Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1974, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Trudno być bogiem
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1974
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Trudno być bogiem: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno być bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Trudno być bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno być bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Książę już spał. Rumata stanął przy łożu śpiącego chłopca obok przekazującego mu dyżur gwardzisty wykonując złożone, wymagane przez dworski ceremoniał ruchy obnażonymi mieczami, potem zgodnie z tradycją sprawdził, czy wszystkie okna są zamknięte, wszystkie piastunki na miejscu, czy we wszystkich pokojach palą się kaganki, wrócił na korytarz, rozegrał z kończącym dyżur gwardzistą partię kości i spytał go o zdanie na temat atmosfery w mieście. Szlachcic znacznego rodu i równie znacznego rozumu zadumał się głęboko, po czym wyraził przypuszczenie, że to lud przygotowuje się do uczczenia dnia świętego Miki.
Po jego odejściu Rumata przysunął fotel do okna, usadowił się wygodnie. Dom księcia stał na wzgórzu i w dzień miasto było stąd widoczne aż do wybrzeża morskiego. Teraz jednak wszystko tonęło w mroku, tylko migotały rozrzucone skupiska świateł na skrzyżowaniach, gdzie stali czekający na sygnał szturmowcy z pochodniami. Miasto spało lub udawało, że śpi. Ciekawe, czy mieszkańcy przeczuwali, że dzisiejszej nocy zawisło nad ich głowami coś straszliwego? Czy jak ów szlachcic znacznego rozumu również sądzili, że ktoś szykuje się do obchodów dnia świętego Miki? Dwieście tysięcy mężczyzn i kobiet. Dwieście tysięcy kowali, rusznikarzy, rzeźników, galanteryjników, jubilerów, gospodyń domowych, prostytutek, mnichów, wekslarzy, żołnierzy, włóczęgów, ocalałych uczonych przewracało się teraz w dusznych, cuchnących pluskwami łożach — spali, kochali się, obliczali w myślach zyski, płakali, zgrzytali zębami ze złości lub obrazy… Dwieście tysięcy mieszkańców! W oczach przybysza z Ziemi łączyło ich jakaś cecha wspólna. Zapewne to, że wszyscy oni prawie bez wyjątku, nie byli jeszcze ludźmi we współczesnym znaczeniu tego słowa, lecz półfabrykatami, bryłami z. których dopiero krwawe stulecia historii wykują kiedyś prawdziwego, dumnego i wolnego człowieka. Byli bierni zachłanni i wręcz nieprawdopodobnie egoistyczni. Co się tyczy ich psychologii, niemal wszyscy byli niewolnikami. Niewolnikami wiary, niewolnikami sobie podobnych, niewolnikami drobnych namiętności, żądzy zysku. I jeśli z woli losu któryś z nich rodził się lub stawał się panem, nie wiedział, co począć ze swą wolnością. Usiłował czym prędzej znów stać się niewolnikiem — bogactwa, rozpasanego luksusu, rozwiązłych przyjaciół, niewolnikiem własnych niewolników. Ogromna większość nie ponosiła tu żadnej winy. Byli zbyt bierni i zbyt prymitywni, to niewolnictwo prowadziło ich do bierności i ciemnoty, a bierność i ciemnota wciąż na nowo rodziły niewolnictwo. Gdyby wszyscy byli absolutnie jednakowi, ręce by opadły i zgasła wszelka nadzieja. Mimo wszystko jednak byli ludźmi, nosicielami rozumu, i stale to tu, to tam w tej masie błyskały i rozpalały się światełka bardzo jeszcze dalekiej i nieuniknionej przyszłości. Rozpalały się bez względu na wszystko. Bez względu na swą pozorną bezużyteczność Bez względu na ucisk. Bez” względu na to, że je zadeptywano buciorami. Że nikomu na świecie nie były potrzebne i cały świat był przeciwko nim. Że w najlepszym razie mogły liczyć na wzgardliwą litość z domieszką zdziwienia…
Nie wiedzieli, że przyszłość to oni, że bez nich jest niemożliwa. Nie wiedzieli, że w tym świecie straszliwych upiorów przeszłości oni są jedynym realnym zaczątkiem przyszłości, są fermentem, witaminą w organizmie społeczeństwa. Zniszczyć tę witaminę i organizm zacznie gnić, rozprzestrzeni się społeczny szkorbut, sflaczeją mięśnie, oczy postradają bystrość, wypadną zęby. Żadne państwo nie może się rozwijać bez udziału nauki — zniszczą je sąsiedzi. Bez sztuki i ogólnej kultury państwo traci zdolność do samokrytyki, zaczyna popierać błędne tendencje, tworzyć coraz więcej faryzeuszów i szumowin, wyzwalać w obywatelach zadufanie i konsumpcyjny stosunek do życia i w końcu znów padnie ofiarą mądrzejszych sąsiadów. Można ile się chce prześladować uczonych, nakładać pęta nauce, niszczyć sztukę, wcześniej jednak czy później wypadnie się opamiętać i choćby ze zgrzytaniem zębów — dać wolną drogę wszystkiemu, co jest tak nienawistne żądnym władzy tępakom i ignorantom, i niechby nawet ci szarzy ludzie sprawujący rządy żywili dla wiedzy jak najgłębszą pogardę, i tak staną bezsilni wobec obiektywizmu historycznego, mogą tylko zahamować postęp, ale nigdy zatrzymać. To nieuniknione, że gardząc wiedzą i lękając się jej, muszą w końcu udzielić jej poparcia choćby dlatego tylko, by zachować władzę. Wcześniej czy później muszą zezwolić na powstawanie uniwersytetów, towarzystw naukowych, ośrodków badawczych, obserwatoriów, laboratoriów, tworzyć kadry ludzi myślących, posiadających wiedzę, nie podlegających już ich kontroli, ludzi o zupełnie innej psychice, zupełnie innych potrzebach, którzy nie potrafią istnieć, a tym bardziej działać w atmosferze nikczemnego wyrachowania, kuchennych interesów, tępego zarozumialstwa i czysto zmysłowych uciech. Potrzebny im jest nowy klimat — klimat powszechnych i wszechstronnych pasji poznawczych, potrzebni pisarze, artyści malarze, kompozytorzy — i szarzy władcy będą zmuszeni pójść na te ustępstwa. Ten, kto nie ustąpi, zostanie zniszczony przez sprytniejszych rywali w walce o władzę, ale ten, kto owo ustępstwo zrobi — w tym cały paradoks — niechybnie i wbrew własnej woli wykopie dla siebie grób. Albowiem śmiercią dla egoistycznych ignorantów i fanatyków staje się rozwój kultury narodu w najszerszym pojęciu — od badań przyrodniczych po zdolność zachwycania się wielką muzyką… A następnie przychodzi epoka potężnych wstrząsów społecznych, której towarzyszy nie spotykany przedtem rozkwit nauki i związany z nim wszechstronny proces intelektualizacji społeczeństwa. Jest to epoka, w której szarość toczy ostatnie boje, okrucieństwem swym spychające ludzkość z powrotem w czasy średniowiecza, ponosi w tych bojach klęskę i już w społeczeństwie wolnym od ucisku klasowego znika jako realna siła na zawsze.
Rumata ciągle patrzył na zamarłe w ciemnościach miasto. Gdzieś tam w śmierdzącej klitce skurczony na nędznym łożu spalał się W gorączce okaleczony ojciec Tarra, a brat Nanin siedział obok przy kulawym stoliku, pijany, i kończył swój „Traktat o pogłoskach”, ze złośliwa rozkoszą maskując biurokratycznymi passusami piekielną ironię wobec szarego życia. Gdzieś tam błąkał się jak ślepiec po luksusowych apartamentach Gur Improwizator czując ze zgrozą, jak w najgłębszych zakamarkach jego rozdartej, stłamszonej duszy budzą się pod naporem jakiejś siły i przedzierają do świadomości kolorowe światy pełne wspaniałych ludzi i przejmujących uczuć, i gdzieś tam nie wiadomo jak spędzał noc załamany, ciśnięty na kolana doktor Budach, zaszczuty, ale żywy… Bracia moi, pomyślał Rumata. Jestem wasz, krew z krwi waszej' Z nagłym, przeszywającym uczuciem uświadomił sobie, że bynajmniej nie jest bogiem osłaniającym w dłoniach błędne ogniki rozumu, lecz bratem niosącym pomoc bratu, synem ratującym ojca. „Zabiję don Rebę”. — „Za co?” — „Ponieważ zabija mych braci”. — „On nie wie, co czyni”. — „On morduje przyszłość”. — „Nie jest temu winien, jest synem swojej epoki”. — „To znaczy, że nie zdaje sobie sprawy, iż jest winien? Cóż z tego, że on nie wie? Ja, ja wiem, że jest winien”. — „A co zrobisz z ojcem Cupikiem? On wiele by dał za to aby ktoś zabił don Rebę. Milczysz? Wielu jeszcze wypadnie zabijać, prawda?” — „Nie wiem, może i wielu. Jednego po drugim. Wszystkich, którzy podniosą rękę na przyszłość”. — „To już było. Zadawano truciznę, rzucano bomby własnej roboty, i nic się nie zmieniało”. — „Nieprawda, zmieniało się. Tak się tworzyła strategia rewolucji”. — „Ty nie musisz tworzyć strategii rewolucji. Ty przecież po prostu chcesz zabić”. — „Tak, chcę”. — „A umiesz?” — „Wczoraj zabiłem donnę Okanę. Wiedziałem, że ją zabijam już wtedy, gdy szedłem do niej z piórem za uchem, i żałuję tylko tego, że zabiłem bez pożytku. A więc prawie mnie już nauczyli','. — „To źle. Niebezpiecznie. Pamiętasz Siergieja Kożina? A George'a Lennie? A Sabinę Krueger?” Rumata przesunął dłonią po wilgotnym czole. Oto myślisz tak, człowiecze, myślisz — i w końcu wymyślasz proch…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Trudno być bogiem»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno być bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Trudno być bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.