tylko stoisz tutaj?

Dopiero teraz uświadomiła sobie, że stoi przed automatem biletowym. Wkłada się banknot o wysokim nominale do odpowiedniego otworu, naciska się żółty guzik znajdujący się pod tabliczką z nazwą odpowiedniej planety w innym otworze pojawia się bilet z dokładnie odliczoną resztą. Nie zdarza się nigdy, żeby elektroniczne urządzenie sterujące automatem popełniło błąd, więc nie ma potrzeby, żeby ktoś sterczał tam przez dobre pięć minut.

Arkadia włożyła w otwór banknot dwustukredytowy i w tym samym momencie przykuł jej uwagę guzik pod tabliczką z napisem „Trantor”. Trantor — była stolica nieistniejącego od dawna Imperium, planeta, na której się urodziła. Nacisnęła guzik jak we śnie. I nic — pojawiły się tylko w okienku czerwone, migocące cyfry „172, 18172, 18172, 18…” Tyle jeszcze musiała dopłacić. Wrzuciła jeszcze jeden banknot dwustukredytowy. Automat wypluł bilet. Kiedy go wzięła do ręki, z otworu wysypała się reszta.

Zgarnęła bilon. Czuła, że stojący za nią mężczyzna niecierpliwie pcha się na nią, żeby wreszcie dostać się do automatu, ale nie oglądając się nawet na niego, puściła się biegiem.

Zaraz się jednak zatrzymała. Nie miała dokąd uciec. Zewsząd otaczali ją wrogowie.

Pochłonięta własnymi myślami, nie bardzo zdawała sobie sprawę z tego, że patrzy na wielkie napisy zapalające się w górze — Steffani, Anacreon, Fermus… Pojawił się napis „Terminus”. Całym sercem pragnęła wrócić tam, ale nie śmiała tego zrobić…

Za niewielką sumę mogłaby wypożyczyć przypominacz, który można było nastawić na dowolny kurs, i który — umieszczony w torebce — zasygnalizowałby jej w odpowiednim momencie, głosem, który tylko ona by słyszała, że jest już tylko piętnaście minut do odlotu, ale takie udogodnienia są dobre dla ludzi, którzy czują się bezpiecznie. Nikt w jej sytuacji nie pomyślałby nawet o tym.

Usiłując patrzeć w dwie strony równocześnie, uderzyła znienacka głową w czyjś miękki brzuch. Usłyszała zduszony okrzyk, a potem niepewne chrząknięcie i poczuła na ramieniu dłoń. Skurczyła się z przerażenia i chciała krzyknąć, ale głos nie przeszedł jej przez ściśnięte gardło.

Ten, kto ją schwytał, trzymał ją mocno i czekał. Powoli nachylił się nad nią i mogła mu się przyjrzeć. Był dosyć niski i tęgi. Jego siwe, lecz gęste włosy były zaczesane do tyłu, tworząc nad czołem wielką falę, nieco pretensjonalną i zupełnie nie pasującą do rumianej, czerstwej twarzy, która z miejsca zdradzała wieśniaka.

— Co się stało? — spytał w końcu z dobrodusznym uśmiechem. — Wyglądasz na przestraszoną.

— Przepraszam — wymamrotała Arkadia, trzęsąc się jak w febrze. — Spieszę się. Proszę się nie gniewać.

Mężczyzna puścił to mimo uszu. — Uważaj, dziecko — powiedział. — Zgubisz bilet — wyjął bilet z jej bezsilnych, zbielałych palców i przyjrzał mu się. Na jego twarzy odmalowało się wyraźne zadowolenie.

— Tak myślałem — rzekł i ryknął niczym bawół: — Matkaaa!

W tej samej chwili pojawiła się przy nim kobieta, nieco niższa, tęższa i bardziej rumiana. Okręciła wokół palca kosmyk siwych włosów, który wymknął się spod jej staromodnego kapelusza i usiłowała schować go na powrót.

— Jestem, ojciec. Czemu się tak wydzierasz? — spytała z wyrzutem. — Ludzie patrzą na ciebie jak na wariata. Nie jesteśmy u siebie na wsi.

Uśmiechnęła się promiennie do milczącej Arkadii i dodała:

— Maniery ma jak niedźwiedź. — A potem rzuciła ostro: — Puść tę dziewczynkę, ojciec. Co ty wyprawiasz?

„Ojciec” w odpowiedzi pomachał jej przed nosem biletem.

— Patrz — powiedział — ona leci na Trantor. Twarz „Matki” znowu się rozjaśniła.

— Jesteś z Trantora? Ojciec, puść ją, mówię — położyła na podłodze wypchaną walizę i łagodnym, ale stanowczym ruchem zmusiła Arkadię, żeby na niej usiadła. — Usiądź — rzekła — i rozprostuj nogi. Statek będzie nie wcześniej jak za godzinę, a ławki są zapchane przez różnych śpiących próżniaków. Jesteś z Trantora?

Arkadia poddała się. Zaczerpnęła głęboko powietrza i powiedziała matowym głosem:

— Urodziłam się tam. „Matka” klasnęła z radości w ręce.

— No popatrz, jesteśmy tu od miesiąca, i do tej pory nie spotkaliśmy nikogo od nas. To wspaniale. Twoi rodzice… — rozejrzała się wokół.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Druga Fundacja»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Druga Fundacja» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Druga Fundacja»

Обсуждение, отзывы о книге «Druga Fundacja» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x