— Sokoły polują na pożywienie — powiedział Robert. — Którego będziemy potrzebować. I choć nie zajmowałem się łucznictwem przynajmniej od sześć dziesięciu lat, to tylko dlatego, że znudziło mnie to, kiedy nie mogłem już nauczyć się niczego nowego. Nazywajcie mnie Myśliwy Bob.
— Zwierzyna łowna. — Edmund zamyślił się na moment. — Do diabła z wysyłaniem jednego gościa z łukiem, w lasach pełno jest zwierząt. Jelenie, bizony, indyki, dzikie bydło, kozy, konie i owce. Wysłać setkę uchodźców jako nagonkę i zrzucić to wszystko w przepaść. Tu chodzi o zebranie jedzenia, nie sport.
— Oszczędzić zwierzęta domowe — wtrącił się Myron. — Możemy je ponownie udomowić. Byki wykastrować i używać jako wołów. Będziemy potrzebować zwierząt pociągowych. Są też dzikie konie i osły. A niektóre z nich są naprawdę pierwszej klasy. Emu, bizony, wapiti — to wszystko też da się udomowić. Możemy odbudować zasoby z dzikich zwierząt.
— Nie mamy za dużo skóry — zauważył Donald Healey. Bednarz używał jej na różne sposoby i miał tendencje do sporego zużycia. — Będziemy potrzebować skór.
— Mięso to nie wszystko, co się zyskuje — przerwał McGibbon. — Kości, rogi, włosy — to wszystko ma swoje zastosowanie.
— Możemy to zrobić — zgodziła się Lisbet. — Masz rację.
— To nie będzie łatwe — dodał Edmund. — Łatwe właśnie się skończyło. Ale możemy to zrobić i zrobimy, tak mi dopomóż Bóg.
— Dobra, dobra — odezwał się Glass, unosząc ręce. — Widzę, w którą stronę się to rozwija i nawet powiem, że się zgadzam.
— Musimy zagłosować — oświadczył Myron. — Jeszcze jacyś kandydaci? Edmundzie, zgadzasz się?
— Kowal rozejrzał się po pozostałych, potem spuścił wzrok. Wydawało się, że na jego ramiona opadł duży ciężar, a w jego wyrazie twarzy rysowała się jakaś twardość. Ale kiedy podniósł oczy, jego twarz oczyściła się.
— Tak.
— Jeszcze jacyś kandydaci? Wszyscy za niech powiedzą „tak”.
— Tak!
— Przeciw? — Zapadła cisza. — Przyjęty przez aklamację, burmistrzu Edmundzie.
— Ale żadnego rozdawania!
— Cóż, odrobinkę — odpowiedział Edmund, w zamyśleniu głaszcząc się po brodzie. — Uciekinierzy, którzy się tu zjawią będą w szoku. Prawdopodobnie możemy przetrwać jeden sezon z nimi w takim stanie, ale musimy obsiać pola i zdobyć materiały. Potem będą musieli stanąć na własnych nogach i nauczyć się umiejętności. Ale których i jak? Powiedzmy, że… hmm…
— Hej — odezwał się McGibbon. — Program szkoleniowy?
— Ale większość z nich nie ma żadnego pojęcia, ile pracy to wszystko wymaga — ze złością powiedziała Bethan. — I większość z nich nigdy, przez całe życie, nie przepracowała ani jednego dnia. Prowadzenie farmy jest ciężkie, niezależnie od tego, co się robi. Choćby samo pranie!
— I będziemy potrzebować narzędzi i nasion. — Myron zasępił się. — Będziemy potrzebować rolników, Edmundzie, i to dużo. A to nie polega tylko na wciskaniu nasion do ziemi.
— Poradzimy sobie z tym — stanowczo oświadczył Edmund. — W tym pomieszczeniu zebrało się przypuszczalnie z tysiąc lat skumulowanego doświadczenia życia w warunkach przedindustrialnych. Są tu ludzie, którzy wiedzą o swoich obszarach zainteresowań rzeczy, o jakich nie śniłoby się mistrzom żadnej innej epoki. Będziemy karmić nowo przybyłych i uczyć ich do czasu, aż będą mniej więcej gotowi do radzenia sobie o własnych siłach.
— Program szkoleniowy, hmm… — mruknął Tarmac. Właściciel gospody rozejrzał się w zamyśleniu. — Podzielić ich na grupy i przydzielić na kilka dni czy tydzień do każdej z dziedzin, w których mamy mistrzów.
— Tak — powtórzył po chwili Myron. — Niech robią rzeczy, którymi normalnie zajmowaliby się uczniowie. Niech poznają smak pracy.
— Pracować z nimi ciężko, lecz powoli — wtrącił Tom Raeburn. — Przygotować ich do tego.
— I pamiętajcie, wielu z uchodźców, którzy tu dotrą, było regularnymi gośćmi Jarmarków — dodał Edmund, kiwając głową. — Tak, większość z nich nie potrafi odróżnić wierzby od jabłoni, ale przynajmniej mają jakieś doświadczenie życia w trudnych warunkach. I są też inni, ludzie jak Geral Thorson i Suwisa, głównie wytwórcy i handlarze, którzy dysponują naprawdę przydatnymi umiejętnościami. Nie wiem, komu uda się tu dotrzeć, nie mam pojęcia, gdzie znajdowali się w chwili wyłączenia energii. Ale części z nich musi się powieść. A kiedy to zrobią, będziemy tak gotowi, jak to tylko możliwe.
— Edmund podniósł wzrok, gdy w powietrzu przy jego ramieniu pojawiła się jakaś postać.
— Edmundzie, potrzebuję trochę czasu — powiedziała Sheida, rozglądając się po zgromadzonych. — Myron, Bethan — przywitała się, skłaniając głowę.
— Sheida, co się dzieje? — krzyknęła Maria McGibbon.
— Proszę. — Awatar uniósł ręce. — Proszę, nie mam czasu. Ja… nawet w tej chwili walczymy i to… to jak szermierka na umysły. Oni wymyślają sposób na zaatakowanie nas, my metodę na zaatakowanie ich. W tej chwili zrzucają… skały, satelity i tego rodzaju rzeczy na Orli Dom. Odbijamy je, ale wszystko to pochłania energię, a to oznacza, że nie możemy atakować ich.
— Kiedy wróci zasilanie? — zapytał Myron.
— Ja… nie wiem — odparła Sheida. — Nieprędko. Edmundzie, musimy porozmawiać.
— Ludzie, podzielcie się. Tarmac razem z Lisbet odpowiadacie za wymyślenie, czego potrzebujemy na minimalne racje dla uchodźców oraz gdzie i jak je podawać. Weźcie do pomocy kilka osób. Robert, będziesz odpowiadał za przygotowania do polowania na dużą skalę i schwytania zdziczałych zwierząt. Dogadaj się z synami Myrona na temat tego, jak je utrzymać i przygotuj program masowej rzeźni. Ostatnich kilka razy kierowałeś Jarmarkiem. Bierzcie się do pracy, ludzie, nie mamy dużo czasu. Myron, ty idziesz ze mną.
Edmund poprowadził Sheidę i Myrona do pokoju na tyłach gospody, a za jego plecami wybuchły ożywione rozmowy. Na podstawie ich brzmienia wiedział, że pracowali, a nie poddawali się panice czy bezsensownemu paplaniu. Wszyscy byli inteligentni, doświadczeni i zaradni. To, czego potrzebowali, to odrobina wiary w siebie i wskazania kierunku. Na razie mógł więc, mniej więcej, zostawić sprawy w ich rękach i tylko upewniać się, że nie wyrwały się spod kontroli.
— Dobrze sobie poradziłeś, Edmundzie — pochwalił awatar.
— Dzięki — odpowiedział i obejrzał się. — Jesteś awatarem, czy projekcją?
— Jestem… autonomiczną projekcją.
— To niedozwolone! — ostro rzucił Myron.
— Podobnie jak zrzucanie asteroidów na mój dom — odparł awatar, wzdychając. — Jestem w stanie utrzymać tylko około piętnastu takich, ale mogą dawać rozkazy i zbierać informacje w czasie, gdy zajmuję się rzeczami, które tylko ja mogę robić, jak na przykład wydawanie poleceń kodowych Sieci. W tej chwili obie strony walczą o kontrolę. Odkryliśmy, że możemy zablokować programy i podprogramy i robimy to najszybciej, jak możemy. Niestety, zauważyli to i też się tym zajmują. A wymaga to bezpośredniego polecenia członka Rady. Więc stworzenie pełnych awatarów było jedynym sposobem na zrobienie czegokolwiek innego. Mniej więcej co godzinę robię sobie przerwę i ściągam wszystkie uzyskane dane oraz dokonuję poprawek, jeśli to konieczne. To działa. Wiemy o tym, bo wciąż żyjemy.
Читать дальше