Odmiennie również odnosili się do Cesarza. Yomonul miał chłodny, praktyczny pogląd na władzę cesarską, natomiast Traff był całkowicie lojalny w stosunku do samego Nicosara, a nie do jego pozycji monarchy.
Nienawidzili wzajemnie swych poglądów.
A jednak Gurgeh nie przewidział, że w pewnym sensie zlekceważą go i rzucą się sobie do gardła. Znów czuł się nieco oszukany, że nie uczestniczy w prawdziwej grze. Jedyną rekompensatą była obserwacja imponującej, destrukcyjnej nienawiści tych dwóch walczących wojskowych, nienawiści prowadzącej w meczu do samozagłady. Gurgeh przesuwał się po planszy, zbierał punkty, a jego przeciwnicy walczyli ze sobą. Zwyciężał, ale odnosił wrażenie, że ci dwaj żołnierze mieli znacznie więcej satysfakcji z gry niż on. Oczekiwał, że wybiorą opcję fizyczną, jednak Nicosar wydał zakaz takich zakładów podczas meczu. Cesarz wiedział, że ci dwaj zawodnicy są wręcz patologicznymi wrogami i nie chciał ryzykować utraty usług któregoś z nich.
W trzecim dniu gry na Planszy Pochodzenia Gurgeh siedząc samotnie przy lunchu, patrzył w ekran na stole. Do ponownego rozpoczęcia gry zostało kilka minut; oglądał sprawozdanie, informujące o tym, jak świetnie spisuje się Lo Tenyos Krowo w grze z Yomonulem i Traffem. Osoba symulująca grę Tenyosa — on sam odmówił udziału w tej mistyfikacji — znakomicie potrafiła naśladować jego styl. Gurgeh uśmiechnął się lekko.
— Kontemplujesz swe najbliższe zwycięstwo, Jernau Gurgeh? — Hamin usiadł naprzeciw niego przy stole.
Gurgeh odwrócił ekran.
— Nie sądzisz, że trochę za wcześnie o tym mówić?
Stary, łysy apeks wpatrzył się w ekran i niewyraźnie się uśmiechnął.
— Hmmm. Tak uważasz? — Wyciągnął rękę i wyłączył ekran.
— Wszystko się zmienia, Haminie.
— Istotnie, Gurgeh. Jednak nie sądzę, żeby zmienił się przebieg tej rozgrywki. Yomonul i Traff nadal będą cię ignorować i przeprowadzać ataki na siebie. Zwyciężysz.
— Zatem Tenyos zagra z Nicosarem — powiedział Gurgeh, patrząc w martwy ekran.
— Tenyos może. Wymyślimy grę na tę okoliczność. Natomiast tobie nie wolno.
— Nie wolno? Chyba zrobiłem wszystko, czego chcieliście? — odparł Gurgeh. — Cóż jeszcze mógłbym zrobić?
— Odmówić gry z Cesarzem.
Gurgeh patrzył w jasnoszare oczy starego apeksa, osadzone w siateczce drobnych zmarszczek. Odpowiedziało mu spokojne spojrzenie.
— O co chodzi, Haminie? Nie stanowię już żadnego zagrożenia.
Hamin wygładził delikatną tkaninę przy brzegu rękawa swej szaty.
— Wiesz, Gurgeh, nie znoszę obsesji. Potrafią człowieka… oślepić, prawda? — spytał z uśmiechem. — Zaczynam się niepokoić o naszego Cesarza. Wiem, jak bardzo zależy mu na tym, by udowodnić, że ma słuszne prawo do tronu i godzien jest stanowiska, które zajmował przez ostatnie dwa lata. Dokona tego, ale tak naprawdę chce — zawsze tego chciał — zagrać z Molsce’em i zwyciężyć. Oczywiście, nie jest to już możliwe. Cesarz umarł, niech żyje Cesarz; odradza się z płomieni. Wydaje mi się jednak, że w tobie, Jernau Gurgeh, Nicosar widzi starego Molsce. Uważa, że właśnie z tobą musi grać, pokonać ciebie, obcego, człowieka Kultury, gracza, morata. To niepotrzebne, nie uważam tego za dobry pomysł. I tak byś przegrał, jestem tego pewien, ale niepokoi mnie ta jego obsesja. Dla wszystkich zainteresowanych byłoby najlepiej, gdybyś po obecnej rozgrywce ogłosił, że wycofujesz się z Mistrzostw.
— I miałbym pozbawić Nicosara szansy pobicia mnie? — spytał Gurgeh zdziwiony i rozbawiony.
— Tak. Lepiej niech ma wrażenie, że zostało mu jeszcze coś do udowodnienia. To mu nie zaszkodzi.
— Zastanowię się nad tym — odparł Gurgeh.
Hamin przyglądał mu się przez chwilę.
— Mam nadzieję, że zrozumiałeś, jak otwarcie z tobą rozmawiałem, Jernau Gurgeh. Szkoda by było, gdyby taka szczerość nie została doceniona i wynagrodzona.
Gurgeh skinął głową.
— Owszem, bez wątpienia byłaby to wielka szkoda.
W drzwiach pojawił się służący-mężczyzna i oznajmił, że za chwilę gra zostanie wznowiona.
— Rektorze, proszę mi wybaczyć. — Gurgeh wstał od stołu. Apeks podniósł na niego wzrok. — Wzywają mnie obowiązki.
— Wykonać — powiedział Hamin.
Gurgeh zatrzymał się, spojrzał w dół na zasuszonego starca, po czym odwrócił się i odszedł.
Hamin wpatrywał się w martwy ekran na stole, jakby pochłonięty fascynującą, niewidzialną grą, którą mógł obserwować jedynie on.
Gurgeh zwyciężył na Planszy Pochodzenia i na Planszy Formy. Zacięta walka między Traffem a Yomonulem nadal trwała. Najpierw jeden z nich wysuwał się na prowadzenie, potem drugi. Traff wkroczył na Planszę Przemiany z nieznaczną przewagą nad starszym apeksem. Gurgeh tak się wysunął do przodu, że w zasadzie nic już mu nie mogło zagrozić. Umocniony na swych pozycjach, mógł się odprężyć i obserwować toczącą się wokół totalną wojnę; potem mógł ruszyć i zmieść resztki sił wyczerpanego zwycięzcy. To była jedynie słuszna — i oczywiście korzystna — taktyka. Niech chłopcy się pobawią, a potem narzuci się porządek i spakuje zabawki z powrotem do pudełka.
A jednak nie była to prawdziwa rozgrywka.
— Czy jest pan zadowolony z gry, panie Gurgeh? — spytał marszałek gwiazdowy Yomonul, który podszedł do Gurgeha podczas przerwy w meczu, gdy Traff ustalał z arbitrem jakąś kwestię porządkową. Gurgeh zamyślony stał przy planszy i nie zauważył, jak uwięziony apeks podchodzi. Spojrzał zdziwiony w twarz marszałka, patrzącego z lekkim rozbawieniem zza tytanowo-węglowej klatki. Dotychczas żaden z wojskowych nie zwracał się do niego.
— Z tego, że zostałem pozostawiony na stronie? Ręką w łupkach apeks wskazał na planszę.
— Właśnie. Że tak łatwo pan zwyciężył. Czy zależy panu na zwycięstwie czy na samym zmaganiu? — Szkieletalna maska apeksa poruszała się wraz z każdym ruchem szczęk.
— Zależałoby mi i na tym, i na tym — przyznał Gurgeh. — Zamierzałem wziąć udział w walce jako strona trzecia lub stworzyć koalicję, ale… to zbyt przypomina osobistą wojnę.
Apeks uśmiechnął się — klatka na głowie z łatwością kiwnęła potakująco.
— Tak jest rzeczywiście — odparł. — Świetnie pan sobie radzi w obecnej sytuacji. Na pana miejscu nie zmieniałbym taktyki.
— A co pan zrobi? — spytał Gurgeh. — W tej chwili dość kiepsko pan na tym wychodzi.
Yomonul uśmiechnął się. Nawet przy tym niewielkim grymasie twarzy maska wykonała plastyczny ruch.
— Bawię się jak nigdy w życiu. Nadal trzymam w zanadrzu kilka niespodzianek dla tego młokosa. I parę trików. Czuję jednak wyrzuty sumienia, że tak łatwo dałem panu wygrywać. Wszyscy będziemy zakłopotani, jeśli zagra pan z Nicosarem i zwycięży.
— Sądzi pan, że mógłbym tego dokonać? — spytał Gurgeh zdziwiony.
— Nie. — Gest apeksa był bardzo ekspresyjny, w ciemnej klatce wydawał się jednocześnie ograniczony i wzmocniony. — Nicosar gra najlepiej wówczas gdy musi zwyciężyć, a grając najlepiej, pokona pana. O ile nie będzie zbyt ambitny. Nie, on pana pokona, gdyż pan mu zagrozi, a on to szanuje. Ale… — W tym momencie do planszy podszedł Traff, przestawił kilka pionów i z przesadną kurtuazją skłonił się marszałkowi. Ten spojrzał na Gurgeha. — Przepraszam, teraz moja kolej. — I wrócił do walki.
Być może jednym z trików, o których wspomniał Yomonul, było wywołanie w Traffie wrażenia, że rozmowa z Gurgehem ma na celu pozyskanie człowieka z Kultury. Przez pewien czas po wznowieniu rozgrywki pułkownik postępował tak, jakby oczekiwał walk na dwóch frontach.
Читать дальше