Jednak ósmego dnia kot zaczął być równie zmęczony, jak ludzie i, praktycznie rzecz biorąc, przestał polować. Koty są obowiązkowymi mięsożercami, co oznacza, że codziennie muszą jeść mięso. Daneh dzieliła się z nim drobnymi porcjami ich posiłków, mając nadzieję, że wystarczy to do ochrony zwierzęcia przed uszkodzeniem wątroby, ale nawet pomimo polowań kot nie dostawał dostatecznie dużo, by utrzymać się w formie.
Daneh spojrzała na kota i swoją córkę, która również straciła za dużo ciała i potrząsnęła głową.
— Odpoczniemy tu dzisiaj, trochę dalej w górę drogi, na wypadek, gdyby mieli się pojawić jacyś padlinożercy. Rozłożymy sidła i zarzucimy wędki, a jutro będziemy tylko odpoczywać i próbować znaleźć jakieś jedzenie. Może uda się nam wypłoszyć z lasu coś, co złapie Lazur. Ale większość dnia spędzimy na odpoczynku. A jeśli niczego nie znajdziemy, to trudno. Pojutrze pójdziemy dalej.
— Może być. — Rachel poprawiła plecak. — Kilkaset metrów? — Tak.
Rachel rozejrzała się wokół po zalanym deszczem lesie i wzruszyła ramionami. Za kilka dni powinny dotrzeć do Via Apallia i do pewnego stopnia cywilizacji. Z pewnością najgorsze miały już za sobą. O ile gorzej mogło być?
***
— Dzisiaj kolejnych dziesięcioro uciekinierów.
June Lasker była jedną z pierwszych przybyłych. Mieszkała w domu niedaleko na zachód, trochę w górę Via Apallia, na granicy gór Adaron. Miała stosunkowo niezły dom z kominkiem na drewno i kilkoma przedmiotami, które dałoby się wykorzystać do gotowania nad ogniem. Jednak zdawała sobie sprawę, że nie będzie czego gotować, a jako doświadczony kupiec na Jarmarkach doskonale wiedziała, jak dotrzeć do Raven’s Mill. Okazała się jednym ze stosunkowo lepiej zaopatrzonych uciekinierów, posiadając własnego konia i zestaw narzędzi, dzięki którym prowadziła udane interesy. Tym, co sprzedawała, była ręczna kaligrafia, a ryzy pergaminu, atramenty, ołówki i pióra zostały dobrze przyjęte, nikt nie pomyślał o tym do czasu, aż zagłębili się w planowanie i nagle okazało się, że nie majak prowadzić zapisów.
Tak więc June stała się główną archiwistką i szkoliła dwójkę uciekinierów na skrybów, ucząc ich również umiejętności wytwarzania atramentu i papieru. Gdy tylko znajdzie wolnych kilku rzemieślników, zamierzała zatrudnić ich do zbudowania prasy drukarskiej.
— Ktoś, kogo znamy? — Edmund zerknął jej przez ramię na listę.
Deszcz równomiernie stukał w dach namiotu ustawionego do przyjmowania uchodźców. Niedaleko niego znajdował się namiot jadalny, z którego dobiegały wyraźne odgłosy formującej się kolejki do jedzenia. Na chwilę skupił uwagę na dźwiękach, ale były powolne i metodyczne. Prędzej czy później czekały ich poważne problemy, ale jak dotąd uchodźcy byli szczęśliwi, dostając po prostu jakieś jedzenie i schronienie oraz trafiając na ludzi, którzy jasno wiedzieli, co robić. Oczywiście było wielu histeryków, nagłe odejście od życia w spokoju i dobrobycie nie było łatwe i rodziło wiele płaczu i mnóstwo koszmarów. Ale trzydniowy okres odpoczynku i jedzenia zdawał się załatwiać problem. Po tym czasie większość grup potrafiła się już ze sobą dogadać i pomagała w obozie. Niektórzy odmówili spełnienia warunków koniecznych do zostania, mając nadzieję na znalezienie czegoś lepszego gdzieś indziej. Cóż, mogli dalej szukać garnka ze złotem, jeśli gdziekolwiek była jeszcze choćby jedna tęcza.
— Nie, ale powiedzieli, że za nimi na drodze są jakieś wozy. Przypuszczam, że to handlarze.
— Spodziewałem się ich już do tej pory — marudził zaniepokojony Talbot.
— Wiem — odparła June. — Nic im nie będzie.
— Miały wszystko, co potrzeba, żeby tu dojść — powiedział z przekonaniem.
— Wiesz, Edmund, nikt nie miałby pretensji, gdybyś wsiadł na konia i pojechał szukać.
— Wysłałem Toma. Niech to zostanie między nami. Nie chcę, żeby ktokolwiek myślał, że korzystam z przywilejów swojego stanowiska. Dotarł do Warlan i dalej szlakiem, ale ich nie znalazł.
— Szlag.
— Powiedział, że niektórzy ludzie na drodze twierdzili, że most na Annan na południe od Fredar został zniszczony. Jeśli próbowały przejść…
— Prawdopodobnie go obeszły — pocieszyła go June. — Daneh nie usiłowała by sforsować rzeki przy takim poziomie wody. A w takim razie są na jakichś bocznych drogach.
— A ja nawet mogę się domyślić, na której — powiedział Edmund. — Ale gdybym pojechał ich szukać, mnóstwo ludzi chciałoby poleźć w każdym kierunku. A na to nie możemy pozwolić. Sytuacja tutaj wciąż wisi na włosku.
Zacisnęła szczęki, ale kiwnęła głową w potwierdzeniu.
— Przez co wiadomość, którą dostałam, staje się jeszcze bardziej nieprzyjemna.
Edmund zachował kamienną twarz, uniósł tylko jedną brew. — Ostatnia grupa została… zaatakowana przez gromadę mężczyzn. Zabrali im wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.
— Wszystkie zalety podróży z epoki, a teraz jeszcze bandyci — parsknął Edmund. — Będziemy musieli zorganizować straż znacznie szybciej, niż myślałem.
— Jest mnóstwo rekreacjonistów…
— Nie chcę bandy facetów, którzy malują się na niebiesko i atakują z wrzaskiem — gniewnie odpowiedział kowal. — Na dłuższą metę to nie będzie jedyny taki problem. Potrzebujemy profesjonalnych strażników, cholera, żołnierzy, którzy poradzą sobie w prawdziwej walce. Chcę mieć legionistów, nie barbarzyńców. Między innymi zamierzam dopilnować, żeby nie stali się zalążkiem systemu feudalnego, albo nie nazywam się Talbot.
— Żeby wyszkolić legionistów potrzebujesz centuriona — z uśmiechem stwierdziła June. — I odpowiednich warunków społecznych jako podłoża.
— Jeśli będziemy mieć szczęście, ten pierwszy się zjawi — powiedział tajemniczo. — Co do drugiego — pracuję nad tym.
— Cóż, tymczasem lepiej wygrzeb skądś kilku dobrych Piktów, zanim zjawią się tu wikingowie.
* * *
Herzer miał bardzo zły tydzień.
Upadek zastał go w domu, jednak podobnie jak w przypadku większości ludzi nie na wiele się on zdawał w świecie bez energii. Rodzice pozbyli się Herzera najwcześniej, jak to tylko było możliwe. Ani jego matka, ani ojciec nie powiedzieli ani słowa na temat jego stanu, poza pytaniami, czy się coś nie poprawia, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że każde z nich winiło za problemy genetykę tego drugiego. I żadne nie było typem osobowości, która potrafiłaby znieść psychicznie ciężar dziecka o „szczególnych potrzebach”. Kiedy był maty. oboje traktowali go dobrze, może bardziej jako szczególną zabawkę niż dziecko, ale kochaną zabawkę. Kiedy jednak zaczęły się pojawiać drgawki, stawali się coraz bardziej odlegli, aż w końcu, kiedy osiągnął minimalny wiek na usamodzielnienie się, matka zapytała wprost, kiedy się wyprowadzi.
Tak więc żył samotnie. I choć jak wszyscy otrzymywał dość hojne zasiłki.
Sieci, znaczną ich część przeznaczał na gry rekreacyjne. Tak więc jego dom przedstawiał się raczej skromnie, podobnie jak posiadane przez niego rzeczy. Właściwie do jego małego domku pasowałby termin „minimalistyczny”. Nigdy nie trzymał w nim nawet broni, z którą trenował, w celu ograniczenia bałaganu przechowując ją w bliżej nieokreślonych magazynach sieci.
Tak więc Upadek, zastał go z pustymi rękami.
Wiedział, że Via Apallia jest gdzieś na północ od jego domu oraz że Raven’s Mill znajduje się na zachód od drogi. A ponieważ orientował się, jak odnaleźć północ, wyruszył.
Читать дальше