— Czy on umrze? — spytała Srengaarda. — Nie od razu. Ale ostatni atak histerii spowodował nieodwracalne zmiany.
Chirurg zorientował się, że z sali dochodzą już tylko jęki i stanowcze rozkazy. To Służba przyszła z pomocą. — Zwolniłam Bonmura i Durantów i nadałam apel, aby przysłano pomoc. Potrzeba więcej lekarzy. Jest wielu… zabitych i rannych.
„Zabitych” — pomyślała — „dziwne słowo w ustach Nadczło wieka”.
Pod presją wydarzeń przyjęła nową postawę, weszła w nowy rytm. Wszystko zaczęło się od wspomnień sprzed czterdziestu tysięcy lat. Wszystkie powróciły, bez wyjątków. Wspomnienia o Maxie, Seatac… kochankach… zabawkach… Nurse.
Srengaard usłyszał sapanie. Nadchodził Bonmur. Trzymał na rękach nieprzytomną kobietę z zesztywniałymi członkami.
— Czy można skorzystać z tej apteki? — spytał. Jego głos był taki, jak głosy wszystkich Cyborgów, ale w jego oczach pozostał jeszcze ślad widzianych przed chwilą okrutnych scen.
— Trzeba sterować ręcznie. Zablokowałem systemy zasilania krążenia.
Gruba żyła mocno pulsowała na szyi kobiety.
— Przygotuję jej coś na odprężenie mięśni. Skurcz był tak wielki, że złamała sobie obie ręce.
Calapina poznała nieprzytomną i przypomniała sobie, że kiedyś pokłóciła się z nią o pewnego mężczyznę.
Srengaard, skończywszy masaż, rozejrzał się po sali. Okaleczony Glisson nie poruszał się. Harrey klęczał przy leżącej żonie.
— Pani Durant! — krzyknął Srengaard przypominając sobie o obowiązkach.
— Wszystko w porządku — uspokoił go Bonmur. — Przymusowy bezruch w ciągu ostatnich kilkunastu godzin to tym razem było coś w sam raz dla niej.
„W sam raz” — pomyślał Srengaard — „Durant ma rację. Cyborgi mają tyle uczuć co maszyny do prania”. — Uciszcie go — jęknął Nurse.
Chirurg schylił się nad nim. Wyglądał nadal niewyjściowo, ale już trochę lepiej.
— Ja się nim zajmę — powiedziała Calapina.
Nurse poruszył głową i spróbował rozejrzeć się wokół siebie. Zabrakło mu jednak sił. Zaczął płakać.
Calapina wzięła delikatnie jego głowę i położyła ją na swym udzie. Zaczęła głaskać go po czole.
— Lubił to kiedyś. Proszę pomóc innym, doktorze.
— Cal, zajęczał Nurse. — Cal… och!… Cierpię.
— Bonmur, dlaczego im pomagasz? Nie rozumiem cię? Przecież w tym wszystkim brak logiki!
Przez wejście do kuli Glisson obserwował Calapinę, która siedziała sama na platformie Trójcy. Światła monitorów odbijały się na jej twarzy. Uwolniony z pasów Glisson, dalej siedział na wózku. Szczątki ramion bezwładnie zwisały mu po bokach. Lizabeth leżała na ławce, a Harrey był przy niej. Bonmur siedział na podłodze, bębniąc bezwiednie palcami po kolanie. Na jego prawym rękawie widniała plama krwi.
Srengaard wyszedł zza kuli. Nagle pojaśniało, światła w sali zapaliły się automatycznie z nastaniem nocy. Chirurg zatrzymał się, aby zobaczyć jak się czuje Lizabeth.
— Wszystko w porządku — powiedział klepiąc Harreya po ramieniu. — Jest silna. Obserwowany przez młodą kobietę wszedł do kuli. Mimo iż garbił się ze zmęczenia, uczucie dumy rozpierało go. Nareszcie był potrzebny!
— Calapino, ostatni ranny został odwieziony do szpitala.
— Widzę.
Spojrzała w górę na kamery, które znowu były włączone. Ponad połowę Nadludzi trzeba było oddać pod stałą opiekę medyczną, bo zwariowali. Tysiące spośród nich zginęło, a kilkuset było ciężko rannych. Ci, co przeżyli, obserwowali działalność Centrum z większą uwagą niż kiedykolwiek. Calapina westchnęła. O czym oni mogli myśleć? Teraz, gdy musieli pogodzić się z utratą nieśmiertelności. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć, bowiem na przekór wszystkiemu czuła ulgę. — A Schruilla? — spytała.
— Zadeptany w przejściu. On… nie żyje.
— Nurse? — spytała spokojnie.
— Kuracja skutkuje.
— Czy rozumiecie przynajmniej, co się wam stało? — spytał ostro Glisson.
Odpowiadając mu, Calapina nie raczyła na niego spojrzeć.
— Przeżyliśmy tragedię, która zniszczyła delikatną równowagę naszego metabolizmu. Znaleźliście nasz słaby punkt. Teraz jedno jest pewne: nie da się cofnąć wydarzeń.
— Więc rozumiecie — ciągnął Glisson — że każda próba powrotu do waszego poprzedniego stanu spowodowałaby jedynie nudę i stopniową apatię.
Calapina uśmiechnęła się.
— Nie chcemy tego. Ukazał się nam nowy rodzaj życia, o którym nic nie wiedzieliśmy.
— Doskonale przyswoiliście sobie lekcję — w głosie Cyborga zabrzmiała nuta żalu.
— Zgubiliśmy rytm życia, nie potrafiliśmy za nim nadążyć. Chyba to było przyczyną zewnętrznej interwencji.
— A zatem… Im prędzej oddacie władzę w nasze ręce, tym wcześniej wszystko wróci do ustalonego porządku. — W wasze ręce? — zdziwiła się z niesmakiem Calapina. — Równie dobrze możemy skazać się sami na śmierć.
— Przecież już umieracie.
— Wy też.
Srengaard przełknął ślinę. Stare animozje wcale nie zniknęły. Znowu spytał sam siebie, w jaki sposób taki drugorzędny chirurg jak on mógł nagle zmienić się w lekarza niosącego pomoc potrzebującym.
— Mam ci coś do zaproponowania, Calapino — oznajmił.
— Słucham cię — powiedziała ciepłym głosem. Patrząc na Srengaarda, który szukał właśnie odpowiednich słów, przypomniała sobie, że to on uratował życie Nurse i wielu innym. „Nic nie przygotowaliśmy na wypadek, o którym nigdy nie myśleliśmy. Czyżby to było możliwe, że ten, z którego się naśmiewamy z pobłażaniem, miał nas uratować?” Nie śmiała o tym marzyć.
— Cyborgi udoskonaliły sposób utrzymywania uczuć na mniej więcej stałym poziomie — wyjaśnił Srengaard. — Kiedy osiągniecie już tę równowagę, myślę, że znajdę sposób na ograniczenie wahań poziomu enzymów.
Nad Calapiną kamery zaczęły mrugać. Obserwatorzy dawali znaki, że mają pytanie do postawienia. Ona też je miała, ale nie odważyła się go sformułować. Odbicie własnej twarzy na jednym z ekranów przypomniało jej blask oczu Lizabeth, w chwili gdy uwięziona na wózku kobieta błagała ją o ratunek.
— Nie mogę wam przyrzec nieśmiertelności — ciągnął Srengaard — ale chyba większość z was mogłaby pożyć jeszcze kilka tysięcy lat.
— Dlaczego mielibyśmy im pomóc? — spytał Glisson. Srengaardowi wydało się, że w jego głosie zabrzmiała nuta skargi.
— Bo też jesteście skończeni! — krzyknął lekarz. — Nie zdajesz sobie z tego sprawy?
— Nie mów do mnie tym tonem! — warknął Glisson. „Tak więc uczucia nie są im obce” — pomyślał chirurg.
„Duma i złość…”
— Myślisz, że jesteście panami sytuacji? — spytał Srengaard wskazując palcem Calapinę. — Ta kobieta może jeszcze zniszczyć wszystkich nie-Nadludzi na Ziemi.
— Słyszałeś, ty durny Cyborgu? — spytała Calapiną.
— Proszę nie używać tak lekko słowa ,,dureń” — odparł Srengaard, nie spuszczając oczu z Nadkobiety.
— Uważaj na to co mówisz, Srengaard. Moja cierpliwość ma swoje granice.
— I wasza łaskawość też, nieprawdaż? Gorzko się uśmiechnęła.
— Mówiliśmy o przeżyciu — zauważyła. Srengaard westchnął zastanawiając się, czy kiedykolwiek dojdzie do zmiany starych przyzwyczajeń. Ona mówiła tak, jakby nic się nie stało. Nie pierwszy raz stwierdził, że jest uparta.
Harreya zaniepokoiła ta sprzeczka. Ciągle bał się o Lizabeth. Obserwując chirurga i Cyborga starał się opanować wściekłość i lęk. Widok sali przypominał o masakrze, która miała tu miejsce. Rezerwy energii były wystarczające, aby zgnieść ich wszystkich jak muchy, a sterująca tym wszystkim Calapiną nadal znajdowała się w kuli.
Читать дальше