Robert Silverberg - Prądy czasu

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Prądy czasu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Prądy czasu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prądy czasu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gdyby ktoś chciał wybrać się na wycieczkę w przeszłość, w roku 2058 byłoby to możliwe, ale nie łudźmy się, ani tanie, ani bezpieczne. Należy przede wszystkim przestrzegać przepisów ustalonych przez służbę czasową. Co ma zrobić pilot wycieczki, jeśli niesforny turysta umknie z grupy i zagubi się w czasie? Przydarzyło się to Judsonowi Danielowi Elliotowi III… i zakończyło niewesoło.

Prądy czasu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prądy czasu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Sługa znikł, zamykając za sobą bramę.

Mijał czas. Minęło go całkiem sporo, nim stanąłem w obliczu wielce dostojnie wyglądającego indywiduum w bizantyńskim odpowiedniku liberii, które to indywiduum przyjrzało mi się nieufnie.

— Tak?

— Proszę przekazać wyrazy szacunku szanownemu Leonowi i jego małżonce Pulcherii. Łaskawie proszę też przekazać im…

— Szanownej co?

— Szanownej Pulcherii, żonie Leona Dukasa. Jestem Grzegorz Markezinis z Epiru, kuzyn Temistoklesa Metaxasa, i zaledwie kilka tygodni temu byłem gościem uczty, na której…

— Żona Leona Dukasa ma na imię Euprepia — stwierdził majordomus lodowatym tonem.

— Euprepia?

— Euprepia Dukas jest panią tego domu. Czego sobie życzysz? Jeśli pijany nawiedziłeś to domostwo pośrodku dnia, by zakłócić spoczynek szacownego Leona Dukasa, osobiście…

— Zaczekaj — przerwałem mu. — Euprepia? Nie Pulcheria? W mej dłoni znikąd pojawił się złoty bezan i szybko znikł w oczekującej go dłoni majordomusa. — Nie jestem pijany, a to sprawa wagi państwowej. Kiedy Leon poślubił tę… tę Euprepię?

— Cztery lata temu.

— Cztery… cztery lata temu? Nie, to przecież niemożliwe! Pięć lat temu poślubił Pulcherię, która…

— Popełniasz błąd, cudzoziemcze. Szacowny Leon ma tylko jedną żonę, Euprepię Makrembolitissa, matkę jego syna Bazylego i córki Zoe…

W wyciągniętą dłoń opuściłem kolejnego bezana.

— Jego najstarszym synem — wyszeptałem, oszołomiony — jest Nicetas, który jeszcze nawet się nie urodził, Leon w ogóle nie będzie miał syna imieniem Bazyli i… mój Boże, żartujecie sobie ze mnie, prawda?

— Na Chrystusa Pantokratora, nie wypowiedziałem słowa, które nie byłoby słowem prawdy! — przysiągł majordomus dźwięcznym głosem.

Zrozpaczony, poklepałem sakiewkę bezanów.

— Czy mógłbym uzyskać audiencję u szacownej Euprepii? spytałem.

— Być może, być może. Niestety, pani jest nieobecna. Od trzech miesięcy wypoczywa w pałacu Dukasów na wybrzeżu Trebizondu, oczekując przyjścia na świat kolejnego dziecka.

— Trzech miesięcy? A więc żadna uczta nie odbyła się tu przed kilku zaledwie tygodniami?

— Nie, panie.

— I cesarz Aleksy nie uświetnił jej swą obecnością? Ani Temistokles Metaxas? Ani Grzegorz Markezinis z Epiru? Ani…

— Żaden z nich, panie. Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?

— Nie… nie sądzę — odparłem. Zataczając się odszedłem od bram pałacu jak człowiek, w którego uderzył piorun zesłany nań przez mściwych bogów.

55.

Zmiażdżony, z opuszczoną głową, szedłem na południowy wschód brzegiem Złotego Rogu, aż dotarłem do labiryntu sklepików, stoisk i gospod niedaleko miejsca, gdzie w przyszłości stanąć miał most Galata i gdzie dziś nadal znajduje się labirynt sklepików, stoisk i gospod. Szedłem wąskimi, krętymi, krzyżującymi się alejkami jak żywy trup nie wiedzący, dokąd idzie i po co. Nie widziałem nic i nic nie myślałem, stawiałem po prostu nogę za nogą, aż wczesnym popołudniem kismet znów złapał mnie za jaja.

Wtoczyłem się do jakiejś zupełnie przypadkowej gospody, piętrowego budynku z surowych desek. Kilku kupców popijało w niej pierwszy tego dnia kielich wina. Opadłem ciężko przy pokrzywionym, chwiejnym stole w pustyni kącie sali. Siedziałem, gapiąc się tępo w ścianę, rozmyślając o Leonie Dukasie i jego ciężarnej żonie, Euprepii.

Przed stolikiem pojawiła się interesująca, nawet z daleka, posługaczka.

— Wina? — spytała.

— Owszem. Im mocniejsze, tym lepiej.

— To może trochę pieczonej baraniny?

— Nie jestem głodny.

— Mamy tu doskonałą baraninę.

— Nie jestem głodny — powtórzyłem, z rosnącym zainteresowaniem przyglądając się jej kostkom. Niezłe były. Podniosłem wzrok na łydki; dalej nie widziałem nic oprócz zwojów prostej, wręcz prostackiej tkaniny. Dziewczyna odeszła, po czym powróciła z winem. Stawiając je przede mną pochyliła się, suknia rozsunęła się pod jej szyją i oto miałem przed oczami dwie jasne, duże, śliczne, chwiejące się swobodnie piersi o różanych sutkach.

Dopiero teraz spojrzałem jej w twarz.

Dziewczyna mogłaby być siostrą bliźniaczką mojej Pulcherii.

Te same ciemne wesołe oczy. Ta sama cudowna oliwkowa cera. Te same pełne usta i ten sam cienki, orli nos. Ten sam wiek, około siedemnastu lat. Różnica między tą dziewczyną a mą Pulcheria była różnicą stroju, postawy, wyrazu. Ta ubrana była prostacko, brakowało jej arystokratycznej elegancji i swobody, sprawiała za to wrażenie wiecznie urażonej, jakby żyła poniżej swego stanu i winiła za to los.

— Mogłabyś być Pulcheria — wyrwało mi się.

— Co za nonsens! — roześmiała się ochryple.

— Znałem dziewczynę, bardzo do ciebie podobną… miała na imię Pulcheria…

— Jesteś szalony czy tylko pijany? Ja mam na imię Pulcheria.

Nie podobają mi się twe żarty, panie nieznajomy.

— Ty… Pulcheria…

— Ależ oczywiście.

— Pulcheria Dukas?

Roześmiała mi się w twarz.

— Mówisz: Dukas? Teraz wiem, że jesteś szaleńcem. Nazywam się Pulcheria Fotis, jestem żoną Herakliusza Fotisa, karczmarza.

— Pulcheria… Fotis… — powtórzyłem, nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co mówię. — Pulcheria Fotis… żona Herakliusza Fotisa…

Pochyliła się, po raz drugi podsuwając mi pod nos swe piękne piersi. Już nie kpiąca, lecz raczej przestraszona, powiedziała szeptem:

— Po twym stroju poznać można, że jesteś kimś ważnym. Czego tu chcesz? Czy Herakliusz popełnił jakieś przestępstwo?

— Przyszedłem napić się wina — uspokoiłem ją. — Ale posłuchaj, chcę wiedzieć tylko jedno — czy jesteś tą Pulcheria, która urodziła się jako Pulcheria Botanides?

Spojrzała na mnie, oniemiała ze zdumienia.

— Skąd wiecie, panie?

— A więc tak?

— Tak — przytaknęła ma umiłowana Pulcheria, opadając ciężko na ławę przy moim stole. — Ale… ale już nie jestem Botanides. Już nie… od pięciu lat… od czasu gdy Herakliusz… ten obrzydliwy Herakliusz… — tak się wzruszyła, że aż wypiła wino z mojego kielicha. — Kim jesteś, obcy człowieku? — spytała nagle.

— Nazywam się Grzegorz Markezinis. Pochodzę z Epiru.

To imię nic jej nie powiedziało.

— Jestem kuzynem Temistoklesa Metaxasa — dodałem.

Aż się zachłysnęła.

— Wiedziałam, że musisz być kimś ważnym! — wydyszała. — Czego ode mnie chcesz?

Obecni w gospodzie zaczęli się nam przyglądać, nie ukrywając zainteresowania.

— Czy możemy porozmawiać na osobności? — spytałem wobec tego.

Spojrzała na mnie chłodno, taksujące.

— Momencik — rzuciła i wyszła z gospody. Usłyszałem, jak krzyczy na kogoś, właściwie wrzeszczy niczym uliczna przekupka. Po chwili zobaczyłem wchodzącą na salę obdartą, może piętnastoletnią dziewczynę.

— Zajmij się wszystkim, Anno — poinstruowała ją ma umiłowana. — Ja będę teraz zajęta. — Do mnie zaś powiedziała: — Możemy iść na górę.

Poprowadziła mnie do sypialni na piętrze. Bardzo uważnie zaryglowała za nami drzwi.

— Mój mąż — poinformowała — pojechał do Galary po mięso. Nie wróci wcześniej niż za dwie godziny. A gdy tej obrzydliwej świni nie ma w domu, chętnie dorobię sobie bezana lub dwa. Zwłaszcza gdy mężczyzna jest tajemniczy i przystojny.

Szata upadła na, deski podłogi. Pulcheria stała przede mną bezwstydnie naga. Uśmiechała się wyzywająco i ten uśmiech powiedział mi, że jej dawne ja pozostało nienaruszone, choć otaczający tę dziewczynę świat upokarzał ją na każdym kroku. W oczach płonęło jej namiętne pożądanie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Prądy czasu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prądy czasu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Silverberg - He aquí el camino
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Rządy terroru
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Poznając smoka
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Czekając na koniec
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Old Man
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Nature of the Place
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Choke Chain
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Maski czasu
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Księga Czaszek
Robert Silverberg
Отзывы о книге «Prądy czasu»

Обсуждение, отзывы о книге «Prądy czasu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x