— Czy korytarze są szczelne? — zapytał Denison nagle, nieprzyjemnie świadom faktu, że był nie tak znów głęboko pod dnem nieskończonego oceanu próżni.
— Jak najbardziej. Te skały nie przepuszczają powietrza. Ponadto korytarze są zabezpieczone. Jeśli w którejś części ciśnienie spada o dziesięć procent, rozlega się hałas, jakiego w życiu nie słyszałeś, migają strzałki i znaki podające kierunek ewakuacji.
— Jak często się to zdarza?
— Rzadko. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek zginął z powodu braku powietrza w ciągu ostatnich przynajmniej pięciu lat. — Po czym nagle dodała, jak gdyby się broniła. — Na Ziemi też zdarzają się katastrofy naturalne.
Wielkie trzęsienie ziemi albo fala powodziowa może zabić tysiące ludzi.
— Brak mi argumentów. — Podniósł obie ręce do góry.
— Poddaję się.
— Trochę mnie poniosło… Słyszałeś? Zatrzymała się nasłuchując.
Denison także zaczął się przysłuchiwać, ale potrząsnął głową. Nagle się rozejrzał. — Jak tu cicho. Gdzie są wszyscy? Jesteś pewna, że się nie zgubiliśmy?
— To nie jest naturalna jaskinia z nieznanymi przejściami. Macie takie na Ziemi, prawda? Widziałam je na zdjęciach.
— Tak, większość z nich została wyżłobiona przez wodę w skale wapiennej. Ale tutaj takich nie ma.
— Więc nie możemy się zgubić — powiedziała Selene uśmiechając się. — Jeśli jesteśmy sami to raczej z powodu przesądów.
— Czego? — z niedowierzaniem zapytał Denison, marszcząc ze zdziwienia czoło.
— Nie rób tego — powiedziała. — Jesteś cały porysowany zmarszczkami. O, tak lepiej. Rozchmurz się. Wyglądasz znacznie lepiej niż wtedy, kiedy tu przyjechałeś. Grawitacja i ćwiczenia skutkują.
— Raczej dotrzymywanie kroku młodym nagim damom, które cechuje nieograniczona ilość wolnego czasu i osobliwy brak wszelkich zajęć, jeśli nie liczyć oprowadzania starych ziemskich ramoli.
— Znowu mnie traktujesz jak przewodnika. Wcale nie jestem naga.
— Jeśli o to chodzi, nagość jest nawet mniej przerażająca niż intuicjonizm… Ale mówiłaś coś o przesądach…
— To chyba nie jest prawdziwy przesąd, ale większość ludzi raczej unika tej części korytarzy.
— Ale dlaczego?
— Z powodu tego, co ci zaraz pokażę. — Ruszyli znowu.
— Czy teraz słyszysz?
Zatrzymała się. Denison wytężał słuch. — Chodzi ci o to ledwie słyszalne pluskanie. Plusk… plusk… O to ci chodzi?
Pobiegła przed siebie powolnymi lunariańskimi susami, jakby w filmie o zwolnionym tempie. Podążył za nią, próbując naśladować jej chód.
— Tutaj, tutaj…
Spojrzenie Denisona podążyło w kierunku, który Selene skwapliwie wskazywała palcem. — Dobry Boże, skąd się to bierze?
Ze stropu skąpy wała ciecz, która najwyraźniej była wodą. Sączyła się powoli, każda kropla wpadała do małej rynienki prowadzącej ku ścianie.
— Ze skał. Widzisz, na Księżycu jest woda. Większość wody wypalamy z gipsu, ilość wystarczającą na nasze potrzeby, ponieważ dobrze ją konserwujemy.
— Wiem, wiem. Nigdy nie udało mi się jeszcze skończyć kąpieli pod prysznicem. Nie rozumiem, jak potraficie dbać o czystość.
— Mówiłam ci już. Najpierw się nawilżasz. Potem zakręcasz wodę i rozsmarowujesz po całym ciele niewielką ilość detergentu. Wcierasz go… Benie, nie będę tego wszystkiego znowu powtarzała. Poza tym na Księżycu nie ma się czym ubrudzić… Ale nie o tym mieliśmy mówić. Istnieje jedno lub dwa miejsca z naturalnymi zbiornikami wody, a właściwie lodu, znajdującego się niedaleko powierzchni w cieniu gór. Jeśli trafiamy na takie, woda zaczyna cieknąć. To źródło sączy się od czasu, kiedy wydrążono ten korytarz, czyli jakieś osiem lat.
— Ale skąd te przesądy?
— Woda oczywiście jest bardzo ważnym bogactwem naturalnym, od którego uzależniona jest Luna. Pijemy ją, myjemy się, uprawiamy dzięki niej rośliny, otrzymujemy z niej tlen, dosłownie wszystko ma jakiś związek z wodą. Nic dziwnego, że woda ze źródeł wzbudza wielką cześć. Kiedy odkryto źródło, porzucono plany rozbudowy korytarza, do czasu aż woda przestanie cieknąć. Nawet ścian korytarza nie wykończono.
— To mi rzeczywiście wygląda na przesąd.
— No może… rodzaj podziwu. Nie sądzono, że przetrwa dłużej niż kilka miesięcy, takie źródła zwykle wysychają po tym czasie. Rok po odkryciu to źródło zaczęło się wydawać wieczne. Tak je zresztą nazwano: Wieczne Źródło. Nawet na mapach tak je oznaczono. Naturalnie ludzie zaczęli przywiązywać do niego wagę i powstało wierzenie, że jeśli ktoś będzie obecny, kiedy przestanie się sączyć, spadnie na niego nieszczęście.
Denison roześmiał się.
— Nikt tak na poważnie w to nie wierzy — Selene powiedziała ciepło — ale wszyscy wierzą troszeczkę. Wiesz, ono nie jest wieczne i kiedyś musi wyschnąć. Prawdę powiedziawszy, częstotliwość kapania wynosi jedną trzecią tej, jaką źródło miało w chwili odkrycia, czyli powoli się wyczerpuje. Ludzie sądzą, że gdyby przypadkiem wyschło w ich obecności, przyniosłoby im to pecha. W każdym razie, tak można racjonalnie wytłumaczyć ich niechęć do odwiedzania tego miejsca.
— Zakładam, że ty w to nie wierzysz.
— Czy wierzę w to, czy nie, nie ma znaczenia. Widzisz, po prostu wiem, że nie skończy się sączyć na tyle nagle, by można obciążyć kogokolwiek winą za to. Woda będzie kapała coraz rzadziej, i rzadziej, i nikt nie będzie w stanie powiedzieć, w którym dokładnie momencie przestanie. Więc czym się przejmować?
— Zgadzam się.
— Jednak martwię się o inne sprawy — gładko przeszła do innego tematu — i chciałabym o nich pomówić z tobą tutaj, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. — Rozłożyła koc i usiadła na nim po turecku.
— To dlatego mnie tutaj przyprowadziłaś? — Denison położył się na boku twarzą do niej.
— O, widzisz, teraz możesz na mnie patrzeć bez trudu. Przyzwyczajasz się do mnie… Kiedyś na Ziemi człowiek prawie nagi nie był podobno niczym nadzwyczajnym.
— Były takie okresy i miejsca — przyznał Denison — do czasu kryzysu. Za mojego życia…
— Najlepsza dewiza w Lunie brzmi tak: jeśli wpadniesz między Lunarian, rób to co oni.
— Powiesz mi wreszcie, dlaczego mnie tu przyprowadziłaś, czy nie? Mam podejrzewać, że planujesz uwiedzenie?
— Uwiedzenie mogłabym przeprowadzić całkiem wygodnie w domu, dzięki. Chodzi o coś innego. Najlepiej byłoby o tym porozmawiać na powierzchni, ale wyjście zawsze wzbudza zbyt dużo zainteresowania. Odwiedzenie źródła nie wywołuje zbędnej ciekawości. To jedyne miejsce w mieście, gdzie nikt nie będzie nam przerywał. — Zawahała się.
— Więc? — zachęcił ją Denison.
— Barron się piekli.
— Nie dziwię się. Ostrzegałem cię, że tak zareaguje, jeśli powiesz mu, iż wiem o twojej intuicji. Czy koniecznie musiałaś mu o tym mówić?
— Nie da się długo ukrywać pewnych rzeczy przed swoim… partnerem. Chyba mnie już nie uważa za swoją partnerkę.
— Przykro mi to słyszeć.
— Już od jakiegoś czasu między nami się psuło. Nasz związek i tak trwał długo. O wiele bardziej martwi mnie to, że zaciekle odrzuca twoją interpretację eksperymentów, których dokonałeś po testach na powierzchni.
— Mówiłem ci, że tak będzie.
— Powiedział, że widział twoje rezultaty. Denison spojrzał na nią i mruknął coś pod nosem.
— Rozczarował mnie. Czy każdy wierzy tylko w to co chce? — spytała Selene.
— Tak długo, jak to możliwe. Czasami dłużej.
Читать дальше