Zobaczyła masywne biurko z zawieszoną nad nim kulą lampy. Na blacie leżały rozrzucone papiery i ekrany. Z tyłu stał pusty, niedbale odsunięty fotel, a na ścianach wisiały krzywe wzrostu i tabele, jakby informacje ekonomiczne.
Gabinet urządzony był luksusowo. Tapeta wyglądała na ręczną angielską produkcję, prawdopodobnie najdroższą na świecie. Na podłodze, rzucone niedbale, leżały dwie skóry nosorożców; miały otwarte paszcze i błyszczące szklane oczy, a rogi sterczały im dumnie nawet po śmierci.
Była też prosta animacja: rosnąca cały czas liczba. Podpis głosił NAWRÓCENI: ludzkie dusze przeliczane jak hamburgery sprzedane w sieci fast foodów.
Obraz nie był doskonały, raczej ciemny, ziarnisty i mało stabilny; od czasu do czasu zamierał lub rozłamywał się w chmurę pikseli. A jednak…
— Nie mogę uwierzyć — szepnęła Kate. — To działa. Jakby wszystkie mury na świecie zmieniły się w szkło. Witamy w akwarium…
Bobby pracował przy ekranie. Odtwarzany obraz przesuwał się po pokoju.
— Myślałem, że nosorożce już wymarły.
— W tej chwili tak. Billybob zainwestował w konsorcjum, które wykupiło ostatnią płodną parę z prywatnego zoo we Francji. Genetycy próbowali przejąć tę parę, żeby zachować materiał genetyczny, może jaja i spermę, może nawet zygotę. Mieli nadzieję, że może w przyszłości uda się odtworzyć gatunek. Lecz Billybob był szybszy. I teraz jest właścicielem ostatnich skór nosorożców na świecie. Niezły interes, jeśli spojrzeć na to od tej strony. Te skóry osiągają teraz nieprawdopodobnie wysokie ceny.
— To nielegalne.
— Tak. Tyle że nikomu nie starczy odwagi, by wytoczyć proces komuś tak potężnemu jak Billybob. Zresztą, kiedy nadejdzie Dzień Wormwoodu, nosorożce i tak wyginą, więc co to za różnica? Możesz przybliżyć obraz?
— Metaforycznie. Mogę powiększać i selektywnie wzmacniać.
— Chciałabym obejrzeć te dokumenty na biurku.
Bobby końcem paznokcia zaznaczył obszar powiększenia i centrum obrazu przesunęło się stopniowo na stos papierów. Wylot tunelu wydawał się ustawiony mniej więcej metr od ziemi, około dwóch metrów od biurka — Kate zastanawiała się, czy jest widzialny jako zawieszony w powietrzu, maleńki lustrzany koralik. Perspektywa skracała nieco kartki papieru. Poza tym nie ułożono ich w celu wygodnej lektury: niektóre leżały drukiem do dołu, inne były zasłonięte. Jednak Bobby potrafił wybrać pewne fragmenty — odwracał obrazy, korygował zniekształcenia perspektywy, oczyszczał inteligentnymi procedurami — dostatecznie dobrze, by Kate mniej więcej zrozumiała, czego dotyczą materiały.
Były to w większości typowe dokumenty korporacyjne, budzące dreszcz dowody prowadzonej na przemysłową skalę eksploatacji naiwnych Amerykanów — jednak nic nielegalnego. Poprosiła Bobby’ego, żeby szukał dalej, przeglądał rozrzucone papiery. I wreszcie trafiła na coś ciekawego.
— Zatrzymaj — powiedziała. — Spróbuj wyostrzyć… Dobrze, dobrze. — Był to raport techniczny, gęsto zadrukowany, pełen liczb; dotyczył szkodliwych efektów stymulacji dopaminy u osób w podeszłym wieku.
— Mam — szepnęła. — Dymiący pistolet.
Wstała i zaczęła krążyć po pokoju, niezdolna do opanowania wypełniającej ją energii.
— Co za dupek! Kto raz handluje narkotykami, na zawsze zostaje handlarzem. Jeśli dostaniemy obraz samego Billyboba, który to czyta, a jeszcze lepiej odrzuca… Bobby, musimy go mieć.
Bobby westchnął i wyprostował się.
— Poproś Davida. Mogę przesuwać obraz i powiększać, lecz w tej chwili nie mam pojęcia, jak zmienić plan ujęcia z WormCamu.
— WormCamu? — Kate uśmiechnęła się.
Tato popędza marketingowców jeszcze bardziej niż inżynierów. Posłuchaj, Kate, jest wpół do czwartej rano. Cierpliwości. Systemy alarmowe są w tym miejscu ślepe przynajmniej do jutrzejszego południa. Do tego czasu z pewnością złapiemy Billyboba w gabinecie. Jeśli nie, spróbujemy kiedy indziej.
— Dobrze. — Kiwnęła głową w napięciu. — Masz rację. Tyle że jestem przyzwyczajona do szybkiej pracy.
Odpowiedział uśmiechem.
Żeby jakiś ostry reporter nie wyrwał ci tematu? To się zdarza.
— Spokojnie. — Ujął jej twarz w dłonie. Jego własne oblicze było niemal niewidoczne w mrocznej przestrzeni Wormworks, lecz dotyk miał ciepły, suchy, pewny. — Nie musisz się martwić. Pomyśl tylko. W tej chwili jeszcze nikt na planecie, nikt zupełnie, nie ma dostępu do technologii WormCamu. Nie ma sposobu, żeby Billybob odkrył, czego próbujemy dokonać. Nikt nie może cię wyprzedzić. Cóż znaczy jeszcze kilka godzin?
Oddychała płytko, serce biło jej mocno; miała wrażenie, że wyczuwa go przed sobą w ciemności, na poziomie głębszym niż wzrok, węch, a nawet dotyk — jakby jakieś głębokie jądro wewnątrz niej reagowało na ciepłą masę jego ciała.
Podniosła rękę, ujęła ją i pocałowała jego dłoń.
— Masz rację. Musimy czekać. Ale jestem ogromnie pobudzona. Wykorzystajmy to konstruktywnie.
Jakby się zawahał, jakby próbował odgadnąć, co ma na myśli.
No cóż, Kate, powiedziała sobie, nie przypominasz innych dziewczyn, które spotykał w swojej złotej klatce. Może przyda mu się trochę pomocy.
Objęła go za szyję, przyciągnęła do siebie i poczuła dotyk jego warg. Gorącym językiem przejechała wzdłuż idealnej krawędzi dolnych zębów; Bobby zareagował gorąco.
Z początku był czuły i delikatny. Lecz gdy wzrastała namiętność, dostrzegła zmianę w jego zachowaniu i postawie. Reagując na jego niewypowiedziane polecenia, zdawała sobie sprawę, że pozwala mu przejąć inicjatywę. I nawet kiedy z łatwością doprowadził ją do orgazmu, czuła, że jest rozproszony, zagubiony w sekretach własnej zranionej duszy, zajęty fizycznym aktem, ale nie nią.
Umie się kochać, pomyślała, może lepiej niż ktokolwiek, kogo znała, ale nie potrafi kochać. Ależ to banał. Lecz prawda. W dodatku bardzo smutna.
A kiedy przytulał się do niej, jej palce, rozczesujące włosy na karku Bobby’ego, znalazły coś okrągłego, twardego, wielkości monety, metalicznego i zimnego.
Był to wszczep mózgowy.
W ciszy wiosennego poranka w Wormworks David siedział w blasku swojego softscreenowego ekranu.
Z odległości dwóch czy trzech metrów patrzył na czubek własnej głowy. Nie był to przyjemny obraz — wyglądał na człowieka z nadwagą, w dodatku na czubku jego czaszki pojawiła się niewielka łysa plamka, której wcześniej nie zauważył — jak mała różowa moneta wśród rozczochranej masy włosów.
Sięgnął ręką, aby znaleźć to miejsce.
Obraz na ekranie też podniósł rękę, jak marionetka powtarzająca jego gesty. Pomachał sobie niczym dziecko i uniósł głowę. Oczywiście niczego nie zobaczył, żadnego śladu maleńkiej zmarszczki w czasoprzestrzeni, która transmitowała te obrazy.
Stuknął w ekran i punkt widzenia się przesunął. Teraz patrzył prosto przed siebie. Po chwili wahania kolejne stuknięcie i ruszył do przodu przez ciemne hale Wormworks. Z początku trochę nierówno, potem gładko; wielkie, mroczne i złowróżbne maszyny przesuwały się wokół niego jak kanciaste chmury.
Kiedyś, jak przypuszczał, komercyjne wersje tej tunelowej kamery będą wyposażone w bardziej intuicyjny system sterowania, może joysticki albo dźwignie czy pokrętła do kierowania punktem obserwacji. Jednak w tej chwili całkowicie mu wystarczała prosta konfiguracja klawiszy dotykowych na ekranie. Pozwalała skupić się na samym obrazie.
Oczywiście gdzieś w głębi umysłu pamiętał, że w rzeczywistości punkt widzenia wcale się nie przesuwa: to raczej maszyny Casimira tworzą i likwiduj ą ciągi tuneli, oddalone o długość Plancka od siebie, rozciągnięte wzdłuż linii, po której chciał się poruszać. Obrazy wracające przez kolejne tunele były wystarczająco bliskie, by dawać iluzję ruchu.
Читать дальше