— Znowu jest pan zbyt skromny, Jernau Gurgeh. — Olos uśmiechnął się.
Hamin skinął głową, wydmuchując dym.
— Panie Gurgeh, słyszałem, że w waszej „Kulturze” nie macie żadnych praw. To na pewno przesada, choć musi w tym być ziarno prawdy i przypuszczam, że dla pana liczba ograniczeń i surowość naszych praw… to istotna różnica między pańskim społeczeństwem a naszym.
Mamy tu wiele zasad i staramy się żyć zgodnie z prawem Boga, Gry i Cesarstwa. Ale jedną z zalet posiadania praw jest przyjemność ich łamania. Nie jesteśmy tu dziećmi, panie Gurgeh. — Hamin zatoczył fajką okrąg, wskazując ludzi przy stole. — Zasady i prawa istnieją tylko dlatego, że sprawia nam przyjemność robienie tego, czego zabraniają, ale skoro większość ludzi przeważnie stosuje się do zakazów, wypełniają one swe zadanie. Ślepe ich przestrzeganie oznaczałoby, że nie jesteśmy… ha! — Hamin zachichotał i wskazał fajką na dronę — niczym lepszym od robotów.
Flere-Imsaho zabrzęczał głośniej, ale tylko przez chwilę.
Zapadła cisza. Gurgeh pił drinka.
Olos i Hamin wymienili spojrzenia.
— Jernau Gurgeh — zaczął Olos, obracając szklankę w dłoniach. — Powiedzmy otwarcie. Stanowi pan dla nas spory kłopot. Poszło panu znacznie lepiej, niż przypuszczaliśmy, nie sądziliśmy, że tak łatwo nas oszukać, ale panu to się jakoś udało. Gratuluję, bez względu na to, jakiego podstępu pan użył, czy można to przypisać pańskim gruczołom narkotycznym, pańskiej maszynie czy też wieloletniej praktyce gry w Azad, dłuższej, niż pan przyznaje. Przewyższył nas pan i to robi wrażenie. Przykro mi tylko, że zostali ranni niewinni ludzie, jak ci gapie, których trafiono zamiast pana, oraz Lo Prinest Bermoiya. Na pewno się pan domyśla, że nie chcemy, by pan dalej grał. Urząd Cesarski nie ma nic wspólnego z Biurem Mistrzostw, więc niewiele możemy zrobić bezpośrednio. Mamy jednak pewne propozycje.
— Mianowicie? — Gurgeh sączył drinka.
— Jak już mówiłem — Hamin wycelował fajkę w Gurgeha — mamy wiele praw. Zatem mamy wiele zbrodni. Niektóre z nich o charakterze seksualnym, jasne? — Gurgeh patrzył w szklankę. — Nie muszę podkreślać — ciągnął Hamin — że dzięki fizjologii naszego gatunku jesteśmy… wyjątkowi… można by powiedzieć szczególnie utalentowani pod tym względem. Ponadto w naszym społeczeństwie można władać ludźmi. Można sprawić, by jakaś osoba — lub nawet kilka osób — robiła rzeczy, których nie chciałaby robić. Możemy tu panu zaproponować doznania, jakie, zgodnie z pańskim twierdzeniem, nie byłyby możliwe w pana świecie. — Apeks nachylił się bliżej, ściszył głos. — Czy może pan sobie wyobrazić, jak to jest, gdy ma się kilka osób, mężczyzn i kobiet, a nawet apeksów, którzy, jeśli pan sobie zażyczy, spełnią wszystkie pańskie rozkazy. — Hamin wystukał fajkę o nogę stołu. Popiół unosił się nad brzęczącym droną. Rektor Kolegium Candsev uśmiechał się konspiracyjnie i wygodnie rozparty, napychał ponownie fajkę mieszanką z woreczka. Olos pochylił się ku Gurgehowi.
— Ta cała wyspa należy do pana tak długo, jak pan zechce. Może pan mieć tyle osób rozmaitych płci, ile się panu spodoba.
— Ale musiałbym wycofać się z gry.
— Tak, ma pan zrezygnować — potwierdził Olos.
Hamin skinął głową.
— Są precedensy.
— Cała wyspa? — Gurgeh ostentacyjnie rozejrzał się po łagodnie oświetlonym ogrodzie na dachu. Ukazała się grupa tancerzy; wygimnastykowani, skąpo odziani mężczyźni, apeksy i kobiety wchodzili po schodkach na małą scenę za muzykami.
— Wszystko — powiedział Olos. — Wyspa, dom, służący, tancerze. Wszystko i wszyscy.
Gurgeh skinął głową, ale nic nie powiedział. Hamin ponownie zapalił fajkę.
— Nawet zespół. — Zakasłał, wskazał na muzyków. — Co pan sadzi o tych instrumentach? Brzmią miło, prawda?
— Bardzo przyjemnie. — Gurgeh popijając, obserwował tancerzy ustawiających się na podium.
— Nawet w tym nie wszystko pan dostrzega — powiedział Hamin. — Rozumie pan, czerpiemy wielką przyjemność, wiedząc, za jaką cenę kupiono tę muzykę. Widzi pan ten instrument smyczkowy, ten po lewej, z ośmioma strunami?
Gurgeh potaknął.
— Każda z tych stalowych strun udusiła człowieka — powiedział Hamin. — Widzi pan tę białą fujarkę, na której gra mężczyzna?
— Tę w kształcie kości? Hamin zaśmiał się.
— Żeńska kość udowa, usunięta bez znieczulenia.
— Jasne. — Gurgeh wziął kilka słodkich orzechów z miski na stole. — Są w zestawie dwie takie, czy też macie wiele jednonogich kobiet-krytyków muzycznych?
— Widzisz — Hamin zwrócił się do Olosa. — Zaczyna doceniać. — Apeks skinął muzykom, którzy teraz mieli za plecami gotowych do spektaklu tancerzy. — Bębny wykonano z ludzkiej skóry. Teraz pan rozumie, dlaczego każdy zestaw nazywa się rodziną. Poziomy instrument perkusyjny zrobiony jest z kości palców, a… no, są jeszcze inne instrumenty, ale chyba pan rozumie, dlaczego brzmienie tej muzyki jest tak… cenne dla tych z nas, którzy wiedzą, co złożyło się na jej powstanie?
— O tak — odparł Gurgeh.
Tancerze zaczęli występ. Sprawni, wyćwiczeni, robili wrażenie. Niektórzy z nich musieli nosić uprząż AG, gdyż unosili się w powietrzu niczym olbrzymie, powolne nierzeczywiste ptaki.
— Rozumie pan, panie Gurgeh — powiedział Hamin. — W Cesarstwie można być po jednej lub drugiej stronie. Można grać i można być… instrumentem dla grającego. — Hamin uśmiechnął się z tej gry słów w eańskim i do pewnego stopnia również w maraińskim.
Gurgeh obserwował tancerzy przez chwilę.
— Zagram, rektorze. Na Echronedal — oznajmił, nie odrywając oczu od baletu. W rytm muzyki stukał pierścieniem o brzeg kieliszka.
Hamin westchnął.
— Muszę panu powiedzieć, Jernau Gurgeh, że jesteśmy zaniepokojeni. — Znowu pociągnął fajkę, wpatrywał się w rozżarzoną główkę. — Niepokoi nas wpływ, jaki pańska gra mogłaby wywrzeć na morale naszych ludzi. Wielu z nich to ludzie prości, naszym obowiązkiem jest chronić ich od brutalnej rzeczywistości. W pewnych przypadkach. A czy może być bardziej brutalna rzeczywistość niż świadomość, że większość z nich jest naiwna, okrutna i głupia? Nie zrozumieją, że obcy, kosmita, przybył tu i znakomicie sobie radzi w świętej grze. My tutaj, należący do dworu i kolegiów nie przejmujemy się tym aż tak bardzo, musimy jednak myśleć o zwykłych, przeciętnych… powiedziałbym nawet niewinnych ludziach. A to, co musimy robić, za co niesiemy odpowiedzialność, nie zawsze sprawia nam przyjemność. Znamy jednak swe obowiązki i spełnimy je. Dla ich dobra, dla naszego Cesarza.
Hamin znów się pochylił ku Gurgehowi.
— Nie zamierzamy pana zabić, panie Gurgeh, choć powiedziano mi, że przy dworze istnieją koterie, które tylko tego pragną, a w służbie bezpieczeństwa, jak wieść niesie, są ludzie gotowi to z łatwością wykonać. Nie, nic brutalnego, ale… — Stary apeks pykał łagodnie z fajeczki. Gurgeh czekał.
Hamin wycelował w niego cybuch.
— Muszę panu powiedzieć, Gurgeh, że bez względu na to, jak pan wypadnie w pierwszej grze na Echronedal, zostanie ogłoszone, że pan przegrał. Mamy absolutną kontrolę nad służbami komunikacyjnymi i informacyjnymi na Planecie Ognia, więc dla prasy i publiczności będzie pan uchodził za pokonanego już w pierwszej rundzie. Zrobimy, co trzeba, by wszystko wyglądało tak, jakby to się naprawdę stało. Może pan rozpowiadać to, co pan tu usłyszał, i po wydarzeniu również może pan mówić, co pan chce. I tak zostałby pan wyśmiany. Wszystko przebiegnie zgodnie z moim opisem. Prawda już została określona.
Читать дальше