— Planetę, z której przybyłem, Trondheim, pokrywa głównie lód i woda. Jakaś skała tu czy tam, odrobina żyznej gleby, ale ten, kto nie potrafi wiosłować, jest kaleką bardziej jeszcze niż gdyby nie umiał chodzić.
— Czy tam się urodziłeś?
— Nie. Tam ostatnio Mówiłem — usiadł na gramie, przodem do wody. Usiadła obok.
— Mama jest zła na ciebie. Wargi ułożyły się w półuśmiech.
— Mówiła mi. Bez zastanowienia Ela zaczęła usprawiedliwiać matkę.
— Próbowałeś odczytać jej zbiory.
— Odczytałem jej zbiory. Większość. Wszystkie prócz tych, na których mi najbardziej zależało.
— Wiem. Quim mi powiedział — zauważyła, że odczuwa rodzaj dumy z systemu zabezpieczeń mamy, który okazał się dla niego za trudny. Potem przypomniała sobie, że w tej sprawie nie stoi po stronie matki. Od lat próbowała ją nakłonić, by odblokowała dla niej te pliki. Rozpęd jednak niósł ją dalej; wypowiadała słowa, których nie miała zamiaru wypowiadać. — Olhado siedzi w domu z wyłączonymi oczami i na cały regulator puszcza muzykę. Jest bardzo zły.
— No cóż… uważa, że go zdradziłem.
— A to nieprawda? — nie to chciała powiedzieć.
— Jestem Mówcą Umarłych. Kiedy mówię, mówię tylko prawdę i nie trzymam się z daleka od cudzych tajemnic.
— Wiem. Dlatego wezwałam Mówcę. Dla nikogo nie czujesz szacunku.
— Po co mnie tu sprowadziłaś? — spytał poirytowany.
Wszystko przebiegało całkiem inaczej niż planowała. Rozmawiała z nim, jakby była jego przeciwnikiem, jakby wcale nie czuła wdzięczności za to, co już dla nich uczynił. Rozmawiała jak z wrogiem. Czy Quim opanował mój umysł, że mówię nie to, co myślę?
— Sama zaprosiłaś mnie nad rzekę. Nikt z rodziny nie chce ze mną rozmawiać, aż nagle dostaję wiadomość od ciebie. Chcesz się poskarżyć na to, że ingeruję w sprawy osobiste? Czy powiedzieć, że nikogo nie szanuję?
— Nie — odparła żałośnie. — Miało być całkiem inaczej.
— Nie przyszło ci do głowy, że nie zostałbym Mówcą, gdybym nie czuł szacunku dla innych? Zrozpaczona odpowiedziała bez zastanowienia:
— Chciałabym, żebyś dotarł do wszystkich plików. Żebyś wykrył wszystkie jej sekrety i opublikował je na Stu Światach! Miała łzy w oczach, choć sama nie wiedziała, dlaczego.
— Rozumiem. Tobie także nie pokazała zapisów.
— Sou aprendiz dela, nao sou? E porque choro, diga-me! O senhor tem o jeito.
— Nie mam daru skłaniania ludzi do płaczu, Elu — odpowiedział cicho. Jego głos był jak pieszczota. Nie, mocniej: był jak uścisk dłoni trzymającej jej rękę, uspokajający i dodający sił. — To prawda sprawia, że płaczesz.
— Sou ingrata, sou ma filha…
— Tak, jesteś niewdzięczną i okropną córką — zaśmiał się cicho. — Przez wszystkie lata chaosu i zaniedbania utrzymujesz rodzinę matki w całości, z niewielką tylko pomocą z jej strony, a kiedy zaczynasz karierę w jej zawodzie, nie udziela ci najbardziej istotnej informacji. Zasługujesz na jej miłość i zaufanie, ona zaś odpłaca ci zamykając swoje życie, w domu i w pracy. Wtedy wreszcie mówisz komuś, że masz tego dosyć. Doprawdy, jesteś jedną z najgorszych osób, jakie w życiu spotkałem.
Rozśmieszyło ją własne samooskarżenie, ale — po dziecinnemu — nie chciała śmiać się z samej siebie.
— Nie pouczaj mnie — starała się zawrzeć w swoim głosie jak najwięcej dumy. Zauważył. Jego oczy stały się nagle odległe i zimne.
— Nie opluwaj przyjaciela — powiedział. Nie chciała, by się od niej oddalał. Nie mogła się jednak opanować.
— Nie jesteś moim przyjacielem — rzuciła zimno. Przez chwilę bała się, że uwierzy. Potem jednak na jego twarzy pojawił się uśmiech.
— Nie poznałabyś przyjaciela, choćbyś się z nim zderzyła. Owszem, poznałabym, pomyślała. Właśnie jednego widzę. Uśmiechnęła się do niego.
— Elu — powiedział. — Czy jesteś dobrym ksenobiologiem?
— Tak.
— Masz osiemnaście lat. Mogłaś zdawać egzaminy, kiedy skończyłaś szesnaście. Nie przystąpiłaś do nich.
— Mama mi nie pozwoliła. Powiedziała, że nie jestem gotowa.
— Po skończeniu szesnastu lat nie potrzebujesz zgody matki.
— Uczeń potrzebuje zgody swojego mistrza.
— Teraz masz osiemnaście i nawet to nie jest ci potrzebne.
— Ona nadal jest ksenobiologiem Lusitanii. To jej laboratorium. A jeśli zdam ten egzamin i będę mogła tam wejść dopiero po jej śmierci?
— Groziła d tym?
— Jasno dała do zrozumienia, że nie powinnam przystępować do testów.
— Ponieważ, gdy tylko przestaniesz być uczniem, gdy dopuści cię do laboratorium jako współksenobiologa, uzyskasz pełny dostęp…
— Do wszystkich roboczych plików. Do wszystkich zablokowanych plików.
— I dlatego postanowiła zniszczyć karierę własnej córce, dlatego na zawsze zepsuła ci opinię: nie przygotowana do egzaminu w wieku osiemnastu lat. Żebyś tylko nie dotarła do tych zbiorów.
— Tak.
— Dlaczego?
— Bo jest szalona.
— Nie, Elu. Kimkolwiek jest Novinha, z pewnością nie jest szalona.
— Ela e boba mesma, Senhor Falante. Roześmiał się i usiadł wygodnie.
— Więc powiedz mi, w jaki sposób jest boba.
— Mogę ci podać całą listę powodów. Po pierwsze: nie dopuściła do badań Descolady. Trzydzieści cztery lata temu Descolada niemal zniszczyła kolonię. Moi dziadkowie, Os Venerados, Deus os abencoe, z najwyższym wysiłkiem zwalczyli epidemię. W oczywisty sposób nośniki choroby nadal są obecne — musimy jeść pewne elementy, rodzaj dodatkowej witaminy, by powstrzymać atak choroby. Mówili ci o tym, prawda? Jeśli nośnik dostanie się do twojego organizmu, musisz jeść te środki do końca życia, nawet jeśli stąd odlecisz.
— Tak, wiedziałem o tym.
— Nie pozwala mi badać czynnika Descolady. Wcale. Wyniki znajdują się w części zablokowanych zbiorów. Odcięła dostęp do wszystkich odkryć Gusta i Cidy. Niczego nie można odnaleźć. Oczy Mówcy zwęziły się.
— Rozumiem. To trzecia część boba. Co z resztą?
— To więcej niż jedna trzecia. Cokolwiek było nośnikiem choroby, potrafiło się zaadaptować i stało ludzkim pasożytem po dziesięciu latach od założenia kolonii. Po dziesięciu latach! Jeśli raz się przystosowało, to może się przystosować po raz drugi.
— Może ona tak nie uważa.
— Może powinnam mieć prawo do własnej opinii. Uspokajająco położył dłoń na jej kolanie.
— Masz rację. Ale mów dalej. Jaki masz drugi dowód, że jest boba?
— Nie pozwala na żadne badania teoretyczne. Żadnej taksonomii. Żadnych modeli ewolucyjnych. Kiedy próbuję czegoś takiego, mówi, że chyba nie mam nic do roboty i dodaje mi zleceń póki nie uzna, że zrezygnowałam.
— Jak rozumiem, nie zrezygnowałaś.
— Przecież to właśnie jest celem ksenobiologii. Naturalnie, to świetnie, że potrafi wyprodukować ziemniaki do maksimum wykorzystujące miejscowe składniki odżywcze. Albo amarant, który sprawił, że kolonia otrzymuje dostateczną ilość protein z dziesięciu akrów upraw. Ale to tylko molekularna żonglerka.
— To przetrwanie.
— Ale my nic nie wiemy! To tak, jak pływanie po powierzchni oceanu. Dobrze ci idzie, możesz poruszać się dookoła, ale nie wiesz, czy w dole nie ma rekinów. Może właśnie otaczają nas rekiny, a ona nie chce o tym wiedzieć.
— A po trzecie?
— Nie chce wymieniać informacji z Zenadorami. Kropka. Niczego. I to już naprawdę szaleństwo. Nie możemy wyjść poza ogrodzenie. Nie mamy nawet jednego drzewa, które moglibyśmy badać. Nie mamy pojęcia o florze i faunie tej planety, z wyjątkiem okazów, które przypadkiem znalazły się wewnątrz ogrodzenia. Jedno stado cabry, kępa trawy capim, trochę inna ekologia nadrzeczna i to wszystko. Nic na temat gatunków zwierząt leśnych, żadnej wymiany informacji. My im niczego nie mówimy, a jeśli oni przesyłają nam dane, kasujemy zbiory bez czytania. Można pomyśleć, że ona zbudowała wokół nas mur, przez który nic nie może się przedostać. W żadną stronę.
Читать дальше