— Uff… Akurat teraz właśnie t y jesteś jedynym pewnym adresem, jaki znam.
— Rozumiem. W takim razie daj mi znać, jak tylko coś znajdziesz. Są jeszcze inni, mający podobne jak ty problemy; problemy, do których niewątpliwe przyczyniła się Rhonda Wainwright. Chodzi mi o kilka osób, które powinny być przez kogoś reprezentowane przy odczytywaniu testamentu. Wainwright powinna je o tym powiadomić, lecz tego nie uczyniła, a teraz wszyscy rozjechali się na cztery strony świata. Nie wiesz przypadkiem, gdzie mogłabym odszukać Annę Johansen? Albo Sylvie Havenisle?
— Znam pewną kobietę, która ma na imię Anna i była w Pajaro. Zajmowała się tajnym archiwum doktora Baldwina.
— To musi być ona. Na mojej liście wymieniona jest jako „urzędnik do specjalnych poruczeń”. Havenisle była zawodową pielęgniarką.
— Och! Obie są tuż za drzwiami, na które teraz patrzę. Śpią. Były na nogach przez całą ubiegłą noc.
— Najwyraźniej dopisuje mi dziś szczęście. Przekaż im, proszę, kiedy się obudzą, że powinny znaleźć kogoś, kto będzie występował w ich imieniu przy odczytywaniu testamentu. Teraz ich nie budź; mogę załatwić to później. Tu, w Luna City, nie jesteśmy przesadnie drobiazgowi.
— A czy ty mogłabyś je reprezentować?
— Naturalnie, jeśli tylko sobie tego życzysz. Poproś jednak, by się ze mną skontaktowały w tej sprawie. Ich nowe adresy również będą mi potrzebne. Gdzie teraz jesteście?
Powiedziałam jej, gdzie, po czym pożegnałyśmy się. Siedząc w ciszy, układałam myśli kołaczące się pod moją czaszką. Dzięki Glorii Tomosawa nie było to zbyt trudne. Prawnicy dzielą się na dwie kategorie. Jedną z nich stanowią ci, którzy dokładają wszelkich wysiłków, aby ułatwić innym życie, a drugą — pasożyty.
Terminal odezwał się cichym brzęczeniem, a przy klawiaturze zamigotała czerwona lampka. To był Burton McNye. Powiedziałam mu, żeby wszedł na górę i zachowywał się cicho jak myszka. Gdy stanął w drzwiach, miał minę tryumfatora.
— Żadnych problemów — powiedział. — Bank Amerykański nie tylko zaakceptował mój czek, ale wypłacił mi tytułem zaliczki pięćset bruinów. Powiedzieli też, że realizacja całej sumy w złocie za pośrednictwem Luna City nie powinna zająć więcej niż dwadzieścia cztery godziny. Najwyraźniej finansowa reputacja naszego byłego pracodawcy wybawiła mnie z kłopotów. Nie musisz więc zapraszać mnie tutaj na noc.
— O’key, Burt. Skoro więc znowu jesteś wypłacalny, możesz zabrać mnie na obiad.
— Nie sądzisz, że jest jeszcze trochę za wcześnie na obiad?
Na to, co zrobiliśmy następnie, pora jest zawsze odpowiednia. Pewnie dlatego Burt nie protestował, kiedy zaczęłam go rozbierać. Tego właśnie potrzebowałam. Zbyt wiele wydarzyło się w ciągu ostatniej doby i prawdę mówiąc czułam się emocjonalnie zmaltretowana. Seks jest lepszym środkiem uspokajającym niż jakiekolwiek proszki czy pigułki, a w dodatku świetnie wpływa na metabolizm. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego normalni ludzie robią wokół seksu tyle niepotrzebnych korowodów. Przecież to tak bardzo naturalna rzecz, chyba najprzyjemniejsza w życiu! Przyjemniejsza nawet od jedzenia.
Do łazienki można się było dostać bez konieczności przechodzenia przez sypialnię. Być może dlatego, iż salon stanowił coś w rodzaju drugiej sypialni. Wzięłam więc szybki prysznic, a kiedy kąpał się Burt, ja założyłam kostium Superskin — ten sam, który był przynętą, na jaką minionej wiosny złapałam lana. Nagle uświadomiłam sobie, że myślę o lanie z pewnym sentymentem, lecz nie niepokojąc się już, ani o niego ani o Janet… ani o Georgesa. Odszukam ich — byłam tego pewna — nawet gdyby nie mieli już nigdy wrócić do domu. W najgorszym przypadku namierzę ich przez Betty i Freddiego.
Burt zrobił taki hałas o to, co miałam na sobie, że stado słoni nie ryczałoby głośniej. Całe szczęście, że Anna i Złociutka spały jak zabite. Bardziej z przekory niż z przekonania obróciłam się przed nim kilka razy i odrzekłam, iż kupiłam ów kostium właśnie dlatego, że jestem samicą, która ani trochę nie wstydzi się, iż nią jest. Poza tym sądziłam, że w ten sposób sprawię Burtowi przyjemność. Dzięki niemu poczułam się wreszcie odprężona i byłam mu za to naprawdę wdzięczna. Tak wdzięczna, że zaproponowałam nawet, iż sama zapłacę za obiad.
Gdy odrzekł, że możemy wrócić do łóżka i urządzić zawody zapaśnicze o to, kto będzie płacił, zachichotałam tylko, lecz nie powiedziałam mu, dlaczego. Wiem, że chichotanie wygląda idiotycznie, kiedy robi to kobieta w moim wieku, ale nic na to nie poradzę. Gdy jestem szczęśliwa, chichoczę jak mała dziewczynka.
Po cichu weszłam do sypialni i zostawiłam kartkę, że wychodzę z Burtem.
Kiedy wróciliśmy, położyliśmy się spać na kanapie w salonie, tym jednak razem rozkładając ją. Anny i Złociutkiej nie było. Obudziłam się na chwilę, gdy na paluszkach weszły do pokoju, wracając najprawdopodobniej z kolacji. Udawałam jednak, że śpię nadal.
Obudziwszy się po raz drugi, uświadomiłam sobie, że jest już ranek, a nad kanapą pochyla się Anna i nie wygląda na zbyt uszczęśliwioną. Dopiero wówczas przyszło mi nagle do głowy, że Annie może być dość przykro, widząc mnie w łóżku z mężczyzną. Doskonale zdawałam sobie sprawę zarówno z jej skłonności, jak też z faktu, że się jej podobam. Wtedy, w klinice doktora Krasnego, potrafiła jednak sama ostudzić swe zapały, a ja zapomniałam o całej sprawie. Ona i Złociutka były po prostu moimi koleżankami, a właściwie starymi przyjaciółkami, które mogły sobie nawzajem zaufać.
Burt naciągnął prześcieradło tak, że widać było tylko jego oczy, i powiedział błagalnym głosem: — Pani, nie patrz na mnie wzrokiem tak gniewnym i okrutnym. Wszedłem tu właśnie, by schronić się przed deszczem.
— Wcale się nie gniewam — odrzekła nieco zbyt swobodnym tonem. — Po prostu próbowałam wymyśleć, jak ominąć łóżko i dostać się do terminalu, nie budząc was dwojga. Chciałam zamówić śniadanie.
— Śniadanie dla nas wszystkich?
— Naturalnie. Masz jakieś specjalne życzenia?
— Wszystkiego po trochu i dużo frytek. Anno, skarbie; znasz mnie przecież. Pożeram wszystko, co się nie rusza. A jeśli porusza się na moim talerzu, morduję i zjadam, póki nie ostygnie.
— Dla mnie to samo — zawtórował mi Burt.
— Dzień dobry hałaśliwym sąsiadom. — Złociutka stała w drzwiach do sypialni, ziewając i zasłaniając usta dłonią. — Co za gaduły! Nie dadzą pospać uczciwym ludziom.
Patrząc na nią, zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, nigdy przedtem nie przyjrzałam się jej zbyt dokładnie. Po drugie natomiast, jeśli Anna czuła do mnie żal, że przespałam się z Burtem, nie powinna mi tego wyrzucać. Złociutka wyglądała na wręcz nieprzyzwoicie zaspokojoną.
— Wyraz ten oznacza „zaciszna wyspa” — mówiła Złociutka — i właściwie powinien składać się z dwóch członów połączonych myślnikiem. Inaczej nikt nie potrafi go nawet prawidłowo przeliterować, a cóż dopiero wymówić. Dlatego właśnie wszyscy nazywają mnie „Złociutka” — to łatwiejsze, a w zespole Mistrza, gdzie zaniechano posługiwania się nazwiskami, szczególnie użyteczne. A jednak moje nazwisko nie jest aż tak trudne w porównaniu z nazwiskiem pani Tomosawa. Po tym, jak je kilka razy przekręciłam, poprosiła mnie, bym zwracała się do niej „Gloria”.
Kończyłyśmy właśnie śniadanie. Obie moje przyjaciółki zdążyły już skontaktować się z Glorią, testament został odczytany, a każda z nich (jak też Burt, ku jego i mojemu zaskoczeniu) była teraz trochę bogatsza. Wszyscy postanowiliśmy ruszyć do Las Vegas. Troje z nas — żeby poszukać tam pracy, Anna jedynie dla towarzystwa. Chciała towarzyszyć nam, dopóki nie podpiszemy jakichś kontraktów. Potem wybierała się do Alabamy.
Читать дальше