— Spójrz na Cyborga — powiedział Schruilla. — Ciekawe, że nasza aparatura nie wyczuwa żadnej z jego emocji, nieprawdaż?
— Może on nic nie czuje? — odparła Calapina.
— Całkiem możliwe.
— Nie mam do niego zaufania — rzekł Nurse. — Starsi ostrzegali mnie przed pułapkami Cyborgów.
— To prawie robot — stwierdził Schruilla. — Zaprog ramowany, aby działać w jak najbardziej precyzyjny sposób w każdych warunkach niosących zagrożenie. Jego obecny spokój jest naprawdę irytujący.
— Powinniśmy go chyba przesłuchać? — spytał Nurse.
— Za chwilę — odparł Schruilla. — Przetrzemy ich mózgi przez to sito, ale póki co, nie zaszkodzi trochę pooglądać.
— Schruillo, jesteś wulgarny — stwierdziła Calapina. Ten spojrzał na nią. Jej głos wydał mu się dziwny. Poczuł nagle ogromny strach.
Spod ciężkich powiek oczy Glissona badały chłodno Nadludzi.
— Durant, zauważyłeś?
— Nie mogę w to uwierzyć.
— Rozmawiają — stwierdziła Calapina. W tej chwili zauważyła we wzroku Duranta obrzydzenie mieszane z litością.
„Litością?!”
Rzut oka na wskaźniki potwierdził; „l i t o ś ć”. Jak oni śmią litować się nad nią?!
— Harrey — szepnęła Lizabeth.
Złość ogarnęła Harreya, kiedy mimo prób nie zdołał się odwrócić na tyle, by zobaczyć żonę.
— Liz, kocham cię.
— To czas nienawiści, a nie miłości — wtrącił się Glisson. — Nienawiści i zemsty!
— Co mówisz? — szepnął Srengaard, który słuchał ich z rosnącym zdumieniem. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wdać się w pertraktacje z Nadludźmi, powiedzieć że był więziony, ale szósty zmysł odwiódł go od tej myśli. Kim był dla tych istot… Pyłem!
— Popatrzcie na nich z lekarskiego punktu widzenia — sprecyzował Glisson. — Oni umierają.
Lizabeth, która zamknęła oczy, aby powstrzymać łzy, otworzyła je teraz. Starała się patrzeć zgodnie ze wskazów karni Cyborga. Nadszedł czas, aby wykorzystać umiejętności nabyte podczas treningów w Ruchu Oporu.
— Rzeczywiście umierają — zauważyła.
Śmierć rysowała się na twarzach Nieśmiertelnych. Oto, co Glisson spostrzegł jako pierwszy.
— Ludzie'z Masy są czasami odrażający — stwierdziła Calapina.
— To niemożliwe! — krzyknął Srengaard. Ton jego głosu zaciekawił Lizabeth. Nie zawierał ani śladu rozpaczy.
— Są odrażający — powtarzam to. Prosty aptekarz nie ma prawa mi się sprzeciwiać!
Bonmur wyszedł wreszcie z letargu. Jego komputer zarejestrował rozmowę i wyciągnął wnioski. Były chirurg, obecnie pół-cyborg ocenił zmiany skóry Nadludzi. Prawda! Coś pękło w ich systemie enzymatycznym. Szok spowodowany tym odkryciem wywołał u niego uczucie pustki. Powinien coś czuć, ale już nie potrafił.
— Te słowa — powiedział Nurse. — Ich rozmowa jest bez sensu. Według ciebie Schruillo, o czym oni mówią?
— Spytajmy ich lepiej o embriony — zaproponowała Calapina.
— Spójrzcie tam, w ostatnim rzędzie… ten najwyższy! — zawołał Glisson. — Widzicie, jakie ma zmarszczki?
— Wygląda bardzo staro — szepnęła Lizabeth. Czuła się, jakby coś utraciła. Dopóki byli wieczni Nadludzie, świat był oparty na pewnych zasadach. Nawet walcząc miała to wrażenie. Ludzie z Masy umierali, Cyborgi może też, ale Nadludzie, żyli, żyli…
— Co się dzieje? — spytał Srengaard. — Co się z nimi dzieje?
— Drugi rząd, trzecia od lewej — ciągnął Glisson. — Ta ruda, ma zgaszony wzrok.
— O czym oni mówią? — spytała Calapina. Czuła, że jest zdenerwowana.
Szum niezadowolenia podniósł się na sali. Słychać było złośliwe okrzyki na przemian z nerwowym chichotem.
„Powinniśmy przesłuchać przestępców” — pomyślała. — Kiedy zaczniemy. Czy ja mam to zrobić?”
Spojrzała na Schruillę, lecz on gapił się na Duranta. Odwróciła się więc do Nurse, ale ten z kolei błądził wzrokiem po suficie. Zgrubienie, którego wcześniej nie spostrzegła, deformowało jego szyję, na policzku widać było kilka czerwonych żyłek.
„Muszę więc działać sama!”
Dotknęła pierścienia i purpurowe światło zalało scenę. Rubinowy promień wytrysnął spod sklepienia sali i skierował ku jeńcom.
Schruilla patrzył na poruszający się promień. Niedługo jeńcy staną się wrzeszczącymi kreaturami i zwymiotują wszystkie swoje wiadomości, które przeanalizuje aparatura. Po operacji zostaną z nich tylko gołe systemy nerwowe otoczone czerwonym światłem.
— Stać! — rozkazał Nurse.
Promień znieruchomiał. Nadczłowiek poczuł, że popełniają właśnie jakąś ogromną pomyłkę. W zupełnej ciszy rozejrzał się po sali, by zobaczyć, czy jeszcze ktoś zdał sobie z tego sprawę. W tej sali znajdowała się tajna aparatura, stanowiąca podstawę ich władzy. Życie w stanie surowym i dzikim wdarło się do tego uporządkowanego świata. Na tym polegała pomyłka.
— Po co czekać? — spytała Calapina.
Nurse starał się zebrać myśli. Przerwał przesłuchanie. Dlaczego? „Ból!”
— Nie powinniśmy zadawać cierpień — odparł. — Trzeba dać im szansę zanim zastosujemy siłę.
— Zwariowali — mruknęła Lizabeth.
— Zwyciężyliśmy — rzekł Glisson. — Przez moje oczy wszystkie Cyborgi to widzą. Wygraliśmy. — Ale oni nas zabiją — stwierdził Bonmur.
— Nieważne. Wygraliśmy.
— Jak? — spytał Srengaard na głos.
— Podsunęliśmy irn Pottera na przynętę. Zasmakowali przemocy. Wiedzieliśmy, że będą na to patrzeć. Nie uda im się wymazać ze świadomości tego przedstawienia.
— Dlaczego? — nalegał Srengaard.
— Bo zmodyfikowaliśmy ich otoczenie. Małe drobnostki: trochę napięcia z jednej strony i przerażający Cyborg z drugiej. Daliśmy im poznać smak wojny.
— Co?!
— Instynkt. Wojna jest częścią instynktów ludzkich. Walka i przemoc. Przez tysiące lat cywilizacja Nadludzi żyła w kruchej równowadze, bo udało im się usunąć przemoc. Drogo ich to kosztowało: spokój, rozluźnienie, nuda. I nagle przemoc wkracza na nowo do tego świata, a oni nie umieją się przystosować. Oddalają się coraz bardziej od życia. Nieśmiertelni! Niedługo umrą!
— Wojna? — Srengaard przypomniał sobie o tych wybuchach przemocy, przed którymi Nadludzie chronili Masę. — Niemożliwe! To nieznana choroba, albo…
— Opisałem ci fakty.
— O czym oni mówią?! — wrzasnęła Calipina. Mimo iż wyraźnie słyszała rozmowę więźniów, nie rozumiała jej. Używali okropnych terminów. Czasami trafiało do niej jedno słowo, ale gdy zestawiano je z następnym, tworząc jakąś nieprawdopodobną konstrukcję semantyczną, zupełnie przestawała rozumieć.
— O czym oni mówią? — powtórzyła, zwracając się do Schruillii.
— Za chwilę się dowiemy — odparł.
— Tak, wszystkiego się dowiemy.
— Czy to możliwe? — wyszeptał Srengaard. Przed nim na ławkach niektórzy Nadludzie tańczyli, inni bili się, jeszcze inni spółkowali. Kilku wyzywało się od najgorszych.
Srengaardowi wydawało się, że zaraz zawalą się mury, ziemia się otworzy i wybuchną z niej płomienie.
— Patrzcie na nich — powiedział Glisson.
— Ale dlaczego nie udało im się zrekompensować tej zmiany…
— Ich zdolność dostosowawcza uległa atrofii. Poza tym jedna kompensacja spowodowałaby nową zmianę otoczenia, nowe potrzeby itd. Patrzcie na nich! Tracą kontrolę nad sobą.
— Zamilknijcie! — zawyła Calapina zrywając się z tronu.
Harrey obserwował ją zafascynowany. Jej ruchom brakowało koordynacji, ale oczy miała nad wyraz żywe. Durant potrząsnął głową.
Читать дальше