— Rozumiem niecierpliwość Hirama. W końcu to on za wszystko płaci.
— I czuje komercyjny nacisk. Już teraz konkurencja twierdzi, że ma DataPipe’y porównywalnej jakości. Wkrótce ktoś z nich niezależnie wpadnie na pomysł wizjera, nawet jeśli do tej pory nie było przecieków.
Komercyjny nacisk nie jest istotny — odparł surowo David. — Takie badania muszą się toczyć we własnym rytmie. Bobby, nie wiem, ile wiesz o fizyce.
— Uznaj, że nic. Kiedy już masz tunel, czemu tak trudno go rozszerzyć?
— To nie to, co zbudować większy i lepszy samochód. Próbujemy uformować czasoprzestrzeń w kształt, jakiego normalnie nie przyjmuje. Tunele są wewnętrznie niestabilne. Wiesz, że aby w ogóle je utrzymać, musimy je podpierać obcą materią.
— Antygrawitacją?
— Tak. Ale napięcia przy wylocie tunelu są ogromne. Cały czas próbujemy zrównoważyć jeden potworny nacisk drugim. — David zacisnął pięści i złączył je razem, naciskając mocno z obu stron. — Dopóki są zrównoważone, wszystko dobrze. Ale wystarczy najmniejsza perturbacja i tracisz wszystko. — Jedna pięść przesunęła się nad drugą, naruszając równowagę. — I ta fundamentalna niestabilność pogarsza się ze wzrostem rozmiaru. W tej chwili próbujemy monitorować warunki wewnątrz tunelu i sterować pompowaniem tam egzotycznej materii i energii, żeby kompensować te odchylenia. — Znowu zetknął pięści. Tym razem przesuwał lewą w przód i w tył i równoważył jej ruchy prawą, tak że kostki cały czas stykały się ze sobą.
— Rozumiem — powiedział Bobby. — To tak, jakbyś podpierał tunel oprogramowaniem.
— Lub jakimś inteligentnym robakiem. — David uśmiechnął się. — Tak. To wymaga ogromnej mocy procesora. Jak dotąd niestabilności były zbyt gwałtowne i zbyt katastrofalne, żeby sobie z nimi poradzić. Spójrz na to.
Sięgnął do komputera, dotknął palcem i wywołał nowy obraz kaskady cząstek. Miała gruby, fioletowy pień — kolor oznaczający silną jonizację, z fontannami czerwonych strumyków: szerokich i wąskich, niektórych prostych, innych zakrzywionych. Wcisnął klawisz i kaskada obróciła się w trzech wymiarach. Oprogramowanie wygasiło elementy z frontu, by ukazać szczegóły wewnętrznej struktury strumienia. Centralny rozbłysk oznaczony był liczbami ukazującymi odczyty energii, momentu i ładunku.
— Patrzymy tu na wysokoenergetyczne, bardzo złożone zjawisko. Wszystkie te egzotyczne śmieci wylewają się tuż przed całkowitym zniknięciem tunelu. — Westchnął. — To tak, jakby uczyć się naprawiać samochód, wysadzając go w powietrze, a potem oglądając szczątki. Cóż, Bobby, byłem z ojcem szczery. Każda próba to badanie kolejnego zakątka tego, co nazywamy przestrzenią parametrów. Próbujemy różnych sposobów, żeby nasze tunelowe wizjery były szerokie i stabilne. Nie ma zmarnowanych prób. Za każdym razem czegoś się uczymy. Owszem, wiele testów jest negatywnych; prawdę mówiąc, projektowałem je tak, żeby się nie udały. Pojedynczy eksperyment, który dowodzi, że jakaś część teorii jest fałszywa, jest o wiele cenniejszy niż setka testów pokazujących, że może to być prawdą. W końcu dotrzemy do celu… albo udowodnimy, że marzenie Hirama jest nie do zrealizowania przy współczesnej technologii.
— Nauka wymaga cierpliwości. David uśmiechnął się.
Tak, zawsze wymagała. Ale niektórym trudno jest zachować cierpliwość w obliczu tego czarnego meteoru, który się do nas zbliża.
— Wormwoodu? Przecież mamy jeszcze paręset lat.
— Ale naukowcy nie są jedynymi ludźmi, na których wpływa wiedza o jego istnieniu. Panuje taki impuls, przymus pośpiechu, zebrania nowych danych i formułowania nowych teorii. Nauczenia się tego, co tylko możliwe, w czasie, który pozostał. Bo nie jesteśmy już pewni, że po nas przyjdzie ktoś inny, kto z tych danych skorzysta, jak to zawsze zakładaliśmy w przeszłości. Dlatego ludzie idą na skróty, system recenzji ulega naciskom…
Na ścianie zamigotało czerwone światło alarmowe. Technicy zaczęli wracać do pomieszczenia.
Bobby spojrzał na Davida ze zdziwieniem.
— Zaplanowałeś kolejną próbę? Mówiłeś ojcu, że wykonujesz tylko jedno doświadczenie dziennie.
David mrugnął.
— To takie niewielkie kłamstwo. Czasem wygodniej jest pozbyć się go na chwilę.
Bobby parsknął śmiechem.
Jak się okazało, do początku eksperymentu zostało jeszcze dość czasu, żeby zdążyli napić się kawy. Razem przeszli do bufetu.
Bobby wciąż się tu kręci, pomyślał David. Tak jakby chciał się włączyć w pracę. Wyczuwał u niego jakąś potrzebę, której nie rozumiał. Czyżby zazdrość? Czy to możliwe?
Była to myśl złośliwie rozkoszna. Może Bobby Patterson, legendarnie bogaty dandys nowej epoki, zazdrości mnie, swojemu pracowitemu skromnemu bratu.
A może to tylko poczucie rywalizacji z mojej strony.
Kiedy wracali, spróbował zacząć rozmowę.
— Skończyłeś jakieś studia, Bobby?
— Pewnie. Ale na HBS.
— HBS? Ach, Harvard…
— Biznes. Tak.
— Studiowałem trochę ekonomię, przed dyplomem. — David skrzywił się. — Wykłady miały nas przygotować do „życia we współczesnym świecie”. Wszystkie te macierze dwa na dwa, mody na tę czy tamtą teorię, na jednego guru zarządzania czy innego…
— Cóż, analiza ekonomiczna to nie budowa rakiet, jak mawialiśmy — mruknął Bobby. — Ale nikt w Harvardzie nie był durniem. Moją pozycję zawdzięczam zdolnościom. A konkurencja była wściekła.
— Tego jestem pewien. — Davida trochę dziwił obojętny ton głosu Bobby’ego i jego brak zapału. Nacisnął lekko. — Mam wrażenie, że czujesz się niedoceniany.
Bobby wzruszył ramionami.
— Być może. Oddział rzeczywistości wirtualnej w OurWorldzie to przedsięwzięcie warte miliardy. Jeśli mi się nie uda, tato jasno dał do zrozumienia, że nie będzie mnie ratował. Ale nawet Kate uważa, że to ciepła posadka. — Uśmiechnął się. — Bawi mnie przekonywanie jej, że jest inaczej.
David zmarszczył brwi. Kate…? Ach, ta reporterka, którą Hiram próbował usunąć z życia syna. Jak się okazuje, bez sukcesu. Ciekawe.
— Chcesz, żebym trzymał to w tajemnicy?
— Co?
— Kate, tę reporterkę…
— Nie ma tu z czego robić tajemnicy.
— Być może, ale ojciec jej nie lubi. Powiedziałeś mu, że wciąż się z nią widujesz?
— Nie.
A to może być jedyna rzecz w twoim młodym życiu, pomyślał David, o której Hiram nic nie wie. Cóż, niech tak zostanie. Był zadowolony, że pojawiło się coś, co go łączy z bratem.
Cyfry odliczające czas zbliżały się już do zera. Raz jeszcze ścienny ekran pokazywał atramentową ciemność, zakłócaną losowymi rozbłyskami pikseli, a numeryczny wyświetlacz w rogu monotonnie powtarzał testowy ciąg liczb pierwszych. David obserwował z rozbawieniem, jak wargi Bobby’ego bezgłośnie formułują słowa: trzy, dwa, jeden.
A potem zdumiony Bobby otworzył usta. Migotliwe światło padało na jego twarz.
David spojrzał na ekran. Tym razem był tam obraz, krążek światła, a w nim dziwna, senna konstrukcja skrzyń, jarzeniówek i kabli, zniekształcona niemal nie do poznania, jakby oglądana przez jakiś groteskowy obiektyw typu rybiego oka.
David zauważył, że wstrzymuje oddech. Kiedy obraz pozostał stabilny przez dwie sekundy, potem trzy, z wysiłkiem wciągnął powietrze.
— Co widzimy? — zapytał Bobby.
— Wylot tunelu, a raczej światło, które ściąga ze swego otoczenia tutaj, w Wormworks. Patrz, widać systemy elektroniki. Silna grawitacja w wylocie ściąga światło z trójwymiarowej przestrzeni dookoła. Dlatego obraz jest zniekształcony.
Читать дальше