— Co robisz z jeńcem? — ciągnął Bonmur.
— Uwalniam go i powierzam mu swoją żonę. Bonmur spojrzał mu w oczy.
— A jeśli nam się to nie spodoba?
— Głupota — poczerwieniał Igan. — Jak można mu ufać, kiedy my tu jesteśmy.
— Bo to człowiek jak my. Będzie postępował z moją żoną jak człowiek, nie maszyna uważająca ją za praktyczny środek do przetransportowania embrionu.
— Absurd! — szczeknął Igan, zbyt późno zdając sobie sprawę z faktu, iż Harrey odkrył ich prawdziwą naturę. Chciał coś dodać, ale Bonmur uciszył go ruchem ręki.
— Nadal nam nie wytłumaczyłeś, co zrobisz, jeśli się nie zgodzimy.
— Nie jesteście całkowitymi Cyborgami. Czasami wyczuwam wasz lęk. Jesteście w trakcie modyfikacji, a więc pozostajecie ułomni.
Bonmur cofnął się o trzy kroki i szacował przeciwnika.
— A Glisson? — spytał.
— Glisson poszukuje solidnych sprzymierzeńców. Jak ja.
— Skąd możesz wiedzieć, że możesz mu ufać? — nalegał Igan.
— Stawiając to pytanie, ujawniasz waszą nieskuteczność. — Harrey odwrócił się do niego plecami i zaczai rozwiązywać ręce Srengaardowi.
— Bierzesz za to odpowiedzialność — zakończył Bonmur.
— Idę poszukać Glissona — Igan wyszedł. Harrey rozwiązał Srengaarda i wstał.
— Wiesz, w jakim stanie jest moja żona?
— Słuchałem Igana — odparł Srengaard. — Wszyscy chirurdzy studiują historię i początki genetyki. Teoretycznie znam jej stan.
Bonmur prychnął z pogardą.
— Oto torba Igana — powiedział Harrey wskazując czarną teczkę. — Powiedz mi, dlaczego moja żona jest chora?
— Wyjaśnienia Igana ci nie wystarczają? — Bonmur poczuł się urażony.
— Powiedział mi, że to naturalne. Czy choroba może być naturalna?
— Wzięła jakieś lekarstwo. Wiesz jakie? — spytał Srengaard.
— W ciężarówce dali jej identyczną pigułkę — podobno środek uspokajający.
Srengaard podszedł do Lizabeth, obejrzał jej oczy i skórę.
— Przynieś mi torbę — poprosił Harreya. Zaprowadził Lizabeth do jednego z łóżek. Pomysł dokonania badania pacjentki fascynował go. Wczoraj uznałby to za odrażające, ale fakt, że Lizabeth nosiła embrion, tak jak dawniej wszystkie kobiety, był zagadką podniecającą jego ciekawość.
Kiedy Srengaard pomagał się jej położyć, kobieta spojrzała pytająco na męża. Ten skinął uspokajająco głową. Lizabeth bezskutecznie starała się uśmiechnąć do niego. Bała się, ale nie chirurga, lecz badania. Jej strach walczył ze środkiem uspokajającym zaaplikowanym przez Igana.
Srengaard otworzył torbę, przypominając sobie wykłady uniwersyteckie. Były one przedmiotem żartów, ale żarty miały jedną zaletę: utrwalały w pamięci wiedzę.
„Trzymaj się dobrze, bo kiedy odpadniesz, będziesz musiał umieć pływać”. Słyszał ciągle ten refren i śmiechy mu towarzyszące.
Schylił się nad pacjentką. Ciśnienie… enzymy… białka…
Po badaniu zmarszczył brwi.
— Coś nie w porządku? — spytał Harrey. Bonmur stał z tyłu ze skrzyżowanymi rękami.
— Tak, poziom hormonów menstruacyjnych jest za niski. Przypomniał sobie… „Trzymaj się dobrze…”
— Embrion kontroluje wszystkie przemiany — roześmiał się Bonmur.
— Tak, ale dlaczego ta zmiana? Niech pan to wyjaśni, jeśli posiada pan taką wiedzę. Znalazł się pan już w podobnej sytuacji? Czy dawne pacjentki nigdy nie miały poronień?
— Niektóre — przyznał Bonmur niechętnie.
— Myślę, że embrion nie jest dość dobrze przyczepiony do ścianki macicy — sprecyzował, aby Harrey go zrozumiał. — Embrion musi trzymać się mocno. Hormony przygotowują podłoże podczas cyklu menstruacyjnego.
Bonmur wzruszył ramionami.
— Oczywiście był pewien procent strat. — Moja żona nie jest „pewnym procentem strat” warknął Harrey. Odwrócił się w kierunku chirurga z taką wściekłością, że tamten aż się cofnął.
— Takie rzeczy się zdarzają — Bonmur zauważył jak Srengaard wyjmuje z torby Igana strzykawkę.
— Wstrzyknę jej małą, uzupełniającą dozę enzymów. Spostrzegł, że Harrey jest przestraszony.
— Tylko to możemy zrobić. Powinno poskutkować, pod warunkiem, że jej organizm nie ucierpiał za bardzo przy…
Jednym ruchem ręki objął ucieczkę, strach, wyczerpanie.
— Rób, co uważasz za najlepsze — powiedział Harrey. Po zrobieniu zastrzyku Srengaard pogłaskał ramię Lizabeth.
— Postaraj się wypocząć. Odpręż się i ruszaj jak najmniej.
Lizabeth odczytała myśli chirurga i stwierdziła, że jest szczery. Niemniej nie mogła się pozbyć obawy. Glisson — mruknęła. Srengaard zrozumiał jej niepokój.
— Nie pozwolę mu ruszyć cię, dopóki nie będę pewny twojego stanu. Po prostu będzie musiał czekać.
— Nie pozwolisz mu — ironizował Bonmur.
Jakby dla podkreślenia tego stwierdzenia, ziemia zatrzęsła się wokół nich i w chmurze kurzu pojawił się Glisson. Harrey poderwał się, zasłaniając żonę ciałem. Srengaard dalej klęczał przy torbie. Bonmur uskoczył pod ścianę.
— Wibracje!
— Nie — odparł Cyborg. Jego głos stracił swą zwykłą monotonię. Teraz był zadziwiająco melodyjny, wręcz śpiewny.
Czwórka uciekinierów spostrzegła, że- Cyborg stracił ramiona. Poszarpane przewody zwisały mu wzdłuż tułowia.
— „Oni” nas osaczyli — ciągnął dalej Glisson śpiewa jącym tonem. Najwyraźniej coś się w nim popsuło. — Jak widzicie, jestem bezbronny. Teraz rozumiecie dlaczego nie można otwarcie stanąć przeciwko „nim”? Mogą zniszczyć co chcą, kogo chcą i kiedy chcą.
— A Igan — szepnął Bonmur.
— Iganów łatwo się niszczy. Od trzydziestu sekund jest to fakt empiryczny.
— Co zrobimy? — spytał Harrey. Glisson spojrzał na niego.
— Zaczekamy.
— Jeden z nas mógłby zmierzyć się z batalionem bojowym SB, aby umożliwić Potterowi ucieczkę — zauważył Bonmur — a ty myślisz tylko o czekaniu!
— Nie jestem zaprogramowany na przemoc. Zobaczycie zresztą co się stanie.
— Co oni zrobią? — spytała Lizabeth.
— Wszystko, co będą chcieli — odparł Glisson.
— No i po sprawie — powiedziała Calapina, spoglądając na Nurse i Schruillę.
— Czy zauważyliście emocje Srengaarda? — spytał Schruilla, wskazując krzywe na jednym z ekranów.
— Był po prostu przerażony — skomentowała Calapina. Schruilla zerknął na swoją towarzyszkę. Wizyta w aptece przywróciła jej spokój, ale nadal była jakaś przybita. Kalejdoskop świateł z monitorów dawał jej skórze niezdrowy, siny odcień.
Nurse spojrzał w górę. Nadal wszyscy Nadludzie śledzili rozwój wydarzeń.
— Musimy podjąć jakąś decyzję — zauważył.
— Wydajesz się blady — zauważyła Calapina. — Czy masz kłopoty z enzymami?
— Nie większe niż ty. Drobny brak równowagi. Już jest lepiej.
— Proponuję, żeby ich tu natychmiast przyprowadzić — powiedział Schruilla.
— Po co? — spytał Nurse. — Lepiej od razu ich zniszczyć.
— Nie podoba mi się fakt, że nielegalny embrion, a kto wie ile ich jest, znajduje się na wolności — odparł Schruilla.
— Czy jesteś w stanie przyprowadzić ich tu żywych? — spytała Calapina.
— Sam Cyborg przyznał, że jego możliwości są ograniczone.
— Chyba, że jest to… podstęp — stwierdził Nurse.
— Nie sądzę — powiedziała Calapina. — Kiedy będziemy mieli ich pod ręką, wydobędziemy z ich tępych mózgów wszystkie informacje, których potrzebujemy.
Читать дальше