Jak gdyby na sygnał przesuwającego się po dywanie krzesła w jednym z zaciemnionych rogów pokoju rozległ się tajemniczy szmer obiektu sunącego w kierunku drugiego kąta. Następnie zapadła cisza tak głęboka, że Vickers słyszał szelest winorośli poruszanej delikatnie powiewem wiatru i uderzającej w okno, które wychodziło na ogród. Potem nawet winorośl przestała szeleścić i w domu zapanowała śmiertelna, nienaturalna cisza, tak jakby dom zamarł w oczekiwaniu na to, co się teraz stanie.
Vickers powoli odwrócił się twarzą w stronę pokoju, przestawiając stopy i przemieszczając ciało w przesadzonym, wręcz śmiesznym wysiłku, by nie wywołać żadnego hałasu. Obracał się, żeby stanąć twarzą w stronę rogu pokoju, z którego dochodził tajemniczy dźwięk. Robił to jednak w taki sposób, aby źródło dźwięku nie mogło się zorientować, że się odwrócił.
Nie było już myszy. Kiedy przebywał w mieście, Joe wytruł wszystkie szkodniki. Skoro jednak nie było myszy, nie powinno też być szelestów w kątach. Jay zachował kartkę, która leżała jeszcze przy lampce na biurku. Zgodnie z tym, co było na niej napisane, Joe płaci sto dolców za każdą mysz, którą Vickers zdoła złapać.
Zapadła cisza, nie tyle nawet cisza, co spokój, jakby wszystko zamarło w bezdechu.
Poruszając jedynie gałkami ocznymi, bo wydawało mu się, że jeśli ruszy głową, kark zacznie mu skrzypieć i narazi go na przyczajone niebezpieczeństwo, Vickers rozejrzał się po pokoju zwracając szczególną uwagę na cienie w rogach i pod meblami oraz mroczne miejsca znajdujące się daleko od światła. Ostrożnie przesunął ręce do tyłu i chwycił za kant biurka, dzięki czemu nie czuł się tak wystawiony na atak, który mógł przecież nadejść z każdego kierunku.
Palce jego prawej dłoni dotknęły czegoś metalicznego, zorientował się, że jest to metalowy przycisk, który zdjął z rękopisu, żeby przeczytać parę kartek. Palce wyprężyły się, by go mocniej schwycić. Podniósł przycisk zaciskając na nim palce. Postanowił, że potraktuje go jako broń.
W rogu pokoju, przy żółtym krześle coś przycupnęło i chociaż sprawiało wrażenie pozbawionego oczu, Vickers zdawał sobie sprawę, że istota przygląda mu się. Nie wiedziała jednak, że on również ją dostrzegł, a w każdym razie nie przejawiała żadnych oznak strachu. Już wkrótce jednak miała dowiedzieć się, jak bardzo jest w błędzie.
— Teraz! — krzyknął Vickers, a jego głos wybuchł jak pocisk armatni. Prawe ramię uzbrojone w przycisk do papierów poleciało do góry, nad głową i do przodu, miotając metalowym przedmiotem w róg pokoju.
Rozległ się brzęk metalowych części rozsypujących się po podłodze.
Na podłodze leżało dużo małych, pozginanych rurek, cała masa splecionych ze sobą przewodów, śmieszne kryształowe, popękane dyski i metaliczna obudowa zewnętrzna, która dotąd mieściła rurki, przewody i dyski oraz wiele innych elementów mechanicznego urządzenia, jakie Vickers po raz pierwszy widział na oczy.
Vickers przysunął do siebie lampkę z biurka, aby światło padało na części mechanizmu, które zbierał z podłogi. Włożył między nie palec i kręcił w kółko przysłuchując się dźwiękom, jakie wydawały stukając jedne o drugie.
Nie była to mysz, ale coś innego, coś, co kryło się w ciemności i miało za zadanie udawać mysz. To coś przestraszyło wcześniej kota, który bez trudu rozpoznał, że nie jest to mysz. I to coś w żaden sposób nie dawało się złapać w zastawione pułapki.
Zdaje się, że miał do czynienia z urządzeniem elektronicznym, jak można było sądzić po plątaninie przewodów i rurek. Vickers raz jeszcze wsadził palec pomiędzy splątane przewody i słuchał, jak brzęczą.
Miał przed sobą elektronicznego szpiega, który ukrywał się, przemykał chyłkiem między meblami, podsłuchiwał i śledził go przez cały czas, rejestrował wszystko, co zauważy, by w przyszłości odtworzyć lub przesłać dane gdzieś dalej. Ale do kogo? I po co? A może to w ogóle nie jest urządzenie szpiegujące, ale raczej coś, czego obecność można wytłumaczyć w prostszy albo wprost przeciwnie, w bardziej zaskakujący sposób. Gdyby było to urządzenie obserwujące lub podsłuchujące, umieszczone tu po to, by szpiegować go, to pewnie nigdy nie udałoby mu się go odkryć. Nigdy przedtem nie widział czegoś takiego, mimo że od miesięcy słyszał owo ciche przemykanie, które zawsze brał za dowód obecności myszy.
Gdyby to było urządzenie szpiegujące, zbudowano by je w taki sposób, że mogłoby nie tylko go obserwować, ale również robić to niepostrzeżenie. Nigdy nie popełniłoby błędu. I nigdy nie pozwoliłoby sobie na to, by zostać odkrytym.
Chyba że chciało zostać dostrzeżone!
Siedział przecież przy biurku, dosunął krzesło i w tym momencie usłyszał jakiś szelest. Gdyby nie uciekało, nigdy by go nie dostrzegł. A przecież nie potrzebowało uciekać, gdyż w pokoju było dość ciemno. Paliła się tylko lampka na biurku, a poza tym Vickers obrócony był do tego czegoś plecami.
Teraz był już pewien, że urządzenie chciało zostać dostrzeżone, wyraźnie chciało zostać zagonione w róg pokoju i rozwalone przyciskiem do papieru. Uciekało specjalnie, żeby zwrócić na siebie uwagę, a kiedy już je zobaczył, nie starało się czmychnąć.
Siedział przy biurku, a na jego czole pojawiły się zimne krople potu. Czuł, że zaraz zaczną spływać, ale nie podniósł nawet ręki, żeby je zetrzeć.
Chciało zostać dostrzeżone. Chciało, żeby wiedział.
Nie ono samo, oczywiście, ale ten, kto nim sterował, kimkolwiek lub czymkolwiek był. Ten, kto umieścił mechanizm w jego mieszkaniu. Miesiącami urządzenie kręciło się po domu, słuchało i przyglądało się, a teraz czas przysłuchiwania się i obserwacji minął i nadeszła pora na coś zupełnie innego. A mianowicie na poinformowanie go, że jest szpiegowany.
Ale dlaczego i przez kogo?
Zwalczył w sobie zimną, krzyczącą panikę, która zawładnęła nim na chwilę. Zmusił się do pozostania w krześle.
Zapewne rozwiązanie tajemnicy tkwiło w tym właśnie dniu. Gdzieś było rozwiązanie, musiał je tylko dostrzec. Właśnie dziś musiało zdarzyć się coś, co upewniło osobę kierującą urządzeniem, że czas już, by się dowiedział.
Prześledził jeszcze raz wydarzenia tego dnia, układając je w myślach tak, jakby zapisywał wszystko w zeszycie: Przyjście małej dziewczynki na śniadanie. Wspomnienie spaceru, jaki odbył dwadzieścia lat temu. Historia w gazecie o tym, że istnieje więcej niż jeden świat. Kobieta, która siedziała za nim w autobusie, pani Leslie i klub, który organizowała.
Crawford i jego historia o świecie, który został przyparty do muru.
Dom w cenie pięćset dolarów za pokój.
Flanders siedzący w ogrodzie i mówiący o istnieniu nieznanego czynnika, który zapobiega wybuchowi wojny.
Mysz, która nie była myszą.
To oczywiście nie wszystko. Na pewno zapomniał o niektórych elementach. Nie wiedzieć czemu miał przeświadczenie, że pominął coś, jakiś ważny fakt, który powinien dołączyć do listy wydarzeń tego dnia.
Flanders mówił, że jest zainteresowany rozwojem sieci sklepów typu „1001 drobiazgów”, że intryguje go zagadka węglowodanów i jest przekonany, iż coś się dzieje.
Później tego dnia siedział w ogrodzie i mówił o zasobach wiedzy, które znajdują się we wszechświecie, o czynniku, który zapobiega wybuchowi wojny, oraz innym czynniku, który prawie sto lat temu zmienił losy człowieka i od tego czasu utrzymywał jego rozwój w tempie przyspieszonym. Powiedział też, że rozmyśla tak sobie o tym wszystkim w wolnych chwilach.
Читать дальше