John Ringo - Tam będą smoki

Здесь есть возможность читать онлайн «John Ringo - Tam będą smoki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, Боевая фантастика, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tam będą smoki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tam będą smoki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści osadzona jest kilka tysiącleci w przyszłość, kiedy to ludzie żyją w stworzonej przez siebie utopii. Pojęcia takie jak praca czy ubóstwo dawno zostały zapomniane, a dzięki niezwykle zaawansowanej technologii medycznej, ludzie żyją po kilkaset lat i dowolnie formują swoje ciała przyjmując postać zwierząt czy wyimaginowanych stworzeń. Ich jedynym zmartwieniem jest wyszukiwanie coraz to nowszych rozrywek, m.in. poprzez toczenie potyczek z orkami w wirtualnej rzeczywistości czy też uprawianie rekreacjonizmu, czyli odtwarzanie sposobu życia w wybranym okresie historycznym.

Tam będą smoki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tam będą smoki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pozostawało jednak pytanie, jak się z tego wyplątać, nie tracąc przy tym życia. A jedyną w tej chwili odpowiedzią było: grać.

Tak więc udawał. Rozumiał przy tym sprawę, że błędem byłoby granie w pełni przekonanego, jedynie na tyle, by przystać na ich plan. Zauważył później, że jeden z pozostałych zawsze był w pobliżu, przyglądając mu się i pilnując.

Znajdował się w takim właśnie stanie paranoi, dręczącego głodu i zawieszonej w powietrzu awantury, gdy nadbiegł Guy z wiadomością, że trafił im się pierwszy klient.

* * *

Rachel i Daneh rozdzieliły się, żeby zwiększyć szansę na zdobycie czegoś do jedzenia. Daneh poszła na południe od drogi, podczas gdy Rachel i Lazur na Północ.

Daneh ustawiła trzy sidła w rozsądnie wyglądających miejscach, na śladach zwierzyny wzdłuż zachodniej strony drogi. Pułapki były proste, z epoki, składały się z pętli ze splecionych końskich włosów. Gdyby królik lub coś podobnego przeszło ścieżką, zaplątałoby się w samozaciskową pętlę i zostało na miejscu do chwili sprawdzenia wnyków. Albo do chwili, aż przyszłoby coś innego i zjadło zdobycz. W trakcie ich podróży zdarzyło się to już nieraz i straciły w ten sposób nawet jedne z sideł. Ale nie miały nic lepszego.

Dotarła do małego strumienia, przez który przerzucono prosty most z pni i zastanawiała się, czy byłoby to dobre miejsce na zarzucenie wędki, kiedy z lasu wyłonili się trzej mężczyźni.

* * *

Herzer poczuł, jak na widok Daneh trzymanej przez Benita i Galligana ściska mu się żołądek.

— Dionys, to moja znajoma — powiedział. Zajął pozycję możliwie najdalej z tyłu grupy, ale za sobą wciąż miał jednego z bandy. A kiedy grupa rozstawiła się na ścieżce, Boyd i Avis również cię cofnęli.

— No cóż, masz bardzo ładną znajomą — stwierdził Dionys. — Kim jesteś?

— Jestem Daneh Ghorbani. I wiem kim ty jesteś, Dionysie McCanoc. Co to ma wszystko znaczyć? — Daneh zacisnęła szczęki, ale jej głos drżał lekko.

— Cóż, za używanie drogi trzeba opłacić myto — oświadczył Dionys. — Zastanawiam się, czym możesz nam zapłacić.

Wolne żarty — odpowiedziała ostro, spoglądając na grupę, a potem na Herzera, który patrzył wszędzie, tylko nie na nią. — Jesteś… jesteś szalony.

— Parę osób mi to sugerowało. — Dionys wyciągnął miecz i przystawił jego czubek do jej gardła. — Ale odradzałbym używanie w tej chwili tego terminu, kobieto. Ghorbani… skądś znam to nazwisko. Ach! Żona Edmunda Talbota, prawda?

— Ja… jesteśmy z Edmundem przyjaciółmi, tak — cicho potwierdziła Daneh.

— Jak wspaniale! — wykrzyknął McCanoc z ponurym uśmiechem. — Jakże nadzwyczaj wspaniale. A gdzie jest twoja córka?

Daneh prawie czekała na to pytanie.

— W chwili Upadku była w Londynie. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.

— Myślę, że jest w lepszej sytuacji niż ty. — McCanoc uśmiechnął się paskudnie. — I wiem, jak możesz zapłacić myto!

— Dionys — powiedział Herzer napiętym głosem. — Nie rób tego.

— Och, nawet nie pomyślałbym o zajęciu pierwszego miejsca — odparł tamten, odwracając się do chłopca i kierując ku niemu miecz. — To twoje zadanie.

Herzer zatoczył się do przodu, pchnięty przez Boyda w plecy i nagle stanął tuż przed Daneh. Dla niej też droga nie była łaskawa, kości policzkowe mocno rysowały się na twarzy, a na policzku miała smugę brudu. Spojrzał jej w oczy i dostrzegł w nich rezygnację i coś jeszcze, coś bardzo starego i mrocznego.

— Doktor Ghorbani, przepraszam — wyszeptał i schylił się, uderzając ramieniem w jednego z pilnujących.

Mężczyzna był mniejszy od niego i został odrzucony z drogi. Od tej chwili Herzer musiał tylko utrzymać się na nogach i zacząć biec. Jednym skokiem przebył mały mostek i szybko skręcił w lewo, przeciskając się między krzakami i drzewami wzdłuż drogi. Po chwili zniknął.

* * *

— Cóż — stwierdził McCanoc, wymachując mieczem. — To było… trochę niespodziewane. — Spojrzał na zwiniętego na ziemi kompana i potrząsnął głową. — Wstawaj. Co za palant. — Galligan złapał Daneh, zanim mogła uciec i trzymał ją teraz za obie ręce, odciągając je do tyłu. — Hmm… cóż, wciąż jeszcze nie zapłaciłaś myta.

— Zrób to — splunęła. — Zrób, cokolwiek zamierzasz i bądźcie wszyscy przeklęci.

— Och, ale my już jesteśmy. Guy, trzymaj ją za drugą rękę. Wy, złapcie ją za nogi. Nie miałem kobiety już od ponad tygodnia i mam już dość machania ręką.

* * *

Herzer przedzierał się przez las, szukając kija, gałęzi, jakiejkolwiek broni. W końcu opadł na ziemię, dysząc i płacząc. Nawet pomimo przygłuszenia dźwięków przez deszcz i las, słyszał za sobą odgłosy. Zamknął na nie uszy, szukając czegoś, czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc.

Las był stary, przerośnięty gęsto paprociami i ligustrem. Wszystkie leżące na ziemi gałęzie przegniły, ale w końcu znalazł młode drzewko, które wyrosło mniej więcej na wysokość człowieka, po czym obumarło z braku światła. Próbował odnaleźć drogę powrotną przez las, ale ligustr ukrył wszelkie ślady. W końcu dotarł do strumienia i mając nadzieję, że to właściwy, poszedł wzdłuż niego, część drogi brodząc w wodzie. Dionys, przy jego rozmiarach i mieczu, stanowił główne niebezpieczeństwo. Ale nawet nędzny łuk i krzywe strzały Benita mogły mu zagrozić, i to pomimo deszczu. Pozostali mieli jedynie noże.

Gdyby tylko mógł wrócić na czas.

* * *

Guy zszedł z pani doktor i spojrzał na nią w dół.

— Mamy jej teraz poderżnąć gardło? — zapytał. — Zawsze to robimy z homunkulisami.

— Nie. — Dionys wytarł zadrapanie na policzku. — Ale weźcie jej płaszcz przeciwdeszczowy i spodnie jako karę za nieopłacenie myta z własnej woli. — Roześmiał się. — Pozwólcie jej żyć. — Kopnął Daneh w bok.

— Żyj. Idź i powiedz swojemu lubemu, co zrobiliśmy. Powiedz mu, że przyjdziemy po niego. Nie dzisiaj, nie jutro, ale niedługo. A wtedy dokończymy dzieła. ~ Machnął na grupę i ruszył ścieżką na południe, przez most. — Tam skąd przyda, będzie ich więcej.

Kiedy grupa odchodziła, Daneh przetoczyła się w błocie na bok i zasłoniła warz dłońmi. Nie będzie płakała. Odmówiła dania im tej satysfakcji. Przez cały czas utrzymała kamienną twarz i wiedziała, że to odebrało im część przyjemności. To było jedyne, co mogła zrobić i nie zamierzała teraz tego stracić.

Odczekała, aż zyskała pewność, że odeszli i podniosła się na nogi, poprawiając ubranie najlepiej, jak mogła. Żałowała, że nie może go zedrzeć i wyrzucić, nawet spalić. Ale musiała mieć coś do osłony przed zimnem i wilgocią. Niepewnym krokiem doszła do strumienia i wypłukała usta, pozbywając się paskudnego niesmaku i obmacując obluzowany ząb, Dionys usiłował wydobyć z niej jakąś reakcję, ale poza drapnięciem, gdy udało się jej uwolnić rękę, nic mu nie dała. Miała na ciele inne rozcięcia i stłuczenia, a w pewnym momencie zaćmiło jej przed oczami z bólu w żebrach, możliwe, że któreś było złamane.

W końcu usiadła na moście i po prostu siedziała w deszczu, aż usłyszała na drodze zbliżające się kroki. Obawiając się, że któryś z nich wraca po drugi raz, wstała i odwróciła się do ucieczki. Ale okazało się, że to tylko Herzer, trzymający w rękach drzewko wyższe od siebie, z ziemią wciąż przyczepioną do resztek korzeni.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tam będą smoki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tam będą smoki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tam będą smoki»

Обсуждение, отзывы о книге «Tam będą smoki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x