John Ringo - Tam będą smoki

Здесь есть возможность читать онлайн «John Ringo - Tam będą smoki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, Боевая фантастика, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tam będą smoki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tam będą smoki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści osadzona jest kilka tysiącleci w przyszłość, kiedy to ludzie żyją w stworzonej przez siebie utopii. Pojęcia takie jak praca czy ubóstwo dawno zostały zapomniane, a dzięki niezwykle zaawansowanej technologii medycznej, ludzie żyją po kilkaset lat i dowolnie formują swoje ciała przyjmując postać zwierząt czy wyimaginowanych stworzeń. Ich jedynym zmartwieniem jest wyszukiwanie coraz to nowszych rozrywek, m.in. poprzez toczenie potyczek z orkami w wirtualnej rzeczywistości czy też uprawianie rekreacjonizmu, czyli odtwarzanie sposobu życia w wybranym okresie historycznym.

Tam będą smoki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tam będą smoki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W domu nie miał kompletnie nic do jedzenia, a jedynym materiałem na osłonę była peleryna, którą przed laty podarowała mu Rachel. Zdecydowanie za mała, ale od biedy mógł ją wykorzystać.

Wkrótce największym problemem okazał się brak ludzkich ścieżek. Roślinność rozrosła się do niesłychanych rozmiarów, teren był płaski i pełen strumieni przepełnionych z powodu nieustannych deszczy. Wszędzie gęsto rosły krzewy ligustru bardzo utrudniające marsz.

Przez dwa dni szedł, kierując się zwierzęcymi ścieżkami i własnym nosem, aż w końcu trafił na pierwszą ścieżkę wydeptaną przez ludzi. Podążył nią na północ, zdążając do Via Apallia.

Zamiast niej trafił jednak na Dionysa McCanoca.

W pierwszej chwili po prostu ucieszył się ze spotkania. Olbrzym miał ze sobą zwykłe stadko pochlebców i przynajmniej była to jakaś grupa, z którą mógł się związać. Jednak przywiązanie szybko przestało być pociągające. Benito próbował zrobić łuk i strzały i nimi polować, ale poza nim nikt z grupy nawet nie starał się zdobyć jakiegoś jedzenia. Kiedy Herzer do nich dołączył, mieli jakieś nieduże zapasy, ale ośmiu dorosłych mężczyzn, z Herzerem dziewięciu, szybko je pochłonęło. Kiedy się skończyły, Herzer próbował poszukać czegoś, ale jego treningi nigdy nie prowadziły w tę stronę. Pożyczył nóż i wystrugał sobie wędkę, zamocował na niej przynętę i próbował łowić, jednak po całym dniu schwytał tylko dwie ryby, które na dodatek wyglądały bardzo dziwnie. Żadna z nich nie miała kształtu właściwego dla ryb i koło paszczy zwisały im dziwne wąsy. Nie miał też pojęcia, jak je przygotować, ale uznał w końcu, że można postąpić z nimi tak samo jak z dziczyzną, więc odciął im głowy, wypatroszył i obdarł ze skóry. Potem pomimo deszczu musiał rozpalić ognisko. Dionys miał staromodną zapalniczkę, którą bardzo niechętnie użyczył do eksperymentu. Po kilku próbach Herzerowi udało się rozpalić ogień pod osłoną powalonego drzewa. Potem upiekł zdobycz, wbijając ją na rozwidlony patyk. Pierwszy kij po zbytnim zbliżeniu do ognia zapalił się, Prawie zrzucając cenne mięso do ognia. Od tamtej pory Herzer pamiętał o używaniu do pieczenia świeżej gałęzi. Pomimo tego w trakcie pieczenia kilka kawałków ryby i tak wpadło w żar, a kiedy wreszcie posiłek był gotów, starczyło ledwie po kilka kęsów dla każdego w grupie. Jednak coś było. I było gorące.

Dopiero tego ranka, po przejściu przez to wszystko dla paru kęsów na wpół upieczonej ryby, Herzer zaczął się zastanawiać, co McCanoc zamierza. Olbrzym nie wydawał się iść gdziekolwiek lub czymkolwiek się zajmować. Emanowało z niego oczekiwanie.

Gdy tylko rankiem wyplątał się z przemoczonej peleryny, Herzer zapytał Dionysa o jego plany. Później przyznał, że nie był to najlepszy ruch pod względem politycznym. Nie mieli śniadania i żadnych perspektyw na obiad, chyba że któryś z nich w jakiś sposób zdołałby znaleźć jedzenie pomimo deszczu. A Dionys nie był osobą, która lekko przyjmowała podważanie swojego autorytetu. Wysłuchał mniej więcej połowy diatryby Herzera, po czym uderzył młodego człowieka w klatkę piersiową z siłą, która powaliłaby wołu.

Herzer brał udział w niezliczonych walkach sensorycznych, ale rzadko wyłącznie z gołymi dłońmi i nigdy przy pełnej stymulacji, tylko prawdziwi idioci lub masochiści włączali systemy bólu na pełną moc. Więc po uderzeniu przez chwilę leżał tylko w błocie, zastanawiając się, czy szaleniec go zabił. W końcu podniósł się z ziemi i odszedł w las.

Nie był pewien gdzie idzie, po prostu przez jakiś czas nie miał ochoty oglądać twarzy Dionysa.

Nie znalazłszy żadnego jedzenia ani odpowiedzi na pytanie, co robić, wrócił do obozu po południu. Tymczasem McCanoc wysłał część swoich ludzi do pilnowania ścieżki. Potem zebrał pozostałych, łącznie z Herzerem, na przemówienie.

— Skończyły się dni słabości — oznajmił, stając na deszczu z obnażonym mieczem, opierając go czubkiem przed sobą w ziemi. — Nadszedł czas, by silni zajęli należne im miejsce.

Mówił w tym stylu przez dobre trzydzieści minut, podczas gdy czwórka, która nie poszła pilnować drogi, siedziała na deszczu i — przynajmniej w przypadku Herzera — zastanawiała się, ku czemu to wszystko zmierza. W końcu dotarło do niego znaczenie przemowy.

— Czyli mówisz, że mamy zostać bandytami? — zapytał z niedowierzaniem.

— Tylko na jakiś czas — poważnie odpowiedział Dionys. Od chwili, gdy Herzer wrócił, traktował go z większym szacunkiem niż pozostałych swoich pomocników. — Z czasem zajmiemy nasze właściwe miejsce, przewodząc Nowe mu Przeznaczeniu.

— Nowe Przeznaczenie — powtórzył Herzer, przecierając oczy z deszczu. — Czy nie tak Paul nazwał swoją grupę? I czy Sheida nie kontroluje czasem Norau?

— Tylko tymczasowo. Tylko tymczasowo. Ale to zależy od jej sojuszników na tym kontynencie. Tymczasem możemy wywalczyć sobie niszę i wydostać się z tego — wskazał wokół na ociekający deszczem las. — Przecież nie chcesz tak żyć do końca swoich dni?

— Hmm — wydobył z siebie Herzer, nie rozglądając się. Odgrywał kilka scenariuszy, w których należało rozprawić się z bandytami i w większości z nich jedną z metod była infiltracja ich obozu. No cóż, zinfiltrowałem obóz bandytów, pomyślał. Ile dostanę punktów?

Wtedy uświadomił sobie nagle, że nie chodziło już o punkty. Dionys był śmiertelnie poważny. Z naciskiem na śmiertelnie. Miecz nie został wyciągnięty wyłącznie na pokaz, wyraźnie mógł zostać w każdej chwili użyty. A Herzer poczuł zimny dreszcz, gdy uświadomił sobie, Dionys głównie mógł użyć go właśnie na nim.

— No cóż, oczywiście, że nie chcę w tym siedzieć przez resztę życia — parsknął Herzer. — I nie widzę powodu, żeby nie zająć naszego właściwego miejsca. — Powiedział absolutną prawdę.

Dionys przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, po czym skinął głową.

— Benito, Guy i Galligan stoją na czatach. Na drodze w końcu pojawią się jacyś ludzie. Część z nich zdecyduje się dołączyć do naszej małej krucjaty. Część będzie posiadała rzeczy, którymi opłacą cło za używanie drogi. Wszystko świetnie. Niektórzy będą się opierać. Trzeba będzie ich… przekonać.

Wokół Herzera rozległy się chichoty i uświadomił sobie nagle, że całe to przedstawienie przygotowano wyłącznie dla niego. Siedzące wokół niego… stwory już dawno sprzedały swoje dusze i nie miały żadnych oporów przed staniem się po Upadku bandytami. Dopiero wtedy zaczął się zastanawiać, czy wszyscy zaczęli tak jak on, zabawka, którą olbrzym chciał dodać do swojej kolekcji upadłych dusz. Zdał też sobie sprawę, na co czekał McCanoc. Chciał, żeby ociągający się jeszcze, jak Herzer, stali się dostatecznie głodni i zdesperowani, żeby przestać się przejmować.

Wiedział też, że jest otoczony. Prawdopodobnie zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, pozostali siedzieli po obu jego stronach i za plecami. A o ile kilku z nich miało noże, a Dionys oczywiście swój miecz, to Herzer nie znalazł nawet odpowiadającego mu kija, i był praktycznie bezbronny.

Równocześnie uświadomił sobie, co o tym wszystkim myśli. Niech go szlag trafi, jeśli ma się stać bandytą. Za nic nie skaże się na potępienie przez upadek do poziomu rozbójnictwa i bryganctwa, o jakim mówił Dionys, nawet jeśli nie znał odpowiednich słów. Herzer może nie do końca był pewien swoich uczuć, zwłaszcza dotyczących kobiet, ale nigdy nie zachowywał się inaczej niż godnie i sprawiedliwie. I nie zamierzał przestać tylko dlatego, że był trochę głodny. Na świecie było zbyt wiele dziwnych ryb.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tam będą smoki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tam będą smoki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tam będą smoki»

Обсуждение, отзывы о книге «Tam będą smoki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x