Ursula Le Guin - Świat Rocannona

Здесь есть возможность читать онлайн «Ursula Le Guin - Świat Rocannona» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1990, ISBN: 1990, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Świat Rocannona: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Świat Rocannona»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rocanon, kosmiczny etnograf prowadzący badania na zacofanej planecie, staje w obronie tubylców, których zaatakował galaktyczny wróg. Naukowa misja przekształca się w awanturniczą wyprawę, podczas której bohater odkrywa w sobie tajemniczy dar, znany jedynie Najstarszym.

Świat Rocannona — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Świat Rocannona», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie odsyłam cię z powodu twojego postępowania, Yahanie. Teraz idź już — żeglarze czekają.

Służący stał bez ruchu. Za jego plecami żeglarze rozrzucali kopniakami ognisko, przy którym wcześniej jedli. Iskry wzlatywały w górę i znikały we mgle.

— Panie — wyszeptał Yahan — odeślij Iota.

Twarz Mogiena pociemniała, jego dłoń spoczęła na rękojeści miecza.

— Ruszaj, Yahan! — Nie pójdę, panie.

Miecz ze świstem wysunął się z pochwy. Yahan z okrzykiem przerażenia cofnął się, odwrócił i zanurkował we mgłę. — Zaczekajcie jakiś czas na niego, a potem płyńcie swoją drogą — polecił Mogien rybakom z twarzą bez wyrazu. — My musimy teraz odnaleźć własną drogę. Mały panie, czy zechcesz dosiąść mego wiatrogona?

— Kyo siedział skulony, jakby mu było bardzo zimno; odkąd wylądowali na wybrzeżu Fiern, nie wziął nic do ust i nie odezwał się ani słowem. Mogien posadził go na grzbiecie szarego wiatrogona, ujął wodze i ruszył w głąb lądu prowadząc za sobą wielką bestię. Rocannon szedł za nim, oglądając się co chwila do tyłu, gdzie został Yahan, i popatrując na Mogiena. Zastanawiał się, kim był naprawdę ten dziwny człowiek, jego przyjaciel, który dopiero co zamierzał z zimną krwią zabić człowieka, a w następnej chwili przemawiał z niewymuszoną uprzejmością. Arogancki i lojalny, bezlitosny i uprzejmy, pełen nie dających się pogodzić sprzeczności — Mogien był prawdziwym księciem.

Rybacy powiedzieli im, że na wschód od zatoczki znajduje się osada; ruszyli więc na wschód, brodząc w białej mgle, która otaczała ich zewsząd i tworzyła niskie sklepienie nad głowami. Na wiatrogonach mogliby wznieść się ponad mgłę, ale zwierzęta, wyczerpane i rozdrażnione po dwóch dniach niewoli na łódkach, nie chciały lecieć. Mogien, Iot i Raho prowadzili je, a Rocannon szedł za nimi, rozglądając się ukradkiem za Yahanem, którego zdążył polubić. Nadal miał na sobie kombinezon dla ochrony przed zimnem, nie założył tylko kaptura, który całkowicie odizolowałby go od świata. Mimo to czuł się nieswojo wędrując po nieznanej okolicy w oślepiającej mgle, patrzył więc pod nogi szukając jakiegoś kija czy laski. Między koleinami wyżłobionymi przez ciągnące się po ziemi skrzydła wiatrogonów; pośród festonów wodorostów pokrytych nalotem soli zauważył długi, biały kij wyrzucony przez fale; wydobył go z piasku i tak uzbrojony poczuł się pewniej. Ale zatrzymując się stracił z oczu towarzyszy. Pospieszył ich śladem przez mgłę. Po jego prawej ręce wyrosła jakaś postać. Zauważył natychmiast, że nie był to żaden z jego przyjaciół, i podniósł kij w górę jak szermierczą pałkę, ale ktoś złapał go od tyłu i przewrócił na wznak. Coś przypominającego zimną, mokrą skórę opadło mu na twarz. Uwolnił się mocnym szarpnięciem i został nagrodzony uderzeniem w głowę, po którym stracił przytomność.

Stopniowo świadomość powróciła, poprzedzona falą bólu. Leżał na plecach na piasku. Wysoko nad jego głową dwie ogromne, niewyraźne postacie sprzeczały się niemrawo.

Tylko częściowo rozumiał dialekt Olgyiorów, którego używały.

— Zostawmy to tutaj — powiedziała jedna, a druga odpowiedziała coś w rodzaju:

— Zabijmy to tutaj, to nie ma nic.

— Po tych słowach Rocannon przekręcił się na bok, naciągnął kaptur swego ochronnego kombinezonu na głowę i zapiął go. Jeden z gigantów odwrócił się, żeby mu się przyjrzeć, a wtedy Rocannon przekonał się, że był to tylko masywnie zbudowany średni człowiek, zakutany w futra.

— Zabierzmy to do Zgamy, może Zgama chce to mieć — powiedział drugi.

Po krótkiej dyskusji złapali Rocannona za ramiona i zaczęli go wlec po ziemi. Poruszali się szybkim truchtem. Rocannon opierał się, ale zakręciło mu się w głowie i mgła ogarnęła jego umysł. Niejasno uświadamiał sobie nagły półmrok, głosy, ścianę z drewnianych kołków przeplecionych wodorostami i umocnionych gliną, pochodnię płonącą w uchwycie na tej ścianie. Później był dach nad głową, więcej głosów i ciemność. Kiedy wreszcie doszedł do siebie, zorientował się, że leży twarzą ku ziemi na kamiennej podłodze. Podniósł głowę.

Obok niego, na kominku wielkim jak dom, płonęły kłody drzewa. Gołe nogi, wystające spod wystrzępionych zwierzęcych skór, otaczały go zwartym szeregiem. Podniósł wzrok wyżej i zobaczył twarz jakiegoś mężczyzny: średni człowiek, białoskóry i czarnowłosy, z gęstą brodą, odziany w pasiaste, czarno-zielone futra, w kwadratowej futrzanej czapce na głowie.

— Czym ty jesteś? — zapytał ów człowiek niskim, szorstkim głosem, spoglądając w dół na Rocannona.

— Ja… oddaję się pod opiekę gospodarzom tego miejsca — odparł Rocannon podnosząc się na kolana. W tym momencie nie było go stać na nic więcej.

— Już się tobą zaopiekowaliśmy — oznajmił brodacz przyglądając się, jak Rocannon obmacuje guz na potylicy. — Chcesz więcej? — Brudne nogi i obszarpane futra zatańczyły w miejscu, ciemne oczy rozbłysły, białe twarze wykrzywiły się szyderczo.

Rocannon wstał i wyprostował się. Stał bez ruchu, nie mówiąc nic, dopóki nie ustąpił łomoczący ból pod czaszką. Kiedy poczuł, że całkowicie odzyskał władzę w nogach, podniósł głowę i spojrzał w błyszczące oczy swego prześladowcy.

— Ty jesteś Zgama — powiedział.

Brodaty mężczyzna cofnął się o krok, zalękniony. Rocannon, który bywał w trudnych sytuacjach na wielu światach, postarał się jak najlepiej wykorzystać swoją przewagę.

— Jestem Olhor, Wędrowiec. Przychodzę z północy i z morza, z kraju, który leży poza słońcem. Przychodzę w pokoju i odchodzę w pokoju. Idę na południe przez ziemie Zgamy. Niech nikt nie próbuje mnie zatrzymać!

— Aaach — jęknęły jednocześnie wszystkie białe twarze, gapiące się na niego z otwartymi ustami.

On sam nie spuszczał oczu z twarzy Zgamy.

— Ja tu jestem panem — oświadczył ostrym, napastliwym tonem krzepki mężczyzna. — Nikt nie przechodzi przez moje ziemie!

Rocannon nie odpowiedział i dalej wpatrywał się w niego nieruchomym wzrokiem. Zgama zorientował się, że nie wygra w tym pojedynku spojrzeń; jego ludzie nadal wytrzeszczali oczy na obcego.

— Przestań się tak gapić! — rozkazał.

Rocannon ani drgnął. Wiedział, że trafił na przeciwnika o twardym charakterze; ale teraz było już za późno, żeby zmieniać taktykę.

— Nie gap się! — ryknął ponownie Zgama, po czym wyszarpnął spod futrzanego płaszcza swój miecz, zakręcił nim w powietrzu i potężnym zamachem spróbował ściąć obcemu głowę.

Ale głowa nie spadła; obcy zachwiał się wprawdzie od ciosu, ale miecz Zgamy odbił się od niego jak od skały. Ludzie zgromadzeni przy ogniu ponownie wyszeptali:

— Aaach!

Obcy złapał równowagę i stanął nieruchomo, wbijając spojrzenie w Zgamę.

Zgama zadrżał; już miał się cofnąć i rozkazać, żeby uwolniono tego niesamowitego przybysza. Ale upór właściwy jego rasie zwyciężył nad strachem i niepewnością.

— Trzymajcie go… złapcie go za ręce! — wrzasnął, a kiedy jego ludzie nie poruszyli się, sam złapał Rocannona za ramiona i obrócił dookoła.

Dopiero wtedy pozostali przyłączyli się do akcji. Rocannon nie stawiał oporu. Kombinezon chronił go przed obcymi ciałami, wahaniami temperatury, radioaktywnością, wstrząsami oraz niezbyt mocnymi uderzeniami, jak ciosy mieczem lub trafienie kulą; ale nie mógł go uwolnić z rąk dziesięciu czy piętnastu silnych mężczyzn.

— Żaden człowiek nie przejdzie przez ziemie Zgamy, Władcy Długiej Zatoki! — Brodacz dał upust swojej wściekłości, kiedy co dzielniejsi z jego ludzi związali Rocannonowi ręce. — Jesteś szpiegiem Żółtogłowych z Angien! Już ja cię znam! Przychodzisz z tą swoją angyarską mową, czarami i zaklęciami, a za tobą przypłyną z północy łodzie o smoczych łbach. Ale nie tutaj! Jestem panem tych, co nie mają panów. Niechże przyjdą Żółtogłowi ze swoimi płaszczącymi się niewolnikami — damy im posmakować naszych mieczy! Wypełzłeś z morza i prosisz o miejsce przy ogniu, tak? Ogrzejemy cię, szpiegu. Nakarmimy cię pieczonym mięsem, szpiegu. Przywiązać go tam do pala!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Świat Rocannona»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Świat Rocannona» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Świat Rocannona»

Обсуждение, отзывы о книге «Świat Rocannona» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x