Ale czy jego przemyślenia w rzeczywistości były błahostką?
A może Flanders wiedział więcej, niż chciał powiedzieć?
A jeśli tak, co z tego wynika?
Vickers wstał z krzesła.
Spojrzał na zegarek. Była prawie druga.
Trudno, pomyślał. Czas już przekonać się, o co w tym wszystkim chodzi. Nawet jeśli będę musiał włamać się do jego mieszkania i krzyczącego wyrzucić z łóżka w koszuli nocnej (był pewien, że Flanders nie używa pidżamy). Czas już się przekonać.
Zanim dotarł do domu Flandersa, już z daleka widział, że coś jest nie tak. Dom był rozświetlony od piwnicy aż po strych. Wokół domu chodzili mężczyźni z latarniami. Poza tym byli tam również inni ludzie; stali w grupkach i dyskutowali. Na całej długości ulicy w ogródkach stały kobiety i dzieci ubierając się pospiesznie.
Bramę okupowała grupa mężczyzn. Kiedy podszedł do nich. zauważył, że niektórych zna. Był tam Eb, mechanik samochodowy, Joe, zabójca myszy, i Vic, który prowadził sklep perfumeryjny.
— Cześć, Jay — rzekł na jego widok Eb. — Miło cię widzieć.
— Cześć, Jay — dodał Joe.
— Co tu się dzieje? — spytał Vickers.
— To ten staruszek, Flanders — wyjaśnił Vickers. — Po prostu znikł.
— Jego gospodyni wstała w nocy, żeby dać mu lekarstwo tłumaczył Eb — i stwierdziła, że go nie ma. Szukała go prze chwilę, a potem wezwała pomoc.
— Szukaliście go? — dopytywał się Vickers.
— W całym domu — odparł Eb. — Ale teraz się rozdzielamy i zaczynamy poszukiwania w okolicy. Musimy działać systematycznie.
Właściciel sklepu perfumeryjnego dodał:
— Myśleliśmy na początku, że może kręcił się nocą gdzieś po domu albo ogrodzie i dostał ataku epilepsji. Dlatego najpierw szukaliśmy w okolicy.
— Sprawdziliśmy cały dom, od góry do dołu — ciągnął dalej Joe. — Potem przeszukaliśmy ogród, ale nie ma po nim ani śladu.
— Może poszedł na spacer — podrzucił Vickers.
— Żaden zdrowo myślący człowiek nie wyszedłby na spacer po północy — stwierdził Joe.
— Według mnie to nie był zdrowo myślący człowiek — zaprzeczył Eb. — Nie chodzi o to, że go nie lubiłem. Nigdy nie spotkałem nikogo z lepsrymi manierami, ale on był jakiś dziwny.
Po wysypanej ceglanym miałem ścieżce podszedł do nich jakiś mężczyzna z latarnią.
— Jesteście gotowi? — spytał.
— Pewnie, szeryfie — odparł Eb. — Czekamy na pańskie rozkazy.
— Cóż — westchnął szeryf — niewiele możemy zrobić, zanim wzejdzie dzień. Ale myślę, że do tego czasu możemy trochę rozejrzeć się po okolicy. Paru ludzi wysłałem w kierunku miasteczka. Będą chodzić po ulicach i wypatrywać go. Może chcielibyście pójść wzdłuż rzeki?
— W porządku — zgodził się Eb. — Niech pan tylko powie, co mamy robić, a my dołożymy wszelkich starań.
Szeryf podniósł latarnię na wysokość ramienia i przyjrzał się im.
— Jay Vickers, prawda? Miło, że do nas dołączyłeś, Jay. Potrzebujemy wszystkich.
Vickers skłamał, nie wiedząc nawet dlaczego to robi:
— Usłyszałem jakiś ruch.
— Chyba dość dobrze znałeś staruszka? Lepiej niż większość z nas.
— Prawie codziennie przychodził do mnie na pogawędkę wyjaśnił Vickers.
— Wiem. Zauważyliśmy to. Nigdy nie rozmawiał z innymi ludźmi.
— Mieliśmy wspólne zainteresowania — rzekł Vickers. Poza tym czuł się chyba nieco samotny.
— Gospodyni powiedziała, że ostatniego wieczora też był u ciebie.
— Tak, był — potwierdził Vickers. — Wyszedł parę minut po północy.
— Zauważyłeś może coś niezwykłego? Coś dziwnego w tym, co mówił?
— Zaraz, szeryfie — wtrącił się Eb. — Chyba nie myśli pan, że Jay miał z tym coś wspólnego?
— Nie — odpowiedział szeryf. — Chyba nie. — Opuścił latarnię i dodał: — Idźcie ku rzece. Jak tam dojdziecie, rozdzielcie się. Część niech pójdzie w górę, część w dół rzeki. Nie wydaje mi się, żebyście cokolwiek znaleźli, ale lepiej sprawdzić. Wracajcie przed wschodem słońca. Wtedy zaczniemy poważne poszukiwania.
Szeryf odwrócił się i odszedł alejką z kołyszącą się latarnią.
— Chyba lepiej będzie, jak ruszymy — zaczął Eb. — Poprowadzę grupę w górę rzeki, a ty, Joe pójdziesz z resztą w dół. W porządku?
— Jasne — odpowiedział Joe.
Wyszli przez bramę i ruszyli ulicą aż do skrzyżowania, gdzie skręcili w stronę mostu. Tu się zatrzymali.
— Teraz się podzielimy — zarządził Eb. — Kto chce iść z Joe'em?
Zgłosiło się paru ochotników.
— Dobra — ciągnął Eb. — Reszta idzie ze mną. Rozdzielili się i ruszyli brzegiem rzeki spowitej mgłą. W ciemności słyszeli ciche szemranie wody. Nad brzegiem zaskrzeczał jakiś ptak. Patrząc na lustro wody, można było dostrzec gwiazdy rozsypane ponad nim na niebie.
— Myślisz, że go znajdziemy, Jay? — spytał Eb.
Vickers mówił powoli, jakby ważąc słowa:
— Wątpię. Nie wiem dlaczego, ale jestem pewien, że nie.
Vickers wrócił do domu dopiero wczesnym wieczorem.
Kiedy wchodził do środka, zadzwonił telefon. Rzucił się do niego przez pokój i podniósł słuchawkę.
Dzwoniła Ann Carter.
— Cały dzień usiłowałam cię złapać. Jestem piekielnie wkurzona. Gdzie byłeś?
— Szukałem jednego człowieka — odparł Vickers.
— Nie żartuj, Jay — roześmiała się gorzko. — Proszę cię, nie żartuj.
— Nie żartuję. Zniknął starszy człowiek, mój sąsiad. Szukałem go razem z innymi.
— I co, znalazł się?
— Nie.
— Szkoda — zmartwiła się. — Czy to był miły staruszek?
— Najmilszy, jakiego tylko można sobie wyobrazić.
— Może jeszcze go odnajdziecie.
— Może — odparł Vickers. — Dlaczego jesteś zła?
— Pamiętasz, co powiedział Crawford?
— Mówił wiele rzeczy.
— Ale o tym, co będzie następne. Pamiętasz?
— Jak bym powiedział, że tak, to bym skłamał.
— Więc ci przypomnę. Powiedział, że następne będą ubrania. Sukienki za pięćdziesiąt centów.
— Rzeczywiście — przypomniał sobie Vickers — teraz pamiętam.
— No i stało się.
— Co się stało?
— Pojawiły się. Ale nie za pięćdziesiąt centów. Za piętnaście!
— I co, kupiłaś już sobie?
— Nie. Za bardzo się bałam. Szłam sobie Piątą Aleją i zobaczyłam ogłoszenie w oknie wystawowym, że sukienka na manekinie kosztuje piętnaście centów. Wyobrażasz sobie?! Sukienka za piętnaście centów na Piątej Alei!
— Nie, nie wyobrażam sobie — przyznał Vickers.
— To była piękna sukienka — dodała. — Cała błyszcząca. Nie od kamieni czy świecidełek. Ten materiał tak błyszczał. Jakby był żywy. A kolor… Jay, mówię ci, to była najpiękniejsza sukienka, jaką kiedykolwiek widziałam. I mogłam ją mieć za piętnaście centów, ale nie wytrzymałam nerwowo. Przypomniałam sobie, co Crawford nam powiedział. Stałam przed witryną, przyglądałam się sukience i nagle zrobiło mi się zimno.
— Szkoda — zawyrokował Vickers. — Pozbieraj się i idź tam jutro rano. Może jeszcze ją mają.
— Ale nie o to chodzi, Jay. Nie rozumiesz? Oznacza to, że Crawford miał rację. Wie, co mówi, że to jakiś spisek, że świat naprawdę został przyparty do miru.
— I co chcesz, żebym z tym zrobił?
— Tego… nie wiem, Jay. Myślałam, że cię to zainteresuje.
— Zainteresowało mnie — przyznał Vickers. — I to bardzo.
Читать дальше