— Jak przy soczewce grawitacyjnej. Spojrzał na Bobby’ego zdziwiony.
— Właśnie. — Sprawdził jeszcze monitory. — Poprawiliśmy już nasze dotychczasowe najlepsze wyniki…
Zniekształcenie obrazu stało się silniejsze, kiedy kształty sprzętu i lamp zostały rozmazane w kręgi otaczające centralny punkt widzenia. Niektóre kolory jakby przesuwały się dopplerowsko, zielony odciąg stał się błękitny, blask jarzeniówek nabrał odcienia fioletu.
— Wciskamy się głębiej w tunel — szepnął David. — Tylko mnie teraz nie zawiedź.
Obraz rozpadał się dalej, jego elementy rozpadały się i mnożyły w powtarzalnym deseniu wokół dysku obrazu. Jak w trójwymiarowym kalejdoskopie, pomyślał David, utworzonym przez wielokrotne obrazy oświetlenia laboratorium. Spojrzał na odczyty liczników, które powiedziały mu, że większa część energii wpadającego światła jest przesuwana w stronę ultrafioletu i dalej, a wysokoenergetyczne promieniowanie uderza w zakrzywione ściany tunelu.
Ale tunel wciąż się trzymał.
Już dawno minęli punkt, w którym kończyły się poprzednie eksperymenty.
Dysk obrazu zmalał, gdy światło z trzech wymiarów, padające do wylotu, było ściskane przez gardziel tunelu w coraz węższy przewód. Rozmyta, malejąca kałuża światła osiągnęła szczyt zniekształceń.
A potem jakość światła uległa zmianie. Struktura wielokrotnych obrazów uprościła się, rozszerzyła i jakby wygładziła. David zaczął rozpoznawać w polu widzenia nowe elementy: maźnięcie błękitu, które mogło być niebem, biel — być może skrzynia z instrumentami.
— Zawołaj Hirama — powiedział.
— Na co patrzymy? — spytał Bobby.
— Po prostu zawołaj ojca.
Hiram, zdyszany, przybył godzinę później.
— Lepiej, żeby to było coś warte. Przerwałem spotkanie z inwestorami…
David bez słowa wręczył mu blok krystalicznego, ołowiowego szkła wielkości i kształtu talii kart. Hiram obracał go w rękach.
Górną powierzchnię bloku wyszlifowano w szkło powiększające. Kiedy Hiram zajrzał do wnętrza, ujrzał zminiaturyzowane elementy elektroniki: wzmacniacze detektorów światła dla nadchodzących sygnałów, diodę świetlną, emitującą błyski kontrolne, niewielkie źródło zasilania, miniaturowe elektromagnesy. A w geometrycznym środku bloku, na samej granicy widzialności, tkwiła maleńka,perfekcyjna sfera. Wydawała się srebrzysta i odbijała światło jak perła. Lecz to światło różniło się od szarości jarzeniówek w kantorze.
Hiram spojrzał na Davida.
— Na co patrzę?
David skinął na wielki ścienny ekran. Pokazywał kolistą plamę światła, błękit i brąz.
Na obrazie pojawiła się ludzka twarz — mężczyzny około czterdziestki. Obraz był mocno zniekształcony, dokładnie tak, jakby zbliżył twarz do rybiego oka. Ale David rozróżniał kędzierzawe czarne włosy, smagłą opaloną skórę i białe zęby w szerokim uśmiechu.
— To Walter — powiedział zdziwiony Hiram. — Szef naszego laboratorium w Brisbane. — Zbliżył się do ekranu. — Coś mówi. Porusza wargami. — Stanął w miejscu i próbował naśladować te ruchy. — Widzę… cię… Widzę cię. Wielki Boże.
Za Walterem widać było grupę australijskich techników, którzy stali tam, podobni do zniekształconych cieni, i klaskali w ciszy.
David się uśmiechnął. Hiram skakał z radości i ściskał go, nie spuszczając z oka bloku ołowiowego szkła, zawierającego ujście tunelu — tę perłę wartą miliard dolarów.
Była trzecia rano. W samym sercu opuszczonego laboratorium Wormworks, w kręgu padającego z ekranu światła, siedzieli obok siebie Kate i Bobby. Bobby odpowiadał na proste pytania sesji konfiguracyjnej systemu. Spodziewali się pracowitej nocy; za nimi leżał stos pospiesznie zabranego ekwipunku: termosy z kawą, koce, piankowe materace.
…Coś zgrzytnęło. Kate podskoczyła i chwyciła Bobby’ego za ramię.
Bobby nie przerwał pracy.
— Spokojnie. To metal stygnie. Mówiłem ci, dopilnowałem, żeby systemy nadzoru miały martwe pole właśnie tutaj i w tej chwili.
— Nie wątpię. Po prostu nie jestem przyzwyczajona do skradania się po ciemku, jak teraz.
— Myślałem, że jesteś twardą reporterką.
— Tak. Ale to, co robię, jest zwykle legalne.
— Zwykle?
— Możesz wierzyć albo nie.
— Ale to… — skinął ręką w stronę potężnej i tajemniczej maszynerii ukrytej w mroku — …nie jest nawet sprzętem nadzoru. To tylko wyposażenie laboratorium fizyki wysokich energii. Nie ma drugiego takiego na świecie. Jak może istnieć prawo, które reguluje jego wykorzystanie?
— To szczegóły, Bobby. Żaden sędzia na tej planecie nie kupi takiej argumentacji.
— Szczegóły czy nie, proponuję, żebyś się uspokoiła. Muszę się skupić. Ten program sterujący mógłby być bardziej przyjazny. David nie korzysta nawet z aktywacji głosowej. Może to wszyscy fizycy są tacy konserwatywni? Albo wszyscy katolicy?
Przyglądała mu się, gdy pracował nad programem. Był bardziej ożywiony, niż go kiedykolwiek widziała — choć raz całkowicie zaangażowany w swoją pracę. A jednak zdawało się, że jest odporny na moralne wątpliwości. Rzeczywiście był człowiekiem skomplikowanym. A raczej, pomyślała ze smutkiem, człowiekiem niepełnym.
Zawiesił palec nad przyciskiem startu.
— Gotowe. Mam to zrobić?
— Zapis jest włączony? Stuknął w ekran.
— Wszystko, co przejdzie przez tunel, trafi prosto tutaj.
— Dobrze.
— Trzy… dwa… jeden. — Wcisnął klawisz. Ekran poczerniał.
Z ciemności wokół dobiegł głęboki basowy pomruk — maszyneria Wormworks włączała się powoli, wzbierały potężne siły mające wyrwać otwór w czasoprzestrzeni. Wydawało się jej, że czuje zapach ozonu i mrowienie ładunków elektrycznych. Ale może to tylko wyobraźnia.
Przygotowania do operacji były zadziwiająco proste. Podczas gdy Bobby dyskretnie próbował uzyskać dostęp do Wormworks, Kate przedostała się do rezydencji Billyboba — krzykliwego, barokowego pałacu na granicy Parku Narodowego Mount Rainier. Zrobiła dość zdjęć, żeby uzyskać schematyczny zewnętrzny plan budynku, i zarejestrowała odczyty GPS dla kilku punktów odniesienia. To oraz chętnie przez Billoboba przekazywane brukowym magazynom informacje o luksusowym wystroju wnętrza pozwoliły opracować szczegółowy wewnętrzny plan budynku, łącznie z siatką punktów kontrolnych dla systemu GPS.
Teraz, jeśli wszystko pójdzie dobrze, te punkty powinny wystarczyć, by stworzyć tunel łączący wewnętrzne sanktuarium Billyboba z ich zaimprowizowanym punktem nasłuchowym.
…Ekran pojaśniał. Kate podeszła bliżej.
Obraz był zniekształcony: pomarańczowy, brunatny i żółty krążek światła, jakby oglądany przez posrebrzany tunel. Kate dostrzegała jakiś ruch — po obrazie przesuwały się plamy światła — ale nie rozróżniała żadnych szczegółów.
— Nic nie widzę — powiedziała zmartwiona. Bobby stuknął w ekran.
— Cierpliwości. Teraz muszę uruchomić procedury dekonwolucji.
— Co?
— Pamiętaj, że wylot tunelu to nie obiektyw kamery. To niewielka sfera, do której Światło wpada ze wszystkich trzech wymiarów. W dodatku ten ogólny obraz jest rozmazany przejściem światła przez sam tunel. Ale teraz użyjemy pewnych procedur programowych, żeby to wyostrzyć. To ciekawa historia. Program oparty jest na algorytmach, których używają astronomowie, żeby przy badaniu gwiazd odfiltrować zniekształcenia atmosfery; wiesz, te wszystkie mrugania, rozmycia i załamania.
Obraz oczyścił się nagle i Kate aż wstrzymała oddech.
Читать дальше