Powóz zatoczył po podjeździe szeroki łuk i zatrzymał się tuż przy ganku, a Ian ponownie zaczął trąbić tym cholernym klaksonem. Tym jednak razem nie hałasował bez powodu — w odpowiedzi na ostry dźwięk otworzyły się frontowe drzwi.
— Wejdźcie do środka, moje drogie — powiedział Ian. — Ja pomogę Georgesowi przy koniach.
— Nie trzeba. Poradzę sobie sam.
— Wcale w to nie wątpię. — Ian zeskoczył z kozła, pomógł nam wysiąść i wręczył żonie moją torbę. Georges cmoknął na konie i powóz odjechał w stronę stajni; Ian ruszył za nim pieszo.
Janet przepuściła mnie przed sobą. Gdy stanęłam w drzwiach, zaparło mi dech w piersiach. Przed moimi oczyma, pośrodku foyer, znajdowała się bajecznie podświetlona, programowana fontanna. Przez chwilę stałam, patrząc w niemym zachwycie na zmieniające się kształty i kolory. Spod sufitu sączyła się delikatna, nastrojowa muzyka, która — najprawdopodobniej — sterowała fontanną.
— Janet… kto jest twoim architektem?
— Podoba ci się?
— Jeszcze jak!
— To się cieszę, bo architekta masz przed sobą. Ian zajmował się stroną techniczną, a Georges — dekoracją wnętrz. Georges jest specjalistą w kilku dziedzinach sztuki; całe wschodnie skrzydło to jego studio. Nawiasem mówiąc, Betty prosiła mnie, abym schowała przed tobą twoje ubrania i nie oddawała ich tak długo, dopóki Georges nie namaluje cię nago.
— Naprawdę tak powiedziała? Ale ja nigdy nie byłam modelką. Poza tym muszę przecież wracać do pracy.
— Być może uda nam się zmienić twoje zdanie. Chyba że wstydzisz się pozować, choć Betty nie sądziła, byś miała jakieś zahamowania. Zresztą, Georges może namalować cię ubraną… na początek.
— Nie, nie wstydziłabym się. No, może odrobinę. W końcu to dla mnie zupełna nowość. Wiesz co, zaczekajmy z tym trochę, dobrze? Szczerze mówiąc w tej chwili bardziej niż pozowanie interesuje mnie gorąca kąpiel. Nie miałam do czynienia z wodą, odkąd wyszłam z mieszkania Betty. Powinnam była zatrzymać się w porcie.
— Och, wybacz mi, moja droga. Nie powinnam kazać ci stać tu i słuchać głupot o malarstwie Georgesa. Matka zawsze mówiła mi, że pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić po wprowadzeniu gościa do domu, jest pokazanie mu, gdzie znajduje się łazienka.
— Moja matka uczyła mnie dokładnie tego samego — skłamałam.
— Tędy. — Janet uśmiechnęła się, prowadząc mnie obok fontanny w kierunku korytarza z rzędem drzwi po obu stronach. Otworzyła trzecie z prawej. — To jest twój pokój — powiedziała, stawiając na łóżku moją torbę. — Łazienka znajduje się za drzwiami. Będziemy ją ze sobą dzielić, bo mój pokój, będący lustrzanym odbiciem twojego, jest dokładnie naprzeciwko.
Musiałam przyznać, że było co dzielić. Łazienka składała się z trzech części, każda z osobnym WC, bidetem, umywalką i prysznicem wystarczająco dużym, by mógł się pod nim wykąpać oddział żołnierzy, gdyby któryś z nich wiedział, do czego służą wszystkie te kurki i pokrętła. Ja dowiedziałam się dopiero wtedy, gdy zapytałam Janet. Nie zabrakło nawet solarium i stołu do masażu, małego basenu oraz sauny, która również nie była zaprojektowana dla jednej tylko osoby. O toaletkach z podwójnymi kryształowymi lustrami, lodówce, terminalu i biblioteczce z półkami na kasety nie wypada nawet wspominać.
— A gdzie lampart? — zapytałam.
— Spodziewałaś się tu lamparta?
— Takie łazienki widywałam dotychczas jedynie na filmach; bohaterki miały w nich zawsze oswojonego lamparta.
— Nie pomyślałam o tym. Czy zadowolisz się zwyczajnym kotem?
— Jasne. Czy ty i Ian lubicie koty?
— Nie potrafię wyobrazić sobie domu bez nich. Gdybym chciała je sprzedać, zbiłabym niezłą fortunę.
— Szkoda, że nie mogę zabrać ci choć jednego. Nie miałabym co z nim zrobić.
— Później o tym pogadamy. Nie wiem, jak ty, ale ja zamierzam jeszcze wziąć prysznic, zanim usiądę do stołu. Przed podróżą do portu zbyt wiele czasu zajęło mi czyszczenie Czarnej Piękności i Demona. Nie zdążyłam się wykąpać. Pewnie na milę czuć ode mnie stajnią.
W ten oto prosty sposób kilkanaście minut później znalazłam się pod prysznicem. Był tam również Georges, który mył mi plecy, Ian, który mył mój brzuch i Janet, która myła samą siebie, żartując i udzielając chłopcom dobrych rad. Trzeba przyznać, iż nie robili nic, by mnie popędzać. Żadnych prób uwodzenia i nawet najmniejszej wzmianki o tym, że poprzedniej nocy omalże nie zgwałciłam gospodarza.
Obiad zjedliśmy w salonie (olbrzymia sala z kominkiem będącym — podobnie jak fontanna w hallu — jednym z pomysłów lana). Miałam na sobie suknię koktajlową, podarowaną mi przez Janet. Gdybym założyła taką „suknią koktajlową” w Christchurch, z pewnością nie uniknęłabym aresztowania.
Po kawie i brandy byłam już nieźle wstawiona, tym bardziej, że jeszcze przed obiadem wypiłam parę drinków, a i w trakcie nie odmówiłam kilku kieliszków wina. Bez trudu więc przekonali mnie, abym zrzuciła z siebie tę pożyczoną suknię. Gdy ją zdjęłam, Georges zrobił mi kilka stereograficznych i kilka holograficznych ujęć, wymieniając z resztą towarzystwa uwagi na mój temat, zupełnie jakbym była kawałkiem wołowiny. O tym, że jutro rano muszę wyjechać, wspomniałam jedynie pro forma i bez większego przekonania. Georges nawet nie zwrócił na to uwagi. Powiedział za to, iż mam „dobrą bryłę”. Miał to być zapewne komplement i w jego mniemaniu z pewnością nim był.
Tak czy owak, zrobił mi kilka naprawdę świetnych holografii. Szczególnie jedna przypadła mi do gustu. Przedstawiała mnie leżącą w dosyć lubieżnej pozycji na niskiej kanapie wraz z pięcioma kociętami gramolącymi się po moich piersiach, udach i brzuchu. Tak mi się spodobała, że poprosiłam Georgesa, by ją dla mnie skopiował.
Potem zrobił jeszcze kilka ujęć, na których pozowałyśmy wspólnie z Janet. Te również były fantastyczne. Jasna cera Janet i oliwkowa karnacja mojej skóry stanowiły naprawdę cudowny kontrast, choć odniosłam wrażenie, iż holografie Georgesa upiększały nieco rzeczywistość. W końcu jednak zaczęłam ziewać i moja urocza gospodyni stwierdziła, że na dzisiaj dosyć. Przeprosiłam, mówiąc, iż nie wiem, skąd wzięła się moja senność — w strefie czasowej, w której zaczęłam dzisiejszy dzień, ciągle jeszcze był wczesny wieczór.
— To, że komuś chce się spać, niekoniecznie musi mieć coś wspólnego z zegarami i strefami czasowymi — odrzekła Janet. — Panowie, idziemy do łóżek.
Gdy obie znalazłyśmy się w tej bajecznej łazience, położyła mi dłonie na ramionach.
— Marjie, potrzebujesz towarzystwa, czy będziesz raczej spać sama? Wiem od Betty, że ostatnia noc była dla ciebie bardzo wyczerpująca, może więc tę wolałabyś spędzić sama? Wybór należy do ciebie.
— Nigdy nie sypiam sama z własnej woli.
— Ja również — odrzekła z uśmiechem. — Kogo chciałabyś zabrać do łóżka?
Zbaraniałam. Czyżby naprawdę zamierzała zrezygnować ze swojego własnego męża, który przecież dopiero co wrócił do domu?!
— Postawmy sprawę inaczej — powiedziałam po chwili. — Kto chce spać ze mną?
— Każdy! Tak mi się przynajmniej wydaje. To nie musi być tylko jedno z nas. Ty wybierasz.
Przetarłam oczy, usiłując przypomnieć sobie, ile wypiłam.
— Czworo w jednym łóżku?!
— Lubisz to?
— Nigdy jeszcze nie próbowałam. Brzmi podniecająco, ale pod kołdrą zapanuje przecież potworny tłok.
— Ach, prawda! Nie byłaś jeszcze w moim pokoju, więc nie widziałaś naprawdę dużego łóżka. Bardzo często sypiamy we troje: ja i obaj moi mężowie… i ciągle jeszcze jest mnóstwo miejsca dla gości, którzy zechcieliby do nas dołączyć.
Читать дальше