Sheida mówiła dalej, a jej głos rozbrzmiewał nie tylko w domu siostry.
— Wizja Paula jest stara, równie stara jak niewola Żydów i śmierć setek milionów z rąk grup tak zwanych komunistów. Twierdzi, że wszystko to ma się odbyć dla dobra ludzkości, ale dodaje przy tym, że oczywiście, mała grupa zachowa swoje przywileje, z których zostaną odarci wszyscy inni. Takie słowa wielokrotnie wypowiadano w historii i za każdym razem oznaczały niewolnictwo i śmierć. Nasza frakcja Rady mogła poddać się Paulowi. Energia wróciłaby i zachowane zostałyby niektóre z pewnych udogodnień życia codziennego. Na jakiś czas. Do chwili, aż razem ze swoją radą dyktatorów odkryliby następną „ścieżkę prawości”, następną „prawdziwą postać” ludzkości. A wszyscy byli byśmy jego bezradnymi niewolnikami. Wybrałam niepoddanie się niewolnictwu. Wybrałam nieoddanie w niewolę dzieci mojej siostry i dzieci moich przyjaciół. Wybrałam walkę.
Daneh zamknęła oczy.
— Dawno temu, na tej ziemi zamieszkiwał wielki naród zwany Ameryką. Z nasion tego narodu wywodzi się nasza obecna kultura. Naród ten uznawał proste zasady. „Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście.” Dzięki ich wizji i wierze mieszkańcy Ameryki, często sami, zmagali się z falami historii i despotyzmu, tworząc w końcu nasze społeczeństwo, w którym wszystkie te i dodatkowe prawa podlegają ochronie. Paul Bowman, Celine Reinshafen, Minjie Jiaqi, Ragspurr i Chansa Mulengela, popierani przez Demona, sprzeciwiają się tym przekonaniom. Chciałabym, żeby istniała możliwość przeprowadzenia wiarygodnego głosowania w sprawie waszych uczuć. Jednak to niemożliwe. Mogę tylko mieć nadzieję, że staniecie po stronie mojej i reszty Rady i że nie ogarnie nas ciemność. Wierzę jednak, że razem możemy przetrwać tę noc i znów stworzyć społeczeństwo, które tak jest nam drogie. Droga będzie ciernista, ale przebrniemy przez nią wspólnie, jako jeden naród, ludzie zjednoczeni ideą wolności i wierni tak dla nas cennej filozofii. Dziękuję, dobrej nocy i powodzenia.
— Sheida? — powiedziała Daneh, gdy obraz zniknął. — SHEIDA??? Wspaniale. Nawet jednego słowa do siostry?
— Przypuszczam, że jest trochę skupiona na swoich problemami — zauważyła Rachel, po czym prychnęła. — W przeciwieństwie do całej znanej mi rodziny.
Daneh wzruszyła ramionami z rezygnacją, rzucając równocześnie poskramiające spojrzenie córce.
— Cóż, jeśli ma aż takie problemy, to oznacza, że świat ma przekopane.
— Nie może być aż tak źle, mamo. — Rachel wzruszyła ramionami. — Prawda? No wiesz, jest czterdziesty pierwszy wiek. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają!
— Cóż, to się dzieje. — Daneh zmarszczyła brwi. — Dokładnie tu i teraz. — Westchnęła i z niezadowoleniem potrząsnęła głową. — Czemu teraz? Czemu my?
— No cóż… czemu jedna czy druga strona po prostu nie zrezygnuje”? — zapytała Rachel. — Mamo, ludzie będą ginąć. Niektórych to już spotkało — dodała, wskazując na kupkę niebieskiego pyłu.
— Więcej niż Marguerite i bardziej ostatecznie — przyznała kobieta, kuląc się w sobie. — Znam geologów pracujących w magmie. Już ich nie ma. — Potrząsnęła głową. — Przepadli. Tak po prostu. Bez żadnego ostrzeżenia…
— Mamo? — po kilku chwilach odezwała się Rachel. — Mamo. Czemu któraś strona po prostu nie zrezygnuje? Nie powie „Dobra, niech będzie, jak chcecie, nie warto o to walczyć?” No wiesz, chyba nie warto, żeby ludzie za to ginęli?
— Za niektóre rzeczy warto — odpowiedziała Daneh po chwili. — Trudno to wyjaśnić bez zrozumienia historii. Sheida ją rozumie. Ale na ile zła jest walka, na ile będzie… te wszystkie śmierci, do których z pewnością dojdzie, na ile to wszystko jest złe… niektóre rzeczy mogą być jeszcze gorsze. Powiedziałabym ci, żebyś sprawdziła sobie tematy takie jak Rewolucja Kulturalna, Holokaust i Czerwoni Khmerzy, ale w tej chwili nie masz jak tego zrobić.
— Holokaust i Khmerów pamiętam z historii — zastanowiła się Rachel. — Ale ludzie szybko zaczną umierać. No wiesz, wojna na swój sposób zrobi to samo co Khmerzy. Mamo, nie mamy żadnych farmerów. Bez nich nie będzie żadnego jedzenia. A tego się nie zbiera tak po prostu. To umiejętność.
— Dobra dziewczynka, teraz myślisz — odpowiedziała Daneh. — Ale istnieją farmerzy. — Znacząco spojrzała na córkę.
— W tym rzecz, mamo — westchnęła Rachel. — W Kambodży też byli farmerzy. Ale Khmerzy i ten facet… Poi jakiś tam… wysłał ludzi z miast na pola. Oni nie wiedzieli, co na nich robić, a udzielono im złych instrukcji i miliony umarły. Mamo, ja nie wiem, jakiego dnia zacząć orkę, a ty?
— Och. — Kobieta zastanowiła się nad tym przez chwilę i skinęła głową. — Nie, ja też nie, ale Myron wie, podobnie jak jego synowie.
— Jeśli myślisz, że poślubię Toma albo Charliego i osiądę jako dziewczyna z farmy, to postradałaś zmysły — zachichotała Rachel. — Zamierzam zostać…
— Szeroko otwarła oczy, uświadamiając sobie, ile straciła. — Mamo, zamierza łam zostać lekarką. Co u diabła można zrobić w takich warunkach? Nie ma nanitów!
— Uhmm… — powiedziała Daneh i zamarła na chwilę. — Och… szlag. Masz rację. Nie tylko to, żadnych… leków. To chemikalia, których używano przed wprowadzeniem technik nanowprowadzania. Żadnych leków, żadnych narzędzi.
— Potrząsnęła głową. — Nawet nie w iem, jak… szyje się rany.
— Szyje?
— Tak kiedyś zamykało się rany. Ale jeśli to ma potrwać dłużej, musimy przygotować się do odejścia stąd. W domu nie ma za wiele jedzenia. My… musimy dostać się do Raven’s Mill.
— Jak, przecież nie działa portowanie! — zauważyła Rachel, po czym potrząsnęła głową. — Nie myślisz o pójściu tam, prawda? Nie mamy nawet koni.
— Tak, teraz żałuję, że pozbyłyśmy się Bucka — przyznała Daneh. — No cóż, równie dobrze możemy się z tym pogodzić. Musimy znaleźć trochę rzeczy z Jarmarków. Są tam… plecaki i inne rzeczy. Wydaje mi się, że znajdzie się tu gdzieś trochę jedzenia na podróż…
— Mamo, dojście do Mili zajmie całe tygodnie!
— Wolałabyś raczej zostać tutaj i umrzeć z głodu? — zapytała Daneh, chwytając ją za ramię i potrząsając. — Myślisz, że Sheida po prostu się podda? A co z Bowmanem? Jeśli tego nie zrobią, Nic Nie Będzie Działać. Żadnego jedzenia. Żadnej wody, chyba, że będziemy czerpać ją z rzeki! Musimy dostać się do Mill i to zanim jeszcze skończy się nam jedzenie! I lepiej miejmy nadzieję, że pogoda się utrzyma.
W górze, po bezchmurnym niebie przetoczył się grzmot.
* * *
— To jest zbyt złożone — powiedziała Sheida, rozprostowując się po wyjściu ze Snu. — Elf by sobie z tym nie poradził!
— Musimy to podzielić tak, żeby stało się prostsze. — Ungphakorn rozpostarł skrzydła. — Kontrolujemy generatory, ale rzucamy tam grupy ludzi, czy tego chcą, czy nie. Musimy stworzyć zespoły…
— Musimy być w stanie skupić się na jednym określonym obszarze — zaoponował Aikawa. — Przejmując generatory i kontrolując energię lokalnie, zaczynamy znów dzielić się na regiony. Powinniśmy o tym pomyśleć.
Читать дальше