Udało mu się. Jeden z admirałów zwyciężył, a Gurgeh przeszedł. Zdobył 5523 punkty, o jeden punkt więcej od drugiego admirała. Tylko remis i dogrywka mogły dać bliższe wyniki. Gdy się jednak nad tym później zastanowił, doszedł do wniosku, że ani przez chwilę nie wątpił w swój awans do następnej rundy.
Gdy powiedział to maszynie, ta zauważyła:
— Jernau Gurgeh, niebezpiecznie się zbliżasz do dywagacji na temat przeznaczenia.
Gurgeh siedział w swoim pokoju, rękę położył na stole, a drona zdejmował mu z przegubu bransoletkę. Z powodu rozrośniętych mięśni stała się za ciasna i nie mógł jej sam ściągnąć.
— Przeznaczenie — potwierdził w zamyśleniu. — Chyba na to wygląda.
— Co jeszcze wymyślisz! — wykrzyknęła maszyna, używając pola do przecięcia bransoletki. Gurgeh spodziewał się, że jasny miniaturowy obraz zniknie, ale nie, nadal widniał na bransoletce. — Bóg? Duchy? Podróże w czasie? — Drona zdjął obręcz z nadgarstka Gurgeha i zespolił przerwany Orbital. Znów powstał okrąg.
— Imperium — odparł Gurgeh z uśmiechem.
Wziął od drony bransoletkę, wstał lekko z krzesła i podszedł do okna. Patrząc na kamienne podwórko, obracał Orbital w dłoniach.
Imperium? Mam nadzieję, że ten człowiek żartował — pomyślał Flere-Imsaho. Skłonił Gurgeha, by schował bransoletkę do jego obudowy. Nie powinna zostawać na wierzchu. Ktoś mógłby się domyślić, co przedstawia.
Ukończywszy własną partię, znalazł teraz czas na obserwację gry Nicosara. Mecz odbywał się w wysuniętej z fortecy hali, wielkim amfiteatralnym pomieszczeniu, o sklepieniu pożebrowanym szarymi kamieniami, mogącym pomieścić ponad tysiąc widzów. Tu właśnie miał się rozegrać ostatni mecz decydujący o tym, kto zostanie cesarzem. Sala znajdowała się w dalekim krańcu fortecy, wysuniętym w kierunku, z którego nadciągnie ogień. Na zewnątrz, za wysokimi, nie zasłoniętymi jeszcze oknami, widać było morze żółtych koron żagiewnic.
Gurgeh usiadł na galerii i śledził taktykę Nicosara. Cesarz grał ostrożnie, stopniowo budował swą pozycję, dbał o najmniejszą nawet przewagę punktową, dokonał kilku korzystnych wymian na Planszy Przemiany i skoordynował posunięcia czterech pozostałych zawodników w swojej drużynie. Na Gurgehu zrobił spore wrażenie: grał podstępnie. Powolne manewry, które demonstrował, stanowiły tylko część strategii; od czasu do niszczycielski skutek dokonywał posunięcia niezwykle błyskotliwego i śmiałego. A gdy któryś z zawodników zrobił subtelniejszy ruch, cesarz zawsze potrafił go odparować i na ogół wykorzystać na swą korzyść.
Gurgeh współczuł przeciwnikom Nicosara. Nawet zła gra była mniej demoralizująca niż przebłyski wspaniałej strategii, które zawsze zostawały zmiecione.
— Uśmiechasz się, Jernau Gurgeh. — Gurgeh tak był pochłonięty grą, że nie zauważył podchodzącego Hamina. Stary apeks usiadł spokojnie obok niego. Wybrzuszenia pod szatą świadczyły o tym, że miał na sobie uprząż AG, która częściowo równoważyła grawitację Echronedal.
— Dobry wieczór, Haminie.
— Słyszałem, że się zakwalifikowałeś. Gratulacje.
— Dziękuję. Oczywiście zakwalifikowałem się tylko nieoficjalnie.
— Ach tak, oficjalnie jesteś czwarty.
— To nadspodziewana hojność.
— Wzięliśmy pod uwagę twoją skłonność do współpracy. Będziesz nam nadal pomagał?
— Oczywiście. Postawcie mnie tylko przed kamerą.
— Może jutro. — Hamin skinął głową. Patrzył w dół, gdzie Nicosar zwyciężał na Planszy Powstawania. — Twoim przeciwnikiem w grze pojedynczej będzie Lo Tenyos Krowo. Ostrzegam, to znakomity gracz. Jesteś zupełnie pewien, że nie chciałbyś teraz zrezygnować?
— Najzupełniej. Zmusiliście mnie do spowodowania okaleczenia Bermoiyi, a teraz chcecie, bym się wycofał jedynie dlatego, że stres staje się zbyt wielki?
— Rozumiem twoją argumentację, Gurgeh. — Hamin westchnął. Cały czas obserwował cesarza. — Tak, rozumiem twój punkt widzenia. Ale przecież się ledwo zakwalifikowałeś i to z najmniejszą możliwą przewagą. A Lo Tenyos Krowo jest bardzo, bardzo dobry. — Kiwnął głową. — Może dotarłeś wreszcie do swego poziomu, co? — Pomarszczona twarz zwróciła się ku Gurgehowi.
— Bardzo możliwe, rektorze.
Hamin zamyślony kiwał głową, odwrócił wzrok i patrzył na cesarza.
Następnego ranka Gurgeh nagrał symulowane ujęcia przy planszy: ustawiono na nowo figury z jego zakończonej rozgrywki i Gurgeh wykonał kilka wiarygodnych, choć niezbyt błyskotliwych posunięć oraz popełnił jeden wyraźny błąd. Innych zawodników odgrywali Hamin i paru starszych profesorów z Kolegium Candsev. Świetnie potrafili naśladować styl gry apeksów — przeciwników Gurgeha, co zrobiło na nim wielkie wrażenie.
Jak przepowiedziano, Gurgeh zajął czwarte miejsce. Nagrał wywiad dla Cesarskiej Agencji Informacyjnej. Wyraził żal, że odpadł z Mistrzostw, oraz wdzięczność, że miał okazję zagrać w Azad. To niezapomniane doświadczenie. Pozostanie na wieki wdzięczny ludowi azadiańskiemu. Jego szacunek dla geniuszu cesarza-regenta — od początku ogromny — wzrósł niepomiernie. Z przyjemnością obejrzy końcową fazę Mistrzostw. Życzy cesarzowi, Imperium, obywatelom i poddanym wszystkiego najlepszego w niewątpliwie świetlanej i pomyślnej przyszłości.
Dziennikarze i Hamin byli zadowoleni.
— Powinieneś zostać aktorem, Jernau Gurgeh — powiedział Hamin.
Gurgeh przypuszczał, że miał to być komplement.
Patrzył z góry na las żagiewnic. Niektóre drzewa wybujały na ponad sześćdziesiąt metrów. Drona mówił, że w okresie najszybszego wzrostu powiększały się o ćwierć metra dziennie, wysysając z ziemi tyle wody i materii, że gleba się zapadała, odsłaniały się górne warstwy korzeni, które miały spłonąć w czasie pory Żaru i potrzebowały całego Wielkiego Roku na odrośnięcie.
Zapadał zmierzch, krótki okres krótkiego dnia, gdy szybko rotująca planeta spuszczała za horyzont jasnego żółtego karła. Gurgeh oddychał głęboko. Nie czuł zapachu spalenizny. Powietrze wydawało się dość przejrzyste, na niebie świeciło kilka planet układu Echronedal. Jednak w atmosferze unosiło się tyle pyłu, że stale przesłaniał on większość gwiazd, a wielkie koło głównej galaktyki było rozmazane, niewyraźne; widziane przez mgiełkę gazowej otoczki planety, nie robiło tak zachwycającego wrażenia, jak oglądane z kosmosu nad planetą.
Gurgeh siedział w malutkim ogrodzie na szczycie fortecy, mógł więc spoglądać ponad wierzchołkami żagiewnic. Wzrok miał na wysokości owocni najwyższych drzew. Strąki wielkości skulonego dziecka wypełnił alkohol etylowy. Podczas pożogi niektóre z nich opadną, inne pozostaną na szczycie drzewa — wszystkie jednak spłoną.
Myśląc o tym, Gurgeh zadrżał. Jak twierdzono, pozostało mniej więcej siedemdziesiąt dni. Z nadejściem fali ognia osoba znajdująca się tam, gdzie on teraz siedział, zostałaby żywcem upieczona i nie pomogłyby spryskiwacze wodne. Samo promieniowanie cieplne upiekłoby człowieka żywcem. Ogródek zniknie, drewniana ławka zostanie wniesiona do środka, za gruby kamienny mur i przesłony z metalu i ognioodpornego szkła. Ogrody w głębiej położonych podwórcach przetrwają, choć trzeba je będzie odkopywać spod nawianych wiatrem popiołów. Ludzie znajdą schronienie w nawodnionym zamku, w głębokich schronach; będą bezpieczni, chyba że ktoś nierozsądny da się zaskoczyć na zewnątrz fortecy. Jak twierdzono, zdarzały się takie przypadki.
Nad drzewami zauważył lecącego ku niemu Flere-Imsaho. Maszynie pozwolono na samodzielne poruszanie się, jeśli tylko opowiadała się władzom, dokąd leci, i zgadzała się na wyposażenie jej w monitor położenia. Na Echronedal najprawdopodobniej nie było żadnych ważnych dla Imperium urządzeń wojskowych. Drona przyjął te warunki, choć nie był z nich zadowolony. Uważał jednak, że zamknięty w zamku zwariuje. Teraz wrócił ze swej pierwszej ekspedycji.
Читать дальше