Isaac Asimov - Równi Bogom

Здесь есть возможность читать онлайн «Isaac Asimov - Równi Bogom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Równi Bogom: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Równi Bogom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wiek XXI. Wykorzystanie niezwykłej technologii Obcych umożliwia transfer materii między Ziemią a światami równoległymi i zapewnia ludzkiej cywilizacji niewyczerpane zasoby energii. Wydaje się, że darmowa energia rozwiąże wszystkie problemy. I tylko kilku ludzi wie, że może oznaczać zagładę planety...

Równi Bogom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Równi Bogom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— To dlatego je pan znalazł.

— Nie — powiedział ostro Denison, opuszczając pięść na poręcz fotela i wskutek tego unosząc się wyraźnie w górę. — Żadne „to dlatego”. Znalazłem skazę, ale była to prawdziwa skaza. A w każdym razie tak mi się wydawało. Ale z pewnością nie wymyśliłem jej sobie, aby dokuczyć Hallamowi.

— Nikt nie mówi, że pan ją zmyślił, doktorze — uspokajał Gottstein. — Nawet mi to nie przyszło do głowy. Ale wszyscy wiemy, aby określić coś, czego warunki graniczne nie są znane, konieczne są pewne założenia. Założenia definiujące mglisty obszar niepewności, które mogą być wycieniowane mniej lub bardziej czarno albo biało przy absolutnej uczciwości badacza, a w zgodzie z… jego emocjami w danej chwili. Być może przyjął pan założenia, które były szczególnie antyhallamowskie.

— Ta dyskusja nie prowadzi donikąd. Wtedy wydawało mi się, że znalazłem słuszny argument. Jednakże nie jestem fizykiem. Jestem… byłem radiochemikiem.

— Hallam też był radiochemikiem, ale teraz jest najsławniejszym fizykiem na świecie.

— Ciągle jest radiochemikiem, którego rozwój zatrzymał się ćwierć wieku temu.

— Co innego w pana przypadku. Pan ciężko pracował, żeby stać się fizykiem.

Denison zacietrzewił się.

— Widzę, że się pan dokładnie przygotował.

— Mówiłem panu, wywarł pan na mnie wrażenie. Zadziwiające, jak to wraca. Teraz jednak przejdźmy do czegoś innego. Czy zna pan fizyka, który się nazywa Peter Lamont?

— Spotkałem go — przyznał z ociąganiem Denison.

— Czy powiedziałby pan, że jest błyskotliwy?

— Nie znam go wystarczająco dobrze, aby tak twierdzić, i nie lubię nadużywać słowa błyskotliwy.

— Czy powiedziałby pan, że zna się na rzeczy?

— Nic nie wskazuje na to, że się nie zna.

Komisarz ostrożnie rozciągnął się w fotelu. Mebel wyglądał filigranowo i w ziemskich warunkach na pewno nie utrzymałby jego wagi.

— Czy mógłby mi pan powiedzieć, jak poznał pan Lamonta? Czy zna go pan tylko ze słyszenia? Czy się spotkaliście? — spytał Gottstein.

— Rozmawialiśmy ze sobą tylko raz — powiedział Denison. — Lamont planował napisanie historii Pompy Elektronowej, jej początków. Chciał sporządzić pełny raport z tych legendarnych bzdur, które narosły wokół niej. Pochlebiło mi, że do mnie przyszedł i że coś o mnie znalazł. Do diabła, ucieszyło mnie, że wie, iż w ogóle istnieję. Niewiele jednak mogłem powiedzieć. Jaki byłby z tego pożytek? Nie zyskałbym na tym nic ponad kilka ironicznych uśmieszków, a miałem ich już po dziurki w nosie. Dość już mam rozmyślań. Dość rozczulania się nad sobą.

— Czy wie pan coś o tym, co Lamont robił w czasie ostatnich lat?

— O czym pan mówi? — zapytał Denison powściągliwie.

— Jakiś rok temu, może wcześniej, Lamont rozmawiał z Burtem. Nie jestem już w biurze senatora, ale od czasu do czasu się widujemy. Napomknął mi o tym. Był przejęty. Sądził, że Lamont może mieć rację w sprawie Pompy, ale nie widział sposobu, aby tę sprawę ruszyć. Także się przejąłem…

— Jakże się wszyscy tym przejmują — sarkastycznie skomentował Denison.

— Ale teraz opadły mnie wątpliwości. Jeśli Lamont rozmawiał z panem i…

— Koniec! Koniec z tym, panie komisarzu! Coś mi się zdaje, że od początku pan do tego zmierzał, nie chcę, aby to się przedłużało. Jeśli wydaje się panu, że oskarżę Lamonta o przywłaszczenie sobie mojej myśli, grubo się pan myli. Jeszcze raz podkreślam — nie miałem żadnej uzasadnionej teorii. To był czysty domysł. Niepokoił mnie, więc go przedstawiłem przed komisją. Nie uwierzono mi, więc się zniechęciłem. Ponieważ w żaden sposób nie mogłem go przekonywająco poprzeć, zrezygnowałem. Nie wspominałem o nim w rozmowach z Lamontem, nie wyszliśmy w nich nigdy poza pierwsze dni Pompy. Do tego, na co wpadł później — co mogło przypominać mój domysł — musiał dojść zupełnie niezależnie. Jego odkrycie wydaje mi się znacznie bardziej pewne i oparte na solidnej analizie matematycznej. Nie uzurpuje sobie pierwszeństwa, niczego.

— Wiedział pan o teorii Lamonta.

— W ostatnich miesiącach było o niej głośno. Facet nie może nic publikować i nikt nie traktuje go serio, ale jakoś to się rozeszło. Dotarło nawet do mnie.

— Rozumiem, doktorze. Ja jednak traktuję go poważnie. Widzi pan, dla mnie to jakby kolejne ostrzeżenie. Sprawozdanie z pierwszego ostrzeżenia — pańskiego ostrzeżenia — nigdy nie dotarło do senatora. Nie miało nic wspólnego z nadużyciami finansowymi, których właśnie wtedy szukał. Faktyczny przewodniczący przesłuchującej komisji, ja nim nie byłem, uznał pańskie zastrzeżenia — wybaczy pan — za wariackie. Moje zdanie było inne. Kiedy ta sprawa znowu się pojawiła, zaczęła mnie niepokoić. Miałem zamiar spotkać się z Lamontem, ale fizycy, z którymi się konsultowałem…

— Łącznie z Hallamem?

— Nie, nie widziałem się z nim. Fizycy ci twierdzili, że twierdzenia Lamonta są zupełnie bezpodstawne. Mimo to nadal chciałem go spotkać, kiedy poproszono mnie o przyjęcie tego stanowiska, i cóż — znalazłem się tutaj. A ponieważ pan też tu jest, chciałem się z panem spotkać. Czy sądzi pan, że teorie przedstawione przez pana i Lamonta mają jakąś wartość?

— Chodzi panu o to, czy kontynuacja używania Pompy Elektronowej doprowadzi do wybuchu całego ramienia Galaktyki?

— Tak, właśnie o to.

— Skąd mogę to wiedzieć? Snuję jedynie domysły, nic więcej tylko domysły. Jeśli chodzi o teorię Lamonta, nie miałem okazji jej dokładnie przestudiować, nie została opublikowana. Gdybym ją widział, być może poziom matematyki użytej w niej przekraczałby moje możliwości… Ponadto co za różnica? Lamont nie może nikogo przekonać. Hallam zrujnował go, tak jak wcześniej zniszczył mnie. Co więcej, opinia publiczna i tak uznałaby przyjęcie jego teorii za sprzeczne z jej wąsko pojętym interesem, nawet gdyby udało mu się obejść Hallama. Ludzie nie chcą zrezygnować z Pompy, toteż o wiele łatwiej jest odrzucić teorię Lamonta niż zrobić coś, żeby zmienić obecną sytuację.

— Ale pan nadal się tym jednak przejmuje?

— W tym sensie, że myślę, iż możemy naprawdę doprowadzić do samozagłady, a nie chciałbym tego nigdy dożyć.

— Przybył pan teraz na Księżyc, aby zrobić coś, co pański wróg, Hallam, uniemożliwiał panu na Ziemi.

— Widzę, że pan także lubi zgadywać?

— Czyżby? — powiedział Gottstein obojętnie. — Może także jestem błyskotliwy. Czy nie mam racji?

— Być może. Nie porzuciłem nadziei, że wrócę do nauki. Byłbym bardzo zadowolony, gdybym zdołał w jakiś sposób oddalić od ludzi widmo zagłady albo przez udowodnienie, że ono w ogóle nie istnieje, albo że istnieje i musi być usunięte.

— Rozumiem, doktorze Denison. Przejdźmy może do następnego punktu, który chciałbym z panem omówić. Mój poprzednik, odchodzący komisarz, pan Montez, powiedział mi o rosnących dokonaniach naukowych na Księżycu. Uważa, że na Księżycu znajduje się nieproporcjonalnie duża liczba umysłów, ludzie mają mnóstwo inicjatywy.

— Może mieć rację — powiedział Denison. — Nie wiem.

— Może mieć rację — zgodził się Gottstein w zamyśleniu. — Jeśli tak jest, czy nie uderza pana, że ta sytuacja może okazać się niekorzystna dla pańskich celów. Czegokolwiek pan dokona, ludzie mogą to przypisywać lunarnej strukturze naukowej. Może pan zyskać bardzo niewiele uznania dla siebie, jakkolwiek wyniki, które pan przedstawił, mogłyby okazać się wartościowe. Co, oczywiście, byłoby niesprawiedliwe.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Równi Bogom»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Równi Bogom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Równi Bogom»

Обсуждение, отзывы о книге «Równi Bogom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x